Ze świata nieruchomości - strona 52

Kupujący nie chcą parteru i ślepych kuchni

Wysokie piętro, ale nie ostatnie, kameralne osiedle, oddzielne wejście do każdego pomieszczenia, dobra infrastruktura - to według doradców Home Broker najbardziej pożądane cechy mieszkań. Na drugim biegunie mamy mieszkania na parterze, bez balkonu, w amfiladzie, ze ślepą kuchnią i położone od strony północnej.
- Najważniejszym parametrem mieszkania, często przesądzającym o jego atrakcyjności, jest lokalizacja - mówi Mateusz Placek, doradca Home Broker z Wrocławia. Chodzi o dobrą komunikację, czyli np. szybki dojazd do centrum, bliskość sklepów, szkół czy przedszkoli, a także terenów rekreacyjnych. Nawet w obrębie jednej dzielnicy mieszkanie położone w lokalizacji uważanej za dobrą może być droższe o 20-30 proc. Przykładowo, 3-pokojowe mieszkanie na Ursynowie o powierzchni 87,5m2, położone przy bardzo popularnej Alei Komisji Edukacji Narodowej kosztuje 8609zł/m2. Lokal jest w stanie deweloperskim i znajduje się w nowym bloku o wysokim standardzie. Gdyby natomiast zrezygnować z bliskości metra i wybrać nowe, kameralne, osiedle na trudno dostępnej Białołęce, cena za lokal o prawie identycznej powierzchni spadnie do 6818zł/m2. Nie jest to przykład ekstremalny, ale nawet tu niezbędna jest dopłata do lepszej lokalizacji na poziomie 26 proc.

Im wyżej, tym lepiej

- Mieszkania, które cieszą się największym powodzeniem, to lokale z oddzielnym wejściem do każdego pomieszczenia, czyli rozkładowe - mówi Rafał Gójski, doradca Home Broker z Warszawy. W nowym budownictwie obowiązuje zasada, że im wyższe piętro, tym lepiej. Średnio o ponad 8 proc. więcej należy obecnie zapłacić za wyższe piętro w jednej z inwestycji na Woli. Na najniższym piętrze lokal dwupokojowy kosztuje średnio 7330zł/m2, podczas gdy na piątym piętrze średnia cena wzrasta do 7923zł/m2. W przypadku starego budownictwa czy wielkiej płyty ostatnie piętra nie są jednak pożądane ze względu na wysokie temperatury latem i utratę ciepła zimą.

Cena w limicie "Rodziny na swoim"

Klienci chętniej wybierają kameralne osiedla niż blokowiska. Za przeprowadzkę z mieszkania w wielkiej płycie, do mieszkania w nowym budynku po drugiej stronie ulicy trzeba czasem dopłacić ponad 50 proc. ceny każdego metra kwadratowego. Dwupokojowe mieszkanie o powierzchni 36,6m2 w bloku z 1968 roku na ulicy Bruna kosztuje bowiem 321 tys. zł. Na sąsiednim osiedlu - ulicy Chodkiewicza - mieszkanie o identycznym metrażu w nowym budynku (wykończone) kosztuje natomiast 495 tys. zł. Kupujący wymagają ponadto, aby mieszkanie miało balkon. W ostatnich miesiącach pożądaną cechą stało się również to, aby cena mieszkania umożliwiła skorzystanie z preferencyjnego kredytu w ramach programu "Rodzina na swoim".

Garaż nie zawsze pożądany

Różnie bywa natomiast z garażem. W przypadku mieszkań 3-pokojowych i większych w nowym budownictwie, garaż jest standardem. Jednak w przypadku mniejszych lokali nie zawsze jest pożądany, gdyż podnosi cenę o 5-10 proc. - Część klientów woli zaoszczędzić taką kwotę i przeznaczyć ją na wykończenie mieszkania - wyjaśnia R. Gójski. Mateusz Placek dodaje z kolei, że klienta można czasem skusić dodatkowymi "bonusami", takimi, jak komórki lokatorskie, tarasy czy ogródki, aczkolwiek - podobnie jak w przypadku garaży - nie są to najważniejsze cechy mieszkania.

Bez balkonu = taniej

Zdecydowanie najbardziej niepożądane cechy mieszkania to z kolei: parter, brak balkonu, amfilada oraz ślepa kuchnia. - Kupujący często odrzucają też mieszkania usytuowane od strony północnej, zwłaszcza jeśli są to małe lokale z oknami wychodzącymi na jedną stronę budynku - ocenia Rafał Gójski. Różnie bywa natomiast z położeniem w ruchliwym, głośnym miejscu. Są bowiem osoby, którym to nie przeszkadza, zwłaszcza, jeśli mieszkanie położone jest w centrum. Bliskość ruchliwej ulicy może jednak obniżyć cenę mieszkania 10-20 proc., a nawet więcej, w przypadku lokalizacji na obrzeżach miast, gdzie zwykle ucieka się przed zgiełkiem.

Jak przygotować mieszkanie dla sprzedaży, aby zwiększyć szanse znalezienia nabywcy

Sprzedając mieszkanie nie mamy wpływu na jego lokalizację, piętro, rozkład czy fakt posiadania balkonu. Od drobnych rzeczy zależeć może jednak to, jak szybko lokal znajdzie nabywcę. Ewa Mieszkowska, doradca Home Broker, radzi, jak przygotować mieszkanie do sprzedaży.

Oczywistą sprawą może wydać się to, że przed prezentacją mieszkania kupującym trzeba je dokładnie posprzątać i wywietrzyć. Sprzedający nie zawsze jednak o tym pamiętają. Kolejna ważna czynność, to umycie okien i powieszenie czystych, jasnych firanek. Dotyczy to także mieszkań przeznaczonych do remontu. Mieszkanie z czystymi oknami wygląda bowiem na lepiej doświetlone. Poza tym, prezentacji powinno się dokonywać o takiej porze dnia, kiedy można najbardziej wyeksponować korzystne cechy mieszkania. Przykładowo, lokal z widokiem na ruchliwe city - w nocy, a mieszkanie z widokiem na tereny zielone - w dzień, najlepiej wtedy, gdy jest najwięcej słońca.

Kolejny ważny element to sposób zachowania sprzedających, ich otwartość, komunikatywność. Z takimi osobami chętniej dobija się targu. Sprzedający powinien sam udzielać ważnych informacji, nie czekając na pytania kupujących. Wielu pozytywnych cech nie widać, jeśli kupujący o tym nie powiedzą, np. sprawnego zarządcy budynku czy miłego sąsiedztwa.

Przed sprzedażą warto założyć księgę wieczysta, jeśli mieszkanie jej nie ma. Niekoniecznie chodzi o możliwość zakupu mieszkania na kredyt. Wielu klientów nie chce nawet oglądać mieszkań bez księgi wieczystej.

Nie ma natomiast jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy warto remontować mieszkanie przed sprzedażą. Są bowiem klienci, którzy kupują tylko lokale do remontu. Z kolei osoby, które kupują mieszkania w celach inwestycyjnych, zwykle wolą, aby było już wykończone.

 

Źródło: interia.pl

Kondycja konsumentów martwi coraz bardziej

W kontekście lutowego badania koniunktury w naszej gospodarce, jak również styczniowych sprzedaży detalicznej i bezrobocia, zrozumiała staje się słabość warszawskiego parkietu w ostatnim czasie. Wszystkie te doniesienia wskazują na ograniczone tempo poprawy sytuacji gospodarczej.

Wskaźniki koniunktury potwierdzają zróżnicowaną kondycję poszczególnych branż. O ile w przemyśle widać nadal poprawę (choć i tu mamy duże podziały między producentami z różnych działów), to już handel i budownictwo budzą niepokój. Taką samą polaryzację mamy w usługach, gdzie w sektorze finansowym sytuacja jest bardzo dobra, ale w działalności gastronomicznej, związanej z zakwaterowaniem, transportem, czy magazynowaniem jest źle.

Styczniowe dane wskazują też wyraźnie na konieczność zmiany myślenia o gospodarce. Dziś już nie jest tak istotne, w jakim stopniu podniesie się produkcja, ale czy spotka się to z wystarczającym popytem ze strony konsumentów. Spadek styczniowej sprzedaży detalicznej w ujęciu realnym w naszym kraju, czy znaczące pogorszenie nastrojów amerykańskich konsumentów w lutym, każą mieć co do tego wątpliwości.

Wtorkowe notowania na naszym parkiecie niczego jeszcze nie rozstrzygnęły, ale zniżkę notowań można traktować jako krok w stronę kontynuacji ruchu w dół, który może sprowadzić indeks WIG w rejon przynajmniej 35 tys. pkt. Oceniamy, że taki scenariusz byłby korzystny dla regularnie inwestujących w akcje. Pozwalałby na ich skupowanie po niższych, bardziej atrakcyjnych cenach.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Oceny koniunktury w naszym kraju w lutym, podobnie jak w poprzednich miesiącach, były bardzo zróżnicowane, co ogranicza oczekiwania dotyczące skali i tempa ożywienia gospodarczego Choć słabą sprzedaż detaliczną w styczniu w Polsce można w pewnym stopniu tłumaczyć czynnikami jednorazowymi, to jednocześnie te dane potwierdziły słabnięcie kondycji konsumentów, jakie było widać już w poprzednich miesiącach.

Rynki nieruchomości

Luty nie przyniósł poprawy ocen koniunktury przez przedstawicieli branży budowlanej w Polsce. Podobnie jak miesiąc wcześniej o 15 pkt proc. więcej przedsiębiorstw wskazywało na jej pogarszanie się niż poprawę. Po 2 pkt proc. podniósł się zarówno odsetek tych, którzy sygnalizują regres, jak i polepszenie sytuacji. Pierwszych jest w tym miesiącu 30 proc., drugich-15 proc. Przedsiębiorcy notują dalszy spadek produkcji oraz portfela zamówień. Wpływ na to mają niekorzystne warunki atmosferyczne. Natomiast zbliżająca się wiosna powoduje nieznaczny optymizm w zakresie portfela zamówień w perspektywie najbliższych 3 miesięcy. Wykorzystanie mocy produkcyjnych w branży budowlanej spadło 56 proc. w porównaniu z 71 proc. rok wcześniej.

W Ameryce natomiast indeks S&P/Case Schiller przyniósł kolejny spadek cen domów w skali roku. W grudniu wyniósł 3,1 proc. i był najmniejszy od maja 2007 r. Wciąż zatem negatywne tendencje w zakresie cen domów mają miejsce.

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Informacja prasowa

Kondycja konsumentów martwi coraz bardziej

W kontekście lutowego badania koniunktury w naszej gospodarce, jak również styczniowych sprzedaży detalicznej i bezrobocia, zrozumiała staje się słabość warszawskiego parkietu w ostatnim czasie. Wszystkie te doniesienia wskazują na ograniczone tempo poprawy sytuacji gospodarczej.

Wskaźniki koniunktury potwierdzają zróżnicowaną kondycję poszczególnych branż. O ile w przemyśle widać nadal poprawę (choć i tu mamy duże podziały między producentami z różnych działów), to już handel i budownictwo budzą niepokój. Taką samą polaryzację mamy w usługach, gdzie w sektorze finansowym sytuacja jest bardzo dobra, ale w działalności gastronomicznej, związanej z zakwaterowaniem, transportem, czy magazynowaniem jest źle.

Styczniowe dane wskazują też wyraźnie na konieczność zmiany myślenia o gospodarce. Dziś już nie jest tak istotne, w jakim stopniu podniesie się produkcja, ale czy spotka się to z wystarczającym popytem ze strony konsumentów. Spadek styczniowej sprzedaży detalicznej w ujęciu realnym w naszym kraju, czy znaczące pogorszenie nastrojów amerykańskich konsumentów w lutym, każą mieć co do tego wątpliwości.

Wtorkowe notowania na naszym parkiecie niczego jeszcze nie rozstrzygnęły, ale zniżkę notowań można traktować jako krok w stronę kontynuacji ruchu w dół, który może sprowadzić indeks WIG w rejon przynajmniej 35 tys. pkt. Oceniamy, że taki scenariusz byłby korzystny dla regularnie inwestujących w akcje. Pozwalałby na ich skupowanie po niższych, bardziej atrakcyjnych cenach.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Oceny koniunktury w naszym kraju w lutym, podobnie jak w poprzednich miesiącach, były bardzo zróżnicowane, co ogranicza oczekiwania dotyczące skali i tempa ożywienia gospodarczego Choć słabą sprzedaż detaliczną w styczniu w Polsce można w pewnym stopniu tłumaczyć czynnikami jednorazowymi, to jednocześnie te dane potwierdziły słabnięcie kondycji konsumentów, jakie było widać już w poprzednich miesiącach.

Rynki nieruchomości

Luty nie przyniósł poprawy ocen koniunktury przez przedstawicieli branży budowlanej w Polsce. Podobnie jak miesiąc wcześniej o 15 pkt proc. więcej przedsiębiorstw wskazywało na jej pogarszanie się niż poprawę. Po 2 pkt proc. podniósł się zarówno odsetek tych, którzy sygnalizują regres, jak i polepszenie sytuacji. Pierwszych jest w tym miesiącu 30 proc., drugich-15 proc. Przedsiębiorcy notują dalszy spadek produkcji oraz portfela zamówień. Wpływ na to mają niekorzystne warunki atmosferyczne. Natomiast zbliżająca się wiosna powoduje nieznaczny optymizm w zakresie portfela zamówień w perspektywie najbliższych 3 miesięcy. Wykorzystanie mocy produkcyjnych w branży budowlanej spadło 56 proc. w porównaniu z 71 proc. rok wcześniej.

W Ameryce natomiast indeks S&P/Case Schiller przyniósł kolejny spadek cen domów w skali roku. W grudniu wyniósł 3,1 proc. i był najmniejszy od maja 2007 r. Wciąż zatem negatywne tendencje w zakresie cen domów mają miejsce.

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Informacja prasowa

"Rodzinie na Swoim" najłatwiej w Łodzi

Bank Gospodarstwa Krajowego, odpowiedzialny za program "Rodzina na Swoim" zapowiada, że w 2010 roku wartość kredytów z dopłatami do odsetek wzrośnie w porównaniu z minionym rokiem o około 40 proc. i przekroczy 7,5 mld zł. Gold Finance i redNet Consulting, firma monitorująca rynek nieruchomości sprawdzili, w których miastach największe są szanse na skorzystanie z kredytów z dopłatami do odsetek.

Z 7 największych aglomeracji w Polsce obecnie największy wybór nowych mieszkań z ceną poniżej limitu wyznaczonego w programie "Rodzina na Swoim", mają Łodzianie. Niemal z cudem graniczy dobranie do swoich potrzeb nowego mieszkania w Krakowie. Łatwo nie mają też mieszkańcy Katowic.

W Warszawie i Wrocławiu co trzecie mieszkanie nadaje się do programu "Rodzina na Swoim"

Cenę poniżej maksymalnego limitu wyznaczonego przez program "Rodzina na Swoim" ma w Łodzi niemal 6 na 10 wystawionych przez deweloperów mieszkań. Nieźle przebierać można również w odpowiednich ofertach mieszkań o powierzchni do 75 m. kw. w Gdańsku i Poznaniu. Tam cenę metra kw. niższą od maksimum wyznaczonego dla "Rodziny na Swoim" ma prawie połowa lokali - wynika ze wspólnego raportu Gold Finance i redNet Consulting. W środku statystyk znalazły się Wrocław i Warszawa, gdzie prawie co trzecie mieszkanie ma cenę niższą niż maksimum wyznaczone w programie.


Goldfinance

Nie lada wyczynem jest natomiast znalezienie odpowiedniego nowego mieszkania kwalifikującego się na kredyt z dopłatami w Krakowie. W grodzie Kraka tylko co dziesiąte nowe mieszkanie ma cenę m. kw. nie przekraczającą limitu wyznaczonego dla kredytów z dopłatami do odsetek, czyli 6055 zł.

Z 7 największych aglomeracji w kraju, również w Katowicach jest trudno o mieszkanie kwalifikujące się do kredytu z dopłatami. Tutaj na wszystkie oferowane na rynku odpowiednią cenę ma co czwarte.

W Krakowie warunki programu Rodzina na Swoim zupełnie rozmijają się z realiami

O roli, jaką ma szansę odegrać w poszczególnych aglomeracjach program "Rodzina na Swoim" świadczy również średnia cena, po jakiej zawierane są transakcje sprzedaży. W trzech aglomeracjach w styczniu była ona wyższa od limitu w ramach programu "Rodzina na Swoim", a w czterech niższa.

Tu znów najgorzej wypada Kraków. W Krakowie dochodzi do największych rozbieżności między limitem wyznaczonym w programie "Rodzina na Swoim", a faktycznymi transakcjami. Limit cenowy mieszkania dla kredytów z dopłatami wynosi 6055 zł za m. kw. i jest niższy niż wyznaczony dla Warszawy, Poznania, Wrocławia i Gdańska. Tymczasem średnia cena m. kw. w umowach sprzedaży wynosiła 7068 zł i była drugą co do wysokości po warszawskiej. Nieco mniejszy rozrzut panował w styczniu w Warszawie. Średnia cena metra w transakcjach wyniosła 8388 zł, podczas gdy limit w "Rodzinie na Swoim" to 7699 zł. Ceny transakcyjne przebijają też limity cenowe z programu we Wrocławiu. Dużo lepsze rokowania mamy dla mieszkańców Poznania, Łodzi, Katowic i Gdańska. W każdym z tych miast średnia cena transakcji sprzedaży mieszkań była w styczniu niższa niż limity cenowe mieszkań wyznaczone dla kredytów z dopłatami. W Gdańsku było to możliwe dzięki podwyższeniu na początku roku ceny limitu z 5744 do 6487 zł.


Goldfinance

Za chwilę już 19 banków będzie oferowało kredyty z dopłatami

Jak informuje Bank Gospodarstwa Krajowego, odpowiedzialny za program "Rodzina na Swoim" w styczniu 2010 r. z kredytów zapewniających dopłaty do odsetek skorzystało blisko 2 300 osób. Pożyczyły one 421 367 tys. zł. Jeśli zestawić te wyniki z osiągnięciami z grudnia ubiegłego roku (ok. 3 tys. osób pożyczyło 530 mln zł), to styczniowe dane nie wypadają spektakularnie. Ale tradycyjnie początek roku nie jest szczególnie dynamiczny ani na rynku nieruchomości, ani też na rynku kredytowym. W styczniu 2009 r. z kredytu z dopłatami do odsetek skorzystało zaledwie 700 osób. Podpisały one umowy na ok. 100 mln zł.

W ciągu całego minionego roku udzielonych zostało prawie 31 tys. preferencyjnych kredytów na kwotę 5,417 mld zł. Przewiduje się, że w tym roku będzie ich około 40 proc. więcej. W tej chwili kredyt w ramach programu "Rodzina na swoim" oferuje 17 banków, a BGK jest w trakcie podpisywania umowy z dwoma kolejnymi.

Banki oferujące kredyt "Rodzina na swoim":

1. Alior Bank S.A.

2. Allianz Bank Polska S.A.

3. Bank BPH S.A.

4. Bank Gospodarki Żywnościowej S.A.

5. Bank Handlowy w Warszawie S.A.

6. Bank Pekao S.A.

7. Bank Pocztowy SA

8. Bank Polskiej Spółdzielczości S.A.

9. Bank Zachodni WBK S.A.

10. Euro Bank S.A.

11. Getin Noble Bank SA

12. Gospodarczy Bank Wielkopolski S.A.

13. Lukas Bank S.A.

14. Mazowiecki Bank Regionalny S.A.

15. Multi Bank S.A. (BRE Bank S.A.)

16. Pekao Bank Hipoteczny S.A.

17. PKO Bank Polski S.A.

Dla kogo ta propozycja

Kredyt z dopłatami kierowany jest do małżeństw lub osób samotnie wychowujących dziecko pod warunkiem, że nie są właścicielami nieruchomości. Kredytowany jest zakup mieszkania, którego maksymalna powierzchnia nie przekracza 75 m kw. (dopłaty są tylko dla 50 m. kw.) oraz dom, którego powierzchnia użytkowa nie przekracza 140 m. kw. (dopłaty są tylko dla 70 m. kw.). Państwo dopłaca połowę odsetek przez pierwszych 8 lat trwania kredytu. Obecnie współfinansuje odsetki w wysokości 6,2 proc.

Halina Kochalska, Analityk Gold Finance

źródło informacji: Goldfinance

"Rodzinie na Swoim" najłatwiej w Łodzi

Bank Gospodarstwa Krajowego, odpowiedzialny za program "Rodzina na Swoim" zapowiada, że w 2010 roku wartość kredytów z dopłatami do odsetek wzrośnie w porównaniu z minionym rokiem o około 40 proc. i przekroczy 7,5 mld zł. Gold Finance i redNet Consulting, firma monitorująca rynek nieruchomości sprawdzili, w których miastach największe są szanse na skorzystanie z kredytów z dopłatami do odsetek.

Z 7 największych aglomeracji w Polsce obecnie największy wybór nowych mieszkań z ceną poniżej limitu wyznaczonego w programie "Rodzina na Swoim", mają Łodzianie. Niemal z cudem graniczy dobranie do swoich potrzeb nowego mieszkania w Krakowie. Łatwo nie mają też mieszkańcy Katowic.

W Warszawie i Wrocławiu co trzecie mieszkanie nadaje się do programu "Rodzina na Swoim"

Cenę poniżej maksymalnego limitu wyznaczonego przez program "Rodzina na Swoim" ma w Łodzi niemal 6 na 10 wystawionych przez deweloperów mieszkań. Nieźle przebierać można również w odpowiednich ofertach mieszkań o powierzchni do 75 m. kw. w Gdańsku i Poznaniu. Tam cenę metra kw. niższą od maksimum wyznaczonego dla "Rodziny na Swoim" ma prawie połowa lokali - wynika ze wspólnego raportu Gold Finance i redNet Consulting. W środku statystyk znalazły się Wrocław i Warszawa, gdzie prawie co trzecie mieszkanie ma cenę niższą niż maksimum wyznaczone w programie.


Goldfinance

Nie lada wyczynem jest natomiast znalezienie odpowiedniego nowego mieszkania kwalifikującego się na kredyt z dopłatami w Krakowie. W grodzie Kraka tylko co dziesiąte nowe mieszkanie ma cenę m. kw. nie przekraczającą limitu wyznaczonego dla kredytów z dopłatami do odsetek, czyli 6055 zł.

Z 7 największych aglomeracji w kraju, również w Katowicach jest trudno o mieszkanie kwalifikujące się do kredytu z dopłatami. Tutaj na wszystkie oferowane na rynku odpowiednią cenę ma co czwarte.

W Krakowie warunki programu Rodzina na Swoim zupełnie rozmijają się z realiami

O roli, jaką ma szansę odegrać w poszczególnych aglomeracjach program "Rodzina na Swoim" świadczy również średnia cena, po jakiej zawierane są transakcje sprzedaży. W trzech aglomeracjach w styczniu była ona wyższa od limitu w ramach programu "Rodzina na Swoim", a w czterech niższa.

Tu znów najgorzej wypada Kraków. W Krakowie dochodzi do największych rozbieżności między limitem wyznaczonym w programie "Rodzina na Swoim", a faktycznymi transakcjami. Limit cenowy mieszkania dla kredytów z dopłatami wynosi 6055 zł za m. kw. i jest niższy niż wyznaczony dla Warszawy, Poznania, Wrocławia i Gdańska. Tymczasem średnia cena m. kw. w umowach sprzedaży wynosiła 7068 zł i była drugą co do wysokości po warszawskiej. Nieco mniejszy rozrzut panował w styczniu w Warszawie. Średnia cena metra w transakcjach wyniosła 8388 zł, podczas gdy limit w "Rodzinie na Swoim" to 7699 zł. Ceny transakcyjne przebijają też limity cenowe z programu we Wrocławiu. Dużo lepsze rokowania mamy dla mieszkańców Poznania, Łodzi, Katowic i Gdańska. W każdym z tych miast średnia cena transakcji sprzedaży mieszkań była w styczniu niższa niż limity cenowe mieszkań wyznaczone dla kredytów z dopłatami. W Gdańsku było to możliwe dzięki podwyższeniu na początku roku ceny limitu z 5744 do 6487 zł.


Goldfinance

Za chwilę już 19 banków będzie oferowało kredyty z dopłatami

Jak informuje Bank Gospodarstwa Krajowego, odpowiedzialny za program "Rodzina na Swoim" w styczniu 2010 r. z kredytów zapewniających dopłaty do odsetek skorzystało blisko 2 300 osób. Pożyczyły one 421 367 tys. zł. Jeśli zestawić te wyniki z osiągnięciami z grudnia ubiegłego roku (ok. 3 tys. osób pożyczyło 530 mln zł), to styczniowe dane nie wypadają spektakularnie. Ale tradycyjnie początek roku nie jest szczególnie dynamiczny ani na rynku nieruchomości, ani też na rynku kredytowym. W styczniu 2009 r. z kredytu z dopłatami do odsetek skorzystało zaledwie 700 osób. Podpisały one umowy na ok. 100 mln zł.

W ciągu całego minionego roku udzielonych zostało prawie 31 tys. preferencyjnych kredytów na kwotę 5,417 mld zł. Przewiduje się, że w tym roku będzie ich około 40 proc. więcej. W tej chwili kredyt w ramach programu "Rodzina na swoim" oferuje 17 banków, a BGK jest w trakcie podpisywania umowy z dwoma kolejnymi.

Banki oferujące kredyt "Rodzina na swoim":

1. Alior Bank S.A.

2. Allianz Bank Polska S.A.

3. Bank BPH S.A.

4. Bank Gospodarki Żywnościowej S.A.

5. Bank Handlowy w Warszawie S.A.

6. Bank Pekao S.A.

7. Bank Pocztowy SA

8. Bank Polskiej Spółdzielczości S.A.

9. Bank Zachodni WBK S.A.

10. Euro Bank S.A.

11. Getin Noble Bank SA

12. Gospodarczy Bank Wielkopolski S.A.

13. Lukas Bank S.A.

14. Mazowiecki Bank Regionalny S.A.

15. Multi Bank S.A. (BRE Bank S.A.)

16. Pekao Bank Hipoteczny S.A.

17. PKO Bank Polski S.A.

Dla kogo ta propozycja

Kredyt z dopłatami kierowany jest do małżeństw lub osób samotnie wychowujących dziecko pod warunkiem, że nie są właścicielami nieruchomości. Kredytowany jest zakup mieszkania, którego maksymalna powierzchnia nie przekracza 75 m kw. (dopłaty są tylko dla 50 m. kw.) oraz dom, którego powierzchnia użytkowa nie przekracza 140 m. kw. (dopłaty są tylko dla 70 m. kw.). Państwo dopłaca połowę odsetek przez pierwszych 8 lat trwania kredytu. Obecnie współfinansuje odsetki w wysokości 6,2 proc.

Halina Kochalska, Analityk Gold Finance

źródło informacji: Goldfinance

Jedna stawka ryczałtu dla najmu

Sejm przyjął kolejną korzystną zmianę w opodatkowaniu najmu ryczałtem dotyczącą terminu wyboru tej formy opodatkowania przez wynajmujących – informuje „Dziennik Gazeta Prawna".
Jak czytamy dalej, początek 2010 r. przyniósł korzystne zmiany dla podatników, którzy osiągają przychody z najmu prywatnego, tzw. niezwiązanego z prowadzoną działalnością gospodarczą. Zmiany te dotyczą opodatkowania wynajmu ryczałtem ewidencjonowanym. Ta forma opodatkowania, oprócz ogólnych zasad rozliczeń, tzn. według skali podatkowej, może mieć zastosowanie do opodatkowania umów najmu. Z początkiem roku ujednolicona została stawka ryczałtu dla najmu i wynosi ona obecnie 8,5 proc. Tym samym zlikwidowana została podwyższona 20-proc. stawka, którą należało stosować w przypadku gdy przychody wynajmującego przekroczyły określony limit.
 
Kolejną korzystną zmianę w zakresie opodatkowania umów wynajmu ryczałtem ewidencjonowanym Sejm uchwalił na posiedzeniu 19 lutego 2010 r. - podaje dziennik. Polega ona na zmianie terminu na wybór tej formy opodatkowania przez podatników, którzy rozpoczynają wynajem w trakcie roku podatkowego. Dzięki wprowadzanej zmianie podatnicy rozpoczynający wynajem w trakcie roku podatkowego będą mogli zawiadomić urząd skarbowy o wyborze ryczałtu ewidencjonowanego do 20 dnia następnego miesiąca, następującego po miesiącu, w którym osiągnęli pierwszy przychód. Obecnie muszą to zrobić najpóźniej w dniu otrzymania pierwszego przychodu, w tym również zaliczki czy przedpłaty na poczet czynszu. Nowy termin na wybór ryczałtu będzie miał zastosowanie do przychodów z umów zawartych po wejściu w życie nowych przepisów.
 

 

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna"

Jedna stawka ryczałtu dla najmu

Sejm przyjął kolejną korzystną zmianę w opodatkowaniu najmu ryczałtem dotyczącą terminu wyboru tej formy opodatkowania przez wynajmujących – informuje „Dziennik Gazeta Prawna".
Jak czytamy dalej, początek 2010 r. przyniósł korzystne zmiany dla podatników, którzy osiągają przychody z najmu prywatnego, tzw. niezwiązanego z prowadzoną działalnością gospodarczą. Zmiany te dotyczą opodatkowania wynajmu ryczałtem ewidencjonowanym. Ta forma opodatkowania, oprócz ogólnych zasad rozliczeń, tzn. według skali podatkowej, może mieć zastosowanie do opodatkowania umów najmu. Z początkiem roku ujednolicona została stawka ryczałtu dla najmu i wynosi ona obecnie 8,5 proc. Tym samym zlikwidowana została podwyższona 20-proc. stawka, którą należało stosować w przypadku gdy przychody wynajmującego przekroczyły określony limit.
 
Kolejną korzystną zmianę w zakresie opodatkowania umów wynajmu ryczałtem ewidencjonowanym Sejm uchwalił na posiedzeniu 19 lutego 2010 r. - podaje dziennik. Polega ona na zmianie terminu na wybór tej formy opodatkowania przez podatników, którzy rozpoczynają wynajem w trakcie roku podatkowego. Dzięki wprowadzanej zmianie podatnicy rozpoczynający wynajem w trakcie roku podatkowego będą mogli zawiadomić urząd skarbowy o wyborze ryczałtu ewidencjonowanego do 20 dnia następnego miesiąca, następującego po miesiącu, w którym osiągnęli pierwszy przychód. Obecnie muszą to zrobić najpóźniej w dniu otrzymania pierwszego przychodu, w tym również zaliczki czy przedpłaty na poczet czynszu. Nowy termin na wybór ryczałtu będzie miał zastosowanie do przychodów z umów zawartych po wejściu w życie nowych przepisów.
 

 

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna"

Gwarancja zapłaty nie dla wszystkich

Z żądaniem udzielenia gwarancji zapłaty nie będą mogli wystąpić do inwestora m.in. architekci, inżynierowie, urbaniści, geodeci, przedsiębiorcy z branży wynajmu sprzętu budowlanego, rusztowań, transportu czy producenci i dostawcy materiałów i maszyn budowlanych – podkreśla „Dziennik Gazeta Prawna". Zgodnie z przepisami prawa budowlanego, nie są oni bowiem zaliczani do wykonawców lub podwykonawców robót budowlanych, a tylko tym grupom przysługuje dodatkowa ochrona prawna.
 
Nowelizacja nie gwarantuje dodatkowej ochrony także wszystkim przedsiębiorcom, którzy są zaliczani do grona uczestników procesu budowlanego. Z żądaniem udzielenia gwarancji zapłaty nie będą bowiem mogli wystąpić do inwestora także podwykonawcy robót budowlanych, którzy nie zawarli umowy na piśmie lub nie poinformowali inwestora głównego o tym, że prowadzą na budowie określone prace. Zgodnie bowiem z przepisami kodeksu cywilnego, które regulują umowę o roboty budowlane, umowy z podwykonawcami powinny być zawierane w formie pisemnej pod rygorem nieważności i za zgodą inwestora – czytamy.

 
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna"

Gwarancja zapłaty nie dla wszystkich

Z żądaniem udzielenia gwarancji zapłaty nie będą mogli wystąpić do inwestora m.in. architekci, inżynierowie, urbaniści, geodeci, przedsiębiorcy z branży wynajmu sprzętu budowlanego, rusztowań, transportu czy producenci i dostawcy materiałów i maszyn budowlanych – podkreśla „Dziennik Gazeta Prawna". Zgodnie z przepisami prawa budowlanego, nie są oni bowiem zaliczani do wykonawców lub podwykonawców robót budowlanych, a tylko tym grupom przysługuje dodatkowa ochrona prawna.
 
Nowelizacja nie gwarantuje dodatkowej ochrony także wszystkim przedsiębiorcom, którzy są zaliczani do grona uczestników procesu budowlanego. Z żądaniem udzielenia gwarancji zapłaty nie będą bowiem mogli wystąpić do inwestora także podwykonawcy robót budowlanych, którzy nie zawarli umowy na piśmie lub nie poinformowali inwestora głównego o tym, że prowadzą na budowie określone prace. Zgodnie bowiem z przepisami kodeksu cywilnego, które regulują umowę o roboty budowlane, umowy z podwykonawcami powinny być zawierane w formie pisemnej pod rygorem nieważności i za zgodą inwestora – czytamy.

 
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna"

Czy lepiej szukać mieszkania samodzielnie, czy z agencją nieruchomości?

Czy lepiej szukać mieszkania samodzielnie, czy z agencją nieruchomości?
Powodów do podjęcia decyzji o zakupie nowego mieszkania jest tyle, ilu kupujących. Sposobów realizacji tego zamierzenia już niestety mniej. Zakładając, że decydujemy się na zakup nieruchomości na rynku wtórnym mamy do wyboru właściwie dwie możliwości: poszukiwanie na własną rękę bądź skorzystanie z usług agencji nieruchomości. Które rozwiązanie jest korzystniejsze? Czy warto powierzyć to zadanie profesjonaliście, czy lepiej zdać się na siebie? Wydaje się, że nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Zakup mieszkania może być jednym z najbardziej radosnych bądź najbardziej stresujących doświadczeń w naszym życiu – wszystko zależy od miejsca, czasu i osób, które napotkamy po drodze. Dlatego naszą decyzję trzeba dobrze przemyśleć.
Czym zatem kierować się podejmując decyzję o skorzystaniu (bądź nie) z usług agencji nieruchomości przy poszukiwaniu własnego „M”?

Przede wszystkim trzeba mieć świadomość czym jest agencja nieruchomości.

Jakie musi spełniać standardy oraz jakie wobec niej możemy mieć oczekiwania. Pośrednictwo w obrocie nieruchomościami regulowane jest ustawą, która ściśle określa jakie warunki powinien spełniać taki podmiot. Absolutną koniecznością jest licencja zawodowa pośrednika w obrocie nieruchomościami, obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej w zakresie wykonywanych czynności oraz stosowanie się do zasad etyki zawodowej. Co to oznacza w praktyce? Od dobrej agencji mamy prawo oczekiwać nie tylko znalezienia oferty spełniającej nasze oczekiwania, ale również pełnego wsparcia przy przeprowadzeniu transakcji zakupu od strony prawnej.

Jednakże rzeczywistość bywa niestety różna. Dlatego, jeśli zamierzamy skorzystać z pomocy pośrednika warto zasięgnąć opinii wśród rodziny, znajomych czy przyjaciół i zdać się na zaufane biuro. Dobry pośrednik nie tylko dysponuje szeroką bazą ofert, ale również potrafi zdiagnozować potrzeby kupujących i przedstawić im dokładnie te propozycje, które w największym stopniu spełnią ich oczekiwania.  Jeśli  zwiedziliśmy z naszym agentem kilkadziesiąt mieszkań i to nadal nie to – dobra rada – zmieńmy pośrednika. Standardem jest również zbadanie stanu prawnego nieruchomości, sprawdzenie, czy mieszkanie nie jest obciążone zaległościami czynszowymi, czy nie ma wpisanych służebności bądź innych „pułapek”. Renomowane agencje nieruchomości weryfikują to na etapie przyjęcia oferty i nie będą miały problemu z odpowiedzią na nasze pytania w tych kwestiach. W momencie decyzji o zakupie możemy liczyć na wsparcie w zakresie podpisania umowy przedwstępnej, uzyskania kredytu czy, na etapie późniejszym, w zawarciu aktu notarialnego zakupu wymarzonego „m”. W każdej z tych kwestii powinniśmy oczekiwać pełnego zaangażowania agencji.

Ze współpracą z agencją wiążą się jednak także pewne koszty. Przede wszystkim jest to opłata za usługi jakim biura obciążają klientów. Waha się on w granicach od dwóch do trzech procent ceny transakcyjnej (w zależności od naszych zdolności negocjacyjnych) kwoty transakcji oraz atrakcyjności oferty. Prowizja agencji pobierana jest najczęściej w momencie zawarcia przedwstępnej umowy kupna-sprzedaży, i gdyby zdarzyło się, że rozwiązana zostanie ona z naszego powodu niestety nie podlega zwrotowi. Kolejną możliwą wadą może być fakt, że umowa o pośrednictwo zawierana z agencją jest pewnego rodzaju zobowiązaniem no i w pewnym stopniu może uśpić naszą czujność. W przypadku nierzetelnego agenta (jak w każdej branży, zdarzają się tacy) może narazić nas na niepotrzebny stres i nerwy.

Oczywiście możemy zdecydować się na samodzielne poszukiwania odpowiedniego mieszkania. Wtedy jesteśmy wolni od wspomnianej wyżej opłaty w wysokości 2-3% wartości nieruchomości za obsługę przez biuro. Kolejną, być może istotniejszą dla wielu cechą, jest pełna swoboda – jeśli mamy czas możemy sami przeglądać portale ogłoszeniowe, umawiać się z właścicielami mieszkań, osobiście sprawdzić stan prawny nieruchomości, żeby mieć 100% pewność. Jesteśmy zdani na siebie, ale również w pełni niezależni w podejmowanych decyzjach. Jednakże decyzja o samodzielnym poszukiwaniu nieruchomości nie jest wolna od swoich minusów. Przede wszystkim przeszukiwanie ofert jest zajęciem bardzo czasochłonnym. Spośród setek ogłoszeń trzeba wybrać te, które są aktualne i opis w pełni zgadza się ze stanem faktycznym. I oczywiście nie są ofertami zamieszczonymi przez samych pośredników. To także może być spory problem dla osób chcących uniknąć współpracy z agencją nieruchomości – trzeba mieć świadomość, że większość anonsów sprzedaży zamieszczana jest właśnie poprzez pośredników co z resztą jest zrozumiałe. Sprzedający często nie chcą ponosić kosztów reklamy i zamieszczania ogłoszeń – wolą więc zamienić to na prowizję pośrednika. Ostatecznie może więc okazać się, że i tak trafimy do jakiegoś, być może przypadkowego, biura.

Reasumując – kupować z pośrednikiem czy bez? Przede wszystkim, kupować z głową. Nie dajmy się zwieść opowieściom i zapewnieniom, że to mieszkanie jest dla nas idealne (o tym z pewnością musimy zadecydować sami), ale też nie szukajmy oszczędności na siłę. Jeśli nie mamy czasu na śledzenie rynku, nie czujemy się pewnie we wszystkich niuansach prawnych związanych z zakupem czy wreszcie po prostu nam się nie chcę – powierzmy tą czynność agencji. Pamiętajmy jednakże, aby dobrać ją starannie, żeby mieć jak największą pewność, że nasz partner jest rzetelny.

Sporządził:

Szymon Kozioł
Doradca Finansowy, Money Expert S.A.

inwestycje.pl

Czy lepiej szukać mieszkania samodzielnie, czy z agencją nieruchomości?

Czy lepiej szukać mieszkania samodzielnie, czy z agencją nieruchomości?
Powodów do podjęcia decyzji o zakupie nowego mieszkania jest tyle, ilu kupujących. Sposobów realizacji tego zamierzenia już niestety mniej. Zakładając, że decydujemy się na zakup nieruchomości na rynku wtórnym mamy do wyboru właściwie dwie możliwości: poszukiwanie na własną rękę bądź skorzystanie z usług agencji nieruchomości. Które rozwiązanie jest korzystniejsze? Czy warto powierzyć to zadanie profesjonaliście, czy lepiej zdać się na siebie? Wydaje się, że nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Zakup mieszkania może być jednym z najbardziej radosnych bądź najbardziej stresujących doświadczeń w naszym życiu – wszystko zależy od miejsca, czasu i osób, które napotkamy po drodze. Dlatego naszą decyzję trzeba dobrze przemyśleć.
Czym zatem kierować się podejmując decyzję o skorzystaniu (bądź nie) z usług agencji nieruchomości przy poszukiwaniu własnego „M”?

Przede wszystkim trzeba mieć świadomość czym jest agencja nieruchomości.

Jakie musi spełniać standardy oraz jakie wobec niej możemy mieć oczekiwania. Pośrednictwo w obrocie nieruchomościami regulowane jest ustawą, która ściśle określa jakie warunki powinien spełniać taki podmiot. Absolutną koniecznością jest licencja zawodowa pośrednika w obrocie nieruchomościami, obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej w zakresie wykonywanych czynności oraz stosowanie się do zasad etyki zawodowej. Co to oznacza w praktyce? Od dobrej agencji mamy prawo oczekiwać nie tylko znalezienia oferty spełniającej nasze oczekiwania, ale również pełnego wsparcia przy przeprowadzeniu transakcji zakupu od strony prawnej.

Jednakże rzeczywistość bywa niestety różna. Dlatego, jeśli zamierzamy skorzystać z pomocy pośrednika warto zasięgnąć opinii wśród rodziny, znajomych czy przyjaciół i zdać się na zaufane biuro. Dobry pośrednik nie tylko dysponuje szeroką bazą ofert, ale również potrafi zdiagnozować potrzeby kupujących i przedstawić im dokładnie te propozycje, które w największym stopniu spełnią ich oczekiwania.  Jeśli  zwiedziliśmy z naszym agentem kilkadziesiąt mieszkań i to nadal nie to – dobra rada – zmieńmy pośrednika. Standardem jest również zbadanie stanu prawnego nieruchomości, sprawdzenie, czy mieszkanie nie jest obciążone zaległościami czynszowymi, czy nie ma wpisanych służebności bądź innych „pułapek”. Renomowane agencje nieruchomości weryfikują to na etapie przyjęcia oferty i nie będą miały problemu z odpowiedzią na nasze pytania w tych kwestiach. W momencie decyzji o zakupie możemy liczyć na wsparcie w zakresie podpisania umowy przedwstępnej, uzyskania kredytu czy, na etapie późniejszym, w zawarciu aktu notarialnego zakupu wymarzonego „m”. W każdej z tych kwestii powinniśmy oczekiwać pełnego zaangażowania agencji.

Ze współpracą z agencją wiążą się jednak także pewne koszty. Przede wszystkim jest to opłata za usługi jakim biura obciążają klientów. Waha się on w granicach od dwóch do trzech procent ceny transakcyjnej (w zależności od naszych zdolności negocjacyjnych) kwoty transakcji oraz atrakcyjności oferty. Prowizja agencji pobierana jest najczęściej w momencie zawarcia przedwstępnej umowy kupna-sprzedaży, i gdyby zdarzyło się, że rozwiązana zostanie ona z naszego powodu niestety nie podlega zwrotowi. Kolejną możliwą wadą może być fakt, że umowa o pośrednictwo zawierana z agencją jest pewnego rodzaju zobowiązaniem no i w pewnym stopniu może uśpić naszą czujność. W przypadku nierzetelnego agenta (jak w każdej branży, zdarzają się tacy) może narazić nas na niepotrzebny stres i nerwy.

Oczywiście możemy zdecydować się na samodzielne poszukiwania odpowiedniego mieszkania. Wtedy jesteśmy wolni od wspomnianej wyżej opłaty w wysokości 2-3% wartości nieruchomości za obsługę przez biuro. Kolejną, być może istotniejszą dla wielu cechą, jest pełna swoboda – jeśli mamy czas możemy sami przeglądać portale ogłoszeniowe, umawiać się z właścicielami mieszkań, osobiście sprawdzić stan prawny nieruchomości, żeby mieć 100% pewność. Jesteśmy zdani na siebie, ale również w pełni niezależni w podejmowanych decyzjach. Jednakże decyzja o samodzielnym poszukiwaniu nieruchomości nie jest wolna od swoich minusów. Przede wszystkim przeszukiwanie ofert jest zajęciem bardzo czasochłonnym. Spośród setek ogłoszeń trzeba wybrać te, które są aktualne i opis w pełni zgadza się ze stanem faktycznym. I oczywiście nie są ofertami zamieszczonymi przez samych pośredników. To także może być spory problem dla osób chcących uniknąć współpracy z agencją nieruchomości – trzeba mieć świadomość, że większość anonsów sprzedaży zamieszczana jest właśnie poprzez pośredników co z resztą jest zrozumiałe. Sprzedający często nie chcą ponosić kosztów reklamy i zamieszczania ogłoszeń – wolą więc zamienić to na prowizję pośrednika. Ostatecznie może więc okazać się, że i tak trafimy do jakiegoś, być może przypadkowego, biura.

Reasumując – kupować z pośrednikiem czy bez? Przede wszystkim, kupować z głową. Nie dajmy się zwieść opowieściom i zapewnieniom, że to mieszkanie jest dla nas idealne (o tym z pewnością musimy zadecydować sami), ale też nie szukajmy oszczędności na siłę. Jeśli nie mamy czasu na śledzenie rynku, nie czujemy się pewnie we wszystkich niuansach prawnych związanych z zakupem czy wreszcie po prostu nam się nie chcę – powierzmy tą czynność agencji. Pamiętajmy jednakże, aby dobrać ją starannie, żeby mieć jak największą pewność, że nasz partner jest rzetelny.

Sporządził:

Szymon Kozioł
Doradca Finansowy, Money Expert S.A.

inwestycje.pl

Aby kupić atrakcyjny dom

Nie bez powodu, w ogłoszeniach reklamujących mieszkania i domy na sprzedaż, oprócz zalet samego lokalu zachwalane są: dobra lokalizacja i sąsiedztwo. Nie jest bowiem sztuką, znalezienie atrakcyjnego miejsca do mieszkania, sztuką jest znalezienie miejsca znajdującego się w dobrej lokalizacji z odpowiednio rozbudowaną infrastrukturą.
Prawdziwy boom na przenoszenie się z mieszkań w centrum miast do domów na przedmieściach lub do sąsiadujących z miastem mniejszych miejscowości trwa od kilku lat. Nic dziwnego, że powoli zaczyna brakować atrakcyjnych lokalizacji na budowę nowych osiedli mieszkaniowych. Mowa tu o miejscowościach oddalonych od miasta o odległości, które umożliwiają komfortowe życie i nie dają poczucia straconego na dojazdach czasu.

Punkty strategiczne

Decydując się na przeprowadzkę za miasto i szukając odpowiedniego miejsca, trzeba wziąć pod uwagę szereg czynników, które mogą zaważyć o wyborze.
Należy ustawić je według własnej hierarchii ważności. Tylko w taki sposób uda nam się znaleźć optymalne miejsce na nasz nowy dom.

Zastanówmy się, jaka przestrzeń jest nam potrzebna? Być może, przyzwyczajeni do mieszkania w bloku, będziemy początkowo uważali, że duże metraże są nie dla nas. Nie można jednak zapominać, że za te same pieniądze, które musielibyśmy wydać za m kw. mieszkania w mieście, będziemy mogli kupić nawet do trzech m kw. domu jednorodzinnego. Warto rozważyć tę opcję - zwłaszcza jeśli planujemy powiększanie rodziny. Lepiej mieszkać w domu aniżeli inwestować w przestrzeń, która za kilka lat będzie dla nas po prostu za ciasna.

Warto wziąć również pod uwagę wielkość samej działki. Niestety, podczas, gdy jeszcze kilka lat temu, standardem była powierzchnia 1000 m kw., dzisiaj coraz częściej spotykamy działki niewielkie - 600, a nawet 300  m kw.

Należy rozejrzeć się również dookoła najbliższej okolicy. Współczesne rodziny z dziećmi poszukują wygodnej i spokojnej lokalizacji, która pozwoli im na komfortowe funkcjonowanie w miejscu zamieszkania; zależy im na miejscach, gdzie  będzie można odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Dlatego zwracają uwagę na takie rzeczy jak pobliskie sklepy, apteki, przedszkola czy też szkoły - wszystko to, co pozwala być samowystarczalnym bez konieczności „wycieczki” do miasta. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na atrakcyjność danej lokalizacji może być.... wyjątkowe sąsiedztwo, na przykład dworca kolejowego, czy centrum handlowego.
Należy ponadto zwrócić uwagę na to, jak wygląda najbliższa infrastruktura- czy do naszego miejsca zamieszkania możemy szybko dojechać? Jak wyglądają drogi i czy w dłuższej perspektywie gmina planuje dodatkowe wydatki na rozwój? Czy oprócz dojazdu samochodem istnieją jakieś alternatywne środki- kolej, autobusy miejskie i prywatne?

Jest takie miejsce

Dla wszystkich poszukujących miejsca na nowy dom, interesującym wyborem może stać się północna część Warszawy, teren graniczący z Kampinoskim Parkiem Narodowym. To rozsądna alternatywa dla nieco zatłoczonego południa miasta.

Dlatego też firma UBM obserwując i analizując rynek, zdecydowała się na realizację  projektu Oaza Kampinos, dostrzegając tym samym duży potencjał tej lokalizacji. Osiedle domów jednorodzinnych, bliźniaków i rezydencji powstaje w gminie Czosnów, na północ od Warszawy. Mimo iż jest to osiedle zamknięte, nie musimy martwić się, że nasze nowe lokum wyglądać będzie tak samo jak dom sąsiadów. Deweloper proponuje bowiem aż 7 rodzajów domów. Każdy z nich będzie miał powierzchnię od 196 do 232 m kw. i zostanie położony na częściowo zalesionej, ogrodzonej działce o powierzchni od 800 do 1625 m kw. Z myślą o mieszkańcach, zadbano również, by na terenie znalazły się korty tenisowe, fitness club, portiernia, budynek komercyjny, place zabaw oraz przedszkole. Miłośników ekologii, a także osoby zainteresowane alternatywnymi źródłami dostarczania energii, powinien zainteresować fakt, że przy budowie domów użyto systemów solarnych i okien o wysokim stopniu izolacyjności cieplnej. Opcjonalne budynki będą wyposażone w  pompy ciepła. Wszystko to w trosce o środowisko naturalne i w celu ograniczeniu zużycia energii.

Interesujące sąsiedztwo

Północne krańce Warszawy, zdają się być szczególnie interesujące z racji bliskości Puszczy Kampinoskiej. Ostatnio jednak pojawił się jeszcze jeden powód, który powinien sprawić, że zainteresowanie tymi terenami wzrośnie. Urząd Lotnictwa Cywilnego wpisał na początku lutego br. port lotniczy w Modlinie do rejestru lotnisk cywilnych. Pierwsze samoloty pasażerskie wylądują tam już za dwa lata. Tym samym, Mazowsze zyskało drugie lotnisko cywilne (o miano którego, od dłuższego czasu starało się również lotnisko na Bemowie). Teraz trwa przetarg na budowę terminalu.

Inwestycja na lata


Odnalezienie odpowiedniego projektu, o właściwym metrażu i spełniającego niezbędne z punktu widzenia kupującego funkcje, to zaledwie połowa sukcesu. Kupując mieszkanie czy dom dziś, musimy postarać się przewidzieć, np. za pomocą planów zagospodarowania przestrzeni, jak będzie wyglądać okolica pod względem infrastruktury za 5, 10 czy 15 lat. Warto już dziś zadbać o odpowiednią dokumentację oraz zasięgnąć informacji u dewelopera, by inwestycja okazała się trafną.

UBM

kg
inwestycje.pl

Aby kupić atrakcyjny dom

Nie bez powodu, w ogłoszeniach reklamujących mieszkania i domy na sprzedaż, oprócz zalet samego lokalu zachwalane są: dobra lokalizacja i sąsiedztwo. Nie jest bowiem sztuką, znalezienie atrakcyjnego miejsca do mieszkania, sztuką jest znalezienie miejsca znajdującego się w dobrej lokalizacji z odpowiednio rozbudowaną infrastrukturą.
Prawdziwy boom na przenoszenie się z mieszkań w centrum miast do domów na przedmieściach lub do sąsiadujących z miastem mniejszych miejscowości trwa od kilku lat. Nic dziwnego, że powoli zaczyna brakować atrakcyjnych lokalizacji na budowę nowych osiedli mieszkaniowych. Mowa tu o miejscowościach oddalonych od miasta o odległości, które umożliwiają komfortowe życie i nie dają poczucia straconego na dojazdach czasu.

Punkty strategiczne

Decydując się na przeprowadzkę za miasto i szukając odpowiedniego miejsca, trzeba wziąć pod uwagę szereg czynników, które mogą zaważyć o wyborze.
Należy ustawić je według własnej hierarchii ważności. Tylko w taki sposób uda nam się znaleźć optymalne miejsce na nasz nowy dom.

Zastanówmy się, jaka przestrzeń jest nam potrzebna? Być może, przyzwyczajeni do mieszkania w bloku, będziemy początkowo uważali, że duże metraże są nie dla nas. Nie można jednak zapominać, że za te same pieniądze, które musielibyśmy wydać za m kw. mieszkania w mieście, będziemy mogli kupić nawet do trzech m kw. domu jednorodzinnego. Warto rozważyć tę opcję - zwłaszcza jeśli planujemy powiększanie rodziny. Lepiej mieszkać w domu aniżeli inwestować w przestrzeń, która za kilka lat będzie dla nas po prostu za ciasna.

Warto wziąć również pod uwagę wielkość samej działki. Niestety, podczas, gdy jeszcze kilka lat temu, standardem była powierzchnia 1000 m kw., dzisiaj coraz częściej spotykamy działki niewielkie - 600, a nawet 300  m kw.

Należy rozejrzeć się również dookoła najbliższej okolicy. Współczesne rodziny z dziećmi poszukują wygodnej i spokojnej lokalizacji, która pozwoli im na komfortowe funkcjonowanie w miejscu zamieszkania; zależy im na miejscach, gdzie  będzie można odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Dlatego zwracają uwagę na takie rzeczy jak pobliskie sklepy, apteki, przedszkola czy też szkoły - wszystko to, co pozwala być samowystarczalnym bez konieczności „wycieczki” do miasta. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na atrakcyjność danej lokalizacji może być.... wyjątkowe sąsiedztwo, na przykład dworca kolejowego, czy centrum handlowego.
Należy ponadto zwrócić uwagę na to, jak wygląda najbliższa infrastruktura- czy do naszego miejsca zamieszkania możemy szybko dojechać? Jak wyglądają drogi i czy w dłuższej perspektywie gmina planuje dodatkowe wydatki na rozwój? Czy oprócz dojazdu samochodem istnieją jakieś alternatywne środki- kolej, autobusy miejskie i prywatne?

Jest takie miejsce

Dla wszystkich poszukujących miejsca na nowy dom, interesującym wyborem może stać się północna część Warszawy, teren graniczący z Kampinoskim Parkiem Narodowym. To rozsądna alternatywa dla nieco zatłoczonego południa miasta.

Dlatego też firma UBM obserwując i analizując rynek, zdecydowała się na realizację  projektu Oaza Kampinos, dostrzegając tym samym duży potencjał tej lokalizacji. Osiedle domów jednorodzinnych, bliźniaków i rezydencji powstaje w gminie Czosnów, na północ od Warszawy. Mimo iż jest to osiedle zamknięte, nie musimy martwić się, że nasze nowe lokum wyglądać będzie tak samo jak dom sąsiadów. Deweloper proponuje bowiem aż 7 rodzajów domów. Każdy z nich będzie miał powierzchnię od 196 do 232 m kw. i zostanie położony na częściowo zalesionej, ogrodzonej działce o powierzchni od 800 do 1625 m kw. Z myślą o mieszkańcach, zadbano również, by na terenie znalazły się korty tenisowe, fitness club, portiernia, budynek komercyjny, place zabaw oraz przedszkole. Miłośników ekologii, a także osoby zainteresowane alternatywnymi źródłami dostarczania energii, powinien zainteresować fakt, że przy budowie domów użyto systemów solarnych i okien o wysokim stopniu izolacyjności cieplnej. Opcjonalne budynki będą wyposażone w  pompy ciepła. Wszystko to w trosce o środowisko naturalne i w celu ograniczeniu zużycia energii.

Interesujące sąsiedztwo

Północne krańce Warszawy, zdają się być szczególnie interesujące z racji bliskości Puszczy Kampinoskiej. Ostatnio jednak pojawił się jeszcze jeden powód, który powinien sprawić, że zainteresowanie tymi terenami wzrośnie. Urząd Lotnictwa Cywilnego wpisał na początku lutego br. port lotniczy w Modlinie do rejestru lotnisk cywilnych. Pierwsze samoloty pasażerskie wylądują tam już za dwa lata. Tym samym, Mazowsze zyskało drugie lotnisko cywilne (o miano którego, od dłuższego czasu starało się również lotnisko na Bemowie). Teraz trwa przetarg na budowę terminalu.

Inwestycja na lata


Odnalezienie odpowiedniego projektu, o właściwym metrażu i spełniającego niezbędne z punktu widzenia kupującego funkcje, to zaledwie połowa sukcesu. Kupując mieszkanie czy dom dziś, musimy postarać się przewidzieć, np. za pomocą planów zagospodarowania przestrzeni, jak będzie wyglądać okolica pod względem infrastruktury za 5, 10 czy 15 lat. Warto już dziś zadbać o odpowiednią dokumentację oraz zasięgnąć informacji u dewelopera, by inwestycja okazała się trafną.

UBM

kg
inwestycje.pl

W Japonii najdroższe biura

 W Japonii najdroższe biura
Stolica Japonii znalazła się na pierwszym miejscu tegorocznego rankingu najdroższych lokalizacji powierzchni biurowych świata. Tokio ze stawką ponad 1400 euro rocznie za metr wyprzedziło zeszłorocznego zwycięzcę - Hong Kong oraz Londyn.
Takie informacje przynosi raport firmy Cushman & Wakefield, międzynarodowego doradcy na rynku nieruchomości. Najwyższy skok w rankingu odnotowało Rio de Janeiro w Brazylii, które awansowało z 23. na 13. lokatę. Warszawa spadła z 19. miejsca w ubiegłym roku na 30. w tegorocznym rankingu. Pomimo tego polska stolica jest cały czas droższa od takich miast jak Budapeszt, Bukareszt, Helsinki czy Lizbona. W regionie znacznie taniej niż w Warszawie powierzchnie biurowe można wynająć też w Wilnie, Rydze czy Tallinie. W 2009 roku w związku z kryzysem gospodarczym wystąpił gwałtowny spadek popytu na powierzchnię biurową i po raz pierwszy w historii odnotowano obniżki czynszów w najlepszych lokalizacjach we wszystkich regionach globu. W Europie najpoważniejsze spadki odnotowano w Kijowie i Dublinie, gdzie ich wartość w najlepszych lokalizacjach zmniejszyła się do końca roku odpowiednio o ponad -50 procent i -38 procent. Obniżki dotknęły również nawet dotychczas prężne rynki jak warszawski (o -24 procent).

IAR

js

W Japonii najdroższe biura

 W Japonii najdroższe biura
Stolica Japonii znalazła się na pierwszym miejscu tegorocznego rankingu najdroższych lokalizacji powierzchni biurowych świata. Tokio ze stawką ponad 1400 euro rocznie za metr wyprzedziło zeszłorocznego zwycięzcę - Hong Kong oraz Londyn.
Takie informacje przynosi raport firmy Cushman & Wakefield, międzynarodowego doradcy na rynku nieruchomości. Najwyższy skok w rankingu odnotowało Rio de Janeiro w Brazylii, które awansowało z 23. na 13. lokatę. Warszawa spadła z 19. miejsca w ubiegłym roku na 30. w tegorocznym rankingu. Pomimo tego polska stolica jest cały czas droższa od takich miast jak Budapeszt, Bukareszt, Helsinki czy Lizbona. W regionie znacznie taniej niż w Warszawie powierzchnie biurowe można wynająć też w Wilnie, Rydze czy Tallinie. W 2009 roku w związku z kryzysem gospodarczym wystąpił gwałtowny spadek popytu na powierzchnię biurową i po raz pierwszy w historii odnotowano obniżki czynszów w najlepszych lokalizacjach we wszystkich regionach globu. W Europie najpoważniejsze spadki odnotowano w Kijowie i Dublinie, gdzie ich wartość w najlepszych lokalizacjach zmniejszyła się do końca roku odpowiednio o ponad -50 procent i -38 procent. Obniżki dotknęły również nawet dotychczas prężne rynki jak warszawski (o -24 procent).

IAR

js

Kredyty hipoteczne: Rekomendacja T niewiele zmieni

Rekomendacja T nieznacznie wpłynie na zdolność kredytową przeciętnych kredytobiorców. Z analizy Expandera wynika, że po jej wprowadzeniu tylko pięć banków będzie musiało poważnie zmienić zasady obliczania maksymalnej kwoty kredytu hipotecznego.
Najprawdopodobniej w tym tygodniu KNF przyjmie Rekomendację T, ale wejdzie ona w życie dopiero w sierpniu, czyli po upływie 6 miesięcy. Wprowadzi nowe regulacje dla banków w zakresie monitoring i kontroli ryzyka kredytowego.

Rekomendacja będzie dotyczyła nie tylko kredytów mieszkaniowych, ale także konsumpcyjnych (m. in. pożyczek gotówkowych). Największe skutki dla kredytobiorców wywołają zapisy dotyczące obliczania zdolności kredytowej. Ostateczny projekt rekomendacji stanowi, że miesięczna suma rat wszystkich kredytów spłacanych przez klienta nie powinna stanowić więcej niż 50 proc. jego dochodu netto.

Wyjątek zrobiono jedynie dla osób, których dochód przewyższa poziom przeciętnego wynagrodzenia. W ich przypadku maksymalny stosunek rat do dochodów może wynieść 65 proc..

Wpływ wymienionego zapisu na rynek kredytów hipotecznych będzie najprawdopodobniej niewielki. Z analizy Expandera wynika, że tylko w pięciu bankach, które najliberalniej obliczają zdolność kredytową, rata kredytu może przekroczyć limit wyznaczony przez Rekomendację T.

W przypadku czteroosobowej rodziny osiągającej dochód 3,5 tys. zł netto, kredyt z ratą wyższą niż 50 proc. ich dochodów są gotowe udzielić Bank Polskiej Spółdzielczości, Polbank i Pekao. Są to banki, które przyznają najwyższe kwoty kredytów w złotych osobom o stosunkowo niewielkich dochodach.

W BPS opisana wyżej rodzina może uzyskać kredyt nawet na kwotę około 400 tys. zł. Szacowana wysokość raty tego kredytu wyniesie ok. 2400 zł, co stanowi 69 proc. kwoty dochodu. W Polbanku stosunek raty do dochodów wyniesie ok. 60 proc., a w Pekao ok. 52 proc.. Warto również wspomnieć o Pekao Banku Hipotecznym , BNP Paribas Fortis i Alior Banku, w których wskaźnik przekracza 45 proc..

Z analiz Expandera wynika, że przeciętni kredytobiorcy nie mają powodów do obaw. Nowa rekomendacja w bardzo niewielkim stopniu ograniczy ich dostęp do kredytów hipotecznych. Jedynie osoby o bardzo wysokich zarobkach mogą odczuć negatywny wpływ nowej rekomendacji.

Dla przykładu, jeśli 4-osobowa rodzina dysponuje dochodem rzędu 20 tys. zł netto miesięcznie, to maksymalna wysokość ich raty będzie mogła wynosić 13 tys. zł (65 proc. z 20 tys. zł). Maksymalna kwota kredytu zostanie więc ograniczona do ok. 1,95 mln zł. Tymczasem obecnie taka rodzina może uzyskać kredyt nawet na 2,55 mln zł. Rekomendacja T spowoduje więc, że zdolność kredytowa opisanej rodziny spadnie aż o 600 tys. zł.

 

 



Kredyty hipoteczne: Rekomendacja T niewiele zmieni

money.pl

Kredyty hipoteczne: Rekomendacja T niewiele zmieni

Rekomendacja T nieznacznie wpłynie na zdolność kredytową przeciętnych kredytobiorców. Z analizy Expandera wynika, że po jej wprowadzeniu tylko pięć banków będzie musiało poważnie zmienić zasady obliczania maksymalnej kwoty kredytu hipotecznego.
Najprawdopodobniej w tym tygodniu KNF przyjmie Rekomendację T, ale wejdzie ona w życie dopiero w sierpniu, czyli po upływie 6 miesięcy. Wprowadzi nowe regulacje dla banków w zakresie monitoring i kontroli ryzyka kredytowego.

Rekomendacja będzie dotyczyła nie tylko kredytów mieszkaniowych, ale także konsumpcyjnych (m. in. pożyczek gotówkowych). Największe skutki dla kredytobiorców wywołają zapisy dotyczące obliczania zdolności kredytowej. Ostateczny projekt rekomendacji stanowi, że miesięczna suma rat wszystkich kredytów spłacanych przez klienta nie powinna stanowić więcej niż 50 proc. jego dochodu netto.

Wyjątek zrobiono jedynie dla osób, których dochód przewyższa poziom przeciętnego wynagrodzenia. W ich przypadku maksymalny stosunek rat do dochodów może wynieść 65 proc..

Wpływ wymienionego zapisu na rynek kredytów hipotecznych będzie najprawdopodobniej niewielki. Z analizy Expandera wynika, że tylko w pięciu bankach, które najliberalniej obliczają zdolność kredytową, rata kredytu może przekroczyć limit wyznaczony przez Rekomendację T.

W przypadku czteroosobowej rodziny osiągającej dochód 3,5 tys. zł netto, kredyt z ratą wyższą niż 50 proc. ich dochodów są gotowe udzielić Bank Polskiej Spółdzielczości, Polbank i Pekao. Są to banki, które przyznają najwyższe kwoty kredytów w złotych osobom o stosunkowo niewielkich dochodach.

W BPS opisana wyżej rodzina może uzyskać kredyt nawet na kwotę około 400 tys. zł. Szacowana wysokość raty tego kredytu wyniesie ok. 2400 zł, co stanowi 69 proc. kwoty dochodu. W Polbanku stosunek raty do dochodów wyniesie ok. 60 proc., a w Pekao ok. 52 proc.. Warto również wspomnieć o Pekao Banku Hipotecznym , BNP Paribas Fortis i Alior Banku, w których wskaźnik przekracza 45 proc..

Z analiz Expandera wynika, że przeciętni kredytobiorcy nie mają powodów do obaw. Nowa rekomendacja w bardzo niewielkim stopniu ograniczy ich dostęp do kredytów hipotecznych. Jedynie osoby o bardzo wysokich zarobkach mogą odczuć negatywny wpływ nowej rekomendacji.

Dla przykładu, jeśli 4-osobowa rodzina dysponuje dochodem rzędu 20 tys. zł netto miesięcznie, to maksymalna wysokość ich raty będzie mogła wynosić 13 tys. zł (65 proc. z 20 tys. zł). Maksymalna kwota kredytu zostanie więc ograniczona do ok. 1,95 mln zł. Tymczasem obecnie taka rodzina może uzyskać kredyt nawet na 2,55 mln zł. Rekomendacja T spowoduje więc, że zdolność kredytowa opisanej rodziny spadnie aż o 600 tys. zł.

 

 



Kredyty hipoteczne: Rekomendacja T niewiele zmieni

money.pl

Home Broker obniża prognozę wzrostu cen mieszkań

Home Broker obniża prognozę wzrostu cen mieszkań
Nieco wolniejszego wzrostu cen mieszkań w Polsce w najbliższych 12 miesiącach spodziewają się dziś doradcy Home Broker w stosunku do prognoz formułowanych przed miesiącem. Konsensus lutowych prognoz to wzrost ceny metra kwadratowego o 5,21 proc. Najwięcej optymizmu przejawiają badani w Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Największą zmianę w oczekiwaniach zanotowano w Warszawie.
W lutym wskaźnik prognozujący wzrost cen najbliższych 12 miesiącach, oparty na medianie oczekiwań doradców Home Broker, spadł o 0,60 pkt. proc. względem wyniku z poprzedniego miesiąca.

Teraz przewidywany jest wzrost o 5,21 proc. wobec zrewidowanych 5,88 proc. w styczniu. Wskaźnik dla całego kraju jest medianą oczekiwań doradców, ważoną liczbą doradców z danego miasta biorących udział w badaniu.

Cena wzrośnie, gdy ruszy szybki tramwaj

W stolicy Małopolski prognozowany jest wzrost cen przeciętnie o 4,58 proc. Według doradców Home Broker, będzie to m.in. rezultat ograniczenia podaży na rynku pierwotnym. Lokale w nowych inwestycjach zostały już bowiem w większości wyprzedane. Kolejnym czynnikiem, który powinien pozytywnie wpłynąć na ceny jest rozbudowa szybkiej sieci tramwajowej. Nowe stacje w Płaszowie powinny zostać otwarte już w kwietniu. Dlatego tu doradcy spodziewają się wzrostów wyższych niż średnio w całym mieście. Mniej optymizmu przejawiają z kolei w odniesieniu do Krowodrzy, gdzie ceny są już na relatywnie wysokim poziomie. Na przestrzeni miesiąca prognozowany wskaźnik wzrostu cen dla Krakowa spadł o 1,25 pkt. proc.


Home Broker

W Warszawie mocno odczuwalna zmiana nastawienia banków

Największy wzrost oczekiwań zaobserwowano w Warszawie, gdzie przed miesiącem doradcy spodziewali się wzrostu o 3,86 proc., a dziś jest to już 5,12 proc. Zaznaczają, że rynek będzie rozwarstwiony. Największe wzrosty spodziewane są w segmencie mieszkań oddanych do użytku po 2000 roku. Dla mieszkań w wielkiej płycie natomiast spodziewana jest stabilizacja albo nawet dalszy spadek cen. Aż 79 proc. doradców Home Broker z Warszawy plasuje spodziewane wzrosty cen w tym mieście w przedziale do 10 proc. Jedynie blisko co dziesiąty ekspert rozważa wzrost cen w stolicy na poziomie od 10 do 15 proc.


Home Broker

Prognozowana zmiana cen wynika przede wszystkim z odkręcenia kurka z pieniędzmi. W wyniku poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej wzrasta bowiem dostępność kredytów. Banki liberalizują zasady wyliczania zdolności kredytowej, obniżają wymagania dotyczące wkładu własnego, coraz chętniej kredytują zakup mieszkań w budowie, a także obniżają cenę kredytu, co przekłada się na się na spadek comiesięcznej raty. Znajduje to odzwierciedlenie w przeciętnym budżecie, jakim - według deklaracji - dysponują nabywcy ankietowani przez Home Broker. Kupujący w największych polskich miastach deklarowali w styczniu br. możliwości finansowe na poziomie aż o 4,3 proc. wyższym niż jeszcze miesiąc wcześniej.

Chcesz kupić/sprzedać mieszkanie? Zajrzyj tutaj

Największego wzrostu cen w najbliższych 12 miesiącach, aż o 8,5 proc. doradcy Home Broker spodziewają się w Łodzi. Stosunkowo duże zmiany są też oczekiwane w poznaniu i Wrocławiu.

Kurczy się podaż nowych mieszkań

Bardzo ważnym czynnikiem, który powinien powstrzymać spadek cen mieszkań jest wyczerpywanie się podaży na rynku pierwotnym. W styczniu, według danych GUS, oddano do użytku 11,7 tys. mieszkań, o niemal połowę mniej, niż przed rokiem. Jednocześnie rozpoczęto budowę zaledwie 4,45 tys. nowych lokali, co oznacza spadek o 25 proc. w stosunku do stycznia 2009 r. Najprawdopodobniej jest to efekt mroźnej zimy, jednak czy wyłącznie warunków pogodowych, dowiemy się dopiero z kolejnych publikowanych danych. Niepokojące jest ponadto ponowne przyspieszenie w styczniu spadkowego tempa w pozwoleniach na budowę (spadek o 14,6 proc. rok do roku).


Home Broker

Wzrost cen mieszkań jest już odczuwalny w niektórych miastach, aczkolwiek sytuacja na rynku wtórnym i pierwotnym może być odmienna. Przykładowo, w Warszawie średnia cena metra kwadratowego mieszkania "z drugiej ręki" wzrosła w styczniu o 0,5 proc., a nowych lokali spadła o ponad 2 proc. Na ten spadek wpływ ma rosnący udział mieszkań na etapie dziury w ziemi w ofercie deweloperów w stolicy. W Krakowie miał z kolei miejsce spadek ceny na rynku wtórnym i nieznaczny wzrost na pierwotnym, co - w tym drugim przypadku - wynikać może z ograniczonej podaży nowych lokali. Wydaje się, że podobna sytuacja wywołała wzrost cen nowych mieszkań w Poznaniu, które na przestrzeni miesiąca podrożały aż o 2,7 proc. Jak wynika z badań Home Broker, liczba dostępnych w tym mieście nowych mieszkań z miesiąca na miesiąc maleje nawet o kilkadziesiąt procent.

Średnie ceny ofertowe w największych miastach grudzień 2009 r. - styczeń 2010 r.


Home Broker

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek

źródło informacji: Home Broker

zdjęcie: interia.pl

Home Broker obniża prognozę wzrostu cen mieszkań

Home Broker obniża prognozę wzrostu cen mieszkań
Nieco wolniejszego wzrostu cen mieszkań w Polsce w najbliższych 12 miesiącach spodziewają się dziś doradcy Home Broker w stosunku do prognoz formułowanych przed miesiącem. Konsensus lutowych prognoz to wzrost ceny metra kwadratowego o 5,21 proc. Najwięcej optymizmu przejawiają badani w Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Największą zmianę w oczekiwaniach zanotowano w Warszawie.
W lutym wskaźnik prognozujący wzrost cen najbliższych 12 miesiącach, oparty na medianie oczekiwań doradców Home Broker, spadł o 0,60 pkt. proc. względem wyniku z poprzedniego miesiąca.

Teraz przewidywany jest wzrost o 5,21 proc. wobec zrewidowanych 5,88 proc. w styczniu. Wskaźnik dla całego kraju jest medianą oczekiwań doradców, ważoną liczbą doradców z danego miasta biorących udział w badaniu.

Cena wzrośnie, gdy ruszy szybki tramwaj

W stolicy Małopolski prognozowany jest wzrost cen przeciętnie o 4,58 proc. Według doradców Home Broker, będzie to m.in. rezultat ograniczenia podaży na rynku pierwotnym. Lokale w nowych inwestycjach zostały już bowiem w większości wyprzedane. Kolejnym czynnikiem, który powinien pozytywnie wpłynąć na ceny jest rozbudowa szybkiej sieci tramwajowej. Nowe stacje w Płaszowie powinny zostać otwarte już w kwietniu. Dlatego tu doradcy spodziewają się wzrostów wyższych niż średnio w całym mieście. Mniej optymizmu przejawiają z kolei w odniesieniu do Krowodrzy, gdzie ceny są już na relatywnie wysokim poziomie. Na przestrzeni miesiąca prognozowany wskaźnik wzrostu cen dla Krakowa spadł o 1,25 pkt. proc.


Home Broker

W Warszawie mocno odczuwalna zmiana nastawienia banków

Największy wzrost oczekiwań zaobserwowano w Warszawie, gdzie przed miesiącem doradcy spodziewali się wzrostu o 3,86 proc., a dziś jest to już 5,12 proc. Zaznaczają, że rynek będzie rozwarstwiony. Największe wzrosty spodziewane są w segmencie mieszkań oddanych do użytku po 2000 roku. Dla mieszkań w wielkiej płycie natomiast spodziewana jest stabilizacja albo nawet dalszy spadek cen. Aż 79 proc. doradców Home Broker z Warszawy plasuje spodziewane wzrosty cen w tym mieście w przedziale do 10 proc. Jedynie blisko co dziesiąty ekspert rozważa wzrost cen w stolicy na poziomie od 10 do 15 proc.


Home Broker

Prognozowana zmiana cen wynika przede wszystkim z odkręcenia kurka z pieniędzmi. W wyniku poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej wzrasta bowiem dostępność kredytów. Banki liberalizują zasady wyliczania zdolności kredytowej, obniżają wymagania dotyczące wkładu własnego, coraz chętniej kredytują zakup mieszkań w budowie, a także obniżają cenę kredytu, co przekłada się na się na spadek comiesięcznej raty. Znajduje to odzwierciedlenie w przeciętnym budżecie, jakim - według deklaracji - dysponują nabywcy ankietowani przez Home Broker. Kupujący w największych polskich miastach deklarowali w styczniu br. możliwości finansowe na poziomie aż o 4,3 proc. wyższym niż jeszcze miesiąc wcześniej.

Chcesz kupić/sprzedać mieszkanie? Zajrzyj tutaj

Największego wzrostu cen w najbliższych 12 miesiącach, aż o 8,5 proc. doradcy Home Broker spodziewają się w Łodzi. Stosunkowo duże zmiany są też oczekiwane w poznaniu i Wrocławiu.

Kurczy się podaż nowych mieszkań

Bardzo ważnym czynnikiem, który powinien powstrzymać spadek cen mieszkań jest wyczerpywanie się podaży na rynku pierwotnym. W styczniu, według danych GUS, oddano do użytku 11,7 tys. mieszkań, o niemal połowę mniej, niż przed rokiem. Jednocześnie rozpoczęto budowę zaledwie 4,45 tys. nowych lokali, co oznacza spadek o 25 proc. w stosunku do stycznia 2009 r. Najprawdopodobniej jest to efekt mroźnej zimy, jednak czy wyłącznie warunków pogodowych, dowiemy się dopiero z kolejnych publikowanych danych. Niepokojące jest ponadto ponowne przyspieszenie w styczniu spadkowego tempa w pozwoleniach na budowę (spadek o 14,6 proc. rok do roku).


Home Broker

Wzrost cen mieszkań jest już odczuwalny w niektórych miastach, aczkolwiek sytuacja na rynku wtórnym i pierwotnym może być odmienna. Przykładowo, w Warszawie średnia cena metra kwadratowego mieszkania "z drugiej ręki" wzrosła w styczniu o 0,5 proc., a nowych lokali spadła o ponad 2 proc. Na ten spadek wpływ ma rosnący udział mieszkań na etapie dziury w ziemi w ofercie deweloperów w stolicy. W Krakowie miał z kolei miejsce spadek ceny na rynku wtórnym i nieznaczny wzrost na pierwotnym, co - w tym drugim przypadku - wynikać może z ograniczonej podaży nowych lokali. Wydaje się, że podobna sytuacja wywołała wzrost cen nowych mieszkań w Poznaniu, które na przestrzeni miesiąca podrożały aż o 2,7 proc. Jak wynika z badań Home Broker, liczba dostępnych w tym mieście nowych mieszkań z miesiąca na miesiąc maleje nawet o kilkadziesiąt procent.

Średnie ceny ofertowe w największych miastach grudzień 2009 r. - styczeń 2010 r.


Home Broker

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek

źródło informacji: Home Broker

zdjęcie: interia.pl

Budują szybciej, oddają mniej

Analizy rynku wykazują, że powstaje mniej mieszkań. Skraca się natomiast czas oczekiwania na lokale. Czy ta sytuacja przyniesie wzrost cen?


Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów zaowocuje wzrostem popytu
Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów zaowocuje wzrostem popytu /INTERIA.PL

Niedawno jeszcze nawet kilkuletni czas oczekiwania na przekazanie kluczy do mieszkania stał na przeszkodzie transakcjom na rynku pierwotnym. Kupujący musieli uzbrajać się w cierpliwość, bo czas realizacji lokali od podpisania umowy przedwstępnej był bardzo długi. Teraz sytuacja ta diametralnie się zmienia. Dziś w Warszawie średni okres oczekiwania na odbiór kluczy do nowego mieszkania po podpisaniu umowy, jak podają analitycy RedNet Consulting na podstawie danych z portalu tabelaofert.pl, skrócił się do 88 dni. Niespełna trzymiesięczna karencja w Warszawie jest rekordowo niska w porównaniu z Trójmiastem, gdzie ten czas wynosi aż 303 dni, lub Wrocławiem (281 dni). Obecne większość projektów deweloperskich w stolicy znajduje się w fazie głębokiego zaawansowania. Wskaźnik wyprzedaży nowych mieszkań w Warszawie wynosi 77,5 proc. Tyle właśnie nowobudowanych mieszkań znalazło swoich nabywców, pozostałe oczekują na klientów.

Jeśli chodzi o liczbę nowych projektów, niepokojące dane pokazuje raport GUS na temat budownictwa mieszkaniowego w okresie I-XII 2009 r. Statystyki wskazują, że w 2009 r. deweloperzy rozpoczęli budowę 44,3 tyś mieszkań, co oznacza 33,9 proc. spadek w stosunku do 2008 r. Dodatkowo o ponad 37 proc. spadła liczba mieszkań, na które firmy deweloperskie uzyskały pozwolenie na budowę.

Biorąc pod uwagę kurczenie się oferty mieszkaniowej na rynku wtórnym oraz obserwowany, mimo zimowej pory, wzrost zainteresowania zakupem mieszkań, w najbliższych miesiącach należałoby się spodziewać szybszego tempa wzrostu wskaźnika wyprzedaży nowych mieszkań. Wzrostowy trend sprzedaży potwierdzają też deweloperzy, którzy zaczynają mimo wcześniejszych zapowiedzi redukcji, realizacje nowych projektów. - Obserwujemy ożywienie zainteresowania zakupem, zarówno gotowych jak i lokali których budowę rozpoczęliśmy teraz w kolejnym etapie realizacji osiedla Alpha. Na pierwsze klienci decydują się ponieważ mogą od razu odebrać do nich klucze. W przypadku nowo budowanych mieszkań proponujemy system finansowania 10/90. Kupujący wpłacają 10 proc. wartości lokalu i do momentu odbioru kluczy nie są obciążeni kosztami związanymi z kredytem - twierdzi Teresa Witkowska z RED Real Estate Development.

Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów i szersza dostępność na rynku mieszkań, na które nie trzeba długo czekać zaowocuje jeszcze dynamiczniejszym wzrostem popytu. Czy spowoduje zmianę trendu stabilizacyjnego cen? Sytuacja, kiedy na rynek trafia ograniczona liczba produktów mieszkaniowych może wywołać pokusę podwyższenia marży w rozpoczynanych inwestycjach, a co za tym idzie zwyżkę cen ofertowych. Jest to jeden z możliwych scenariuszy. Tym bardziej realny, że ze słabszą podażą na rynku pierwotnym przyjdzie się zmierzyć już w drugiej połowie roku, która zazwyczaj jest najczęściej wybieranym przez klientów okresem na zakup mieszkania.

Uelastycznienie polityki kredytowej i powrót ofert finansowania zakupu nieruchomości w 100 proc. przez banki to dodatkowe czynniki przyspieszające decyzje o zakupie mieszkań.

źródło informacji: Informacja prasowa

Budują szybciej, oddają mniej

Analizy rynku wykazują, że powstaje mniej mieszkań. Skraca się natomiast czas oczekiwania na lokale. Czy ta sytuacja przyniesie wzrost cen?


Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów zaowocuje wzrostem popytu
Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów zaowocuje wzrostem popytu /INTERIA.PL

Niedawno jeszcze nawet kilkuletni czas oczekiwania na przekazanie kluczy do mieszkania stał na przeszkodzie transakcjom na rynku pierwotnym. Kupujący musieli uzbrajać się w cierpliwość, bo czas realizacji lokali od podpisania umowy przedwstępnej był bardzo długi. Teraz sytuacja ta diametralnie się zmienia. Dziś w Warszawie średni okres oczekiwania na odbiór kluczy do nowego mieszkania po podpisaniu umowy, jak podają analitycy RedNet Consulting na podstawie danych z portalu tabelaofert.pl, skrócił się do 88 dni. Niespełna trzymiesięczna karencja w Warszawie jest rekordowo niska w porównaniu z Trójmiastem, gdzie ten czas wynosi aż 303 dni, lub Wrocławiem (281 dni). Obecne większość projektów deweloperskich w stolicy znajduje się w fazie głębokiego zaawansowania. Wskaźnik wyprzedaży nowych mieszkań w Warszawie wynosi 77,5 proc. Tyle właśnie nowobudowanych mieszkań znalazło swoich nabywców, pozostałe oczekują na klientów.

Jeśli chodzi o liczbę nowych projektów, niepokojące dane pokazuje raport GUS na temat budownictwa mieszkaniowego w okresie I-XII 2009 r. Statystyki wskazują, że w 2009 r. deweloperzy rozpoczęli budowę 44,3 tyś mieszkań, co oznacza 33,9 proc. spadek w stosunku do 2008 r. Dodatkowo o ponad 37 proc. spadła liczba mieszkań, na które firmy deweloperskie uzyskały pozwolenie na budowę.

Biorąc pod uwagę kurczenie się oferty mieszkaniowej na rynku wtórnym oraz obserwowany, mimo zimowej pory, wzrost zainteresowania zakupem mieszkań, w najbliższych miesiącach należałoby się spodziewać szybszego tempa wzrostu wskaźnika wyprzedaży nowych mieszkań. Wzrostowy trend sprzedaży potwierdzają też deweloperzy, którzy zaczynają mimo wcześniejszych zapowiedzi redukcji, realizacje nowych projektów. - Obserwujemy ożywienie zainteresowania zakupem, zarówno gotowych jak i lokali których budowę rozpoczęliśmy teraz w kolejnym etapie realizacji osiedla Alpha. Na pierwsze klienci decydują się ponieważ mogą od razu odebrać do nich klucze. W przypadku nowo budowanych mieszkań proponujemy system finansowania 10/90. Kupujący wpłacają 10 proc. wartości lokalu i do momentu odbioru kluczy nie są obciążeni kosztami związanymi z kredytem - twierdzi Teresa Witkowska z RED Real Estate Development.

Wiosenne miesiące pokażą, czy zmniejszenie liczby projektów i szersza dostępność na rynku mieszkań, na które nie trzeba długo czekać zaowocuje jeszcze dynamiczniejszym wzrostem popytu. Czy spowoduje zmianę trendu stabilizacyjnego cen? Sytuacja, kiedy na rynek trafia ograniczona liczba produktów mieszkaniowych może wywołać pokusę podwyższenia marży w rozpoczynanych inwestycjach, a co za tym idzie zwyżkę cen ofertowych. Jest to jeden z możliwych scenariuszy. Tym bardziej realny, że ze słabszą podażą na rynku pierwotnym przyjdzie się zmierzyć już w drugiej połowie roku, która zazwyczaj jest najczęściej wybieranym przez klientów okresem na zakup mieszkania.

Uelastycznienie polityki kredytowej i powrót ofert finansowania zakupu nieruchomości w 100 proc. przez banki to dodatkowe czynniki przyspieszające decyzje o zakupie mieszkań.

źródło informacji: Informacja prasowa

Nie doświadczenie, a chęć szczera zrobi z ciebie brokera!

Z doniesień prasowych wiemy, że kryzys mamy już za sobą. Skoro wszystko wraca do normy, odżywa - niczym feniks z popiołów - rynek kredytów hipotecznych. Wracają nań i banki i klienci.
Wróci więc też problem nierzetelnych doradców, którzy miast pomagać klientom w tak trudnej i ważnej sprawie, jaką jest znalezienie optymalnego kredytu na sfinansowanie zakupu mieszkania, często patrzą na nich wyłącznie przez pryzmat maksymalizacji wysokości swojej prowizji. Jest też druga, bardzo liczna grupa "doradców" - to osoby, którzy działają w tej branży niemal bez doświadczenia i chociaż nie muszą mieć złej woli, swoją niewiedzą narażają klientów na dotkliwe straty.

Gwałtowny rozwój potrzeb konsumpcyjnych, który obserwujemy u Polaków od lat kilku z boomem na rynku mieszkaniowym, ma też swoją "bankową" drugą stronę - prawie już nie ma ludzi, którzy nie rozglądają się za sfinansowaniem swoich marzeń poprzez banki. A ponieważ banki same nie podołają przy tak ogromnym zainteresowaniu kredytami - do gry włączyli się pośrednicy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby zapędy moich młodszych kolegów po fachu ograniczyły się do prostych produktów bankowych, np. do pożyczek gotówkowych; jednak ci bardziej ambitni sięgają śmiało po klientów ubiegających się o produkty hipoteczne, czyli kredyty mieszkaniowe, konsolidacyjne czy pożyczki hipoteczne.

Jeśli ktoś udaje, że coś umie i robi to bardzo nieudolnie, a my obserwujemy to w telewizorze (np. w programie "Usterka"), to wszystkim przed ekranem jest wesoło. Gorzej, jeśli faktycznie zamówimy takiego "fachowca", a ten mając zadanie np. przepchać kolanko - demoluje nam całe mieszkanie. Podobnie jest z kredytami - korzystanie z "pomocy" amatorów przy ubieganiu się o kredyt hipoteczny może - i często tak się dzieje - skończyć się dla zleceniodawcy tragicznie, np. utratą pokaźnego zadatku.

Każdy wysoko specjalistyczny zawód (lekarz, architekt, doradca podatkowy) wymaga co najmniej kilku lat nauki i odpowiednich predyspozycji; dotyczy to również profesjonalnych usług pośrednictwa finansowego. Łatwo powiedzieć - nie wybiorę sobie żółtodzioba na doradcę kredytowego. Ba - ale jak go rozpoznać w tłumie kilkudziesięciu tysięcy osób parających się teraz tym zawodem? Poniżej znajdziecie kilka przykładów i opisów, jak można zdemaskować pseudodoradcę. Być może - i na to liczę - lektura mojej publikacji uchroni niejednego czytelnika od finansowego nieszczęścia, jakie może być efektem skierowania w przypadkowe ręce tak ważnej sprawy, jaką jest pomoc w uzyskaniu kredytu hipotecznego.

Pośrednik - typ nr 1. Komputerowiec

Dobra, profesjonalna porada to przede wszystkim rozmowa klienta z doradcą, gdzie komputer jest potrzebny (lub nie) dopiero w końcowej fazie porady. Prawdziwy doradca dużo pyta i przetwarza uzyskane informacje na diagnozę przypadku (tak, jak u lekarza), a potem ustala kierunek działania. Wiedza powinna być w głowie, a nie na kartce, komputer jest zaś potrzebny głównie do stosownych wyliczeń, np. raty kredytu, policzenia innych kosztów czy sprawdzenia zdolności kredytowej (to nie zawsze jest konieczne na etapie doradztwa). Jak często dobry lekarz czy adwokat zagląda do komputera podczas specjalistycznej porady? Z mojego punktu widzenia komputer w roli prawej ręki młodego doradcy to swego rodzaju kamuflaż: można schować lico za monitorem i ukryć głupie miny lub wielkie oczy, jeśli klient zaskoczy nas trudnym pytaniem.

Pośrednik - typ nr 2. Handlarz marzeń i fałszywych dokumentów

Marzymy o nowym M, a nie za bardzo wykazujemy dochody. Co wtedy? Rzetelny doradca próbuje wydusić jak najwięcej informacji o ewentualnej pomocy osób trzecich (w roli współkredytobiorców), lub też namawia klienta na ujawnienie swoich dochodów i powrót do tematu po kilku miesiącach. Ale są też "zawodowcy", którzy dla klienta zrobią znacznie więcej i nie każą mu czekać miesiącami na spełnienie marzeń i zakup swojego M. Jak? Za odpowiednią cenę "fachowiec" podejmie się tego trudnego tematu poprzez spreparowanie dokumentów (np. przygotowanie fałszywych zaświadczeń z miejsca pracy) - i kredycik załatwiony! Jednak nie zawsze - czasem załatwiony jest (i to nieźle!) w ten sposób niedoszły kredytobiorca: bo to on składa do banku podrobione dokumenty, za co grozi kara kilku lat ograniczenia wolności... Pośrednik w sądzie będzie się upierał, że tylko przyjmował dokumenty od klienta i nie miał zielonego pojęcia, że są one nie całkiem prawdziwe. Odpowiedzialność zawsze poniesie kredytobiorca, nawet jeśli uda mu się obciążyć "doradcę" za współudział w przestępstwie.

Pośrednik - typ nr 3. Naganiacz "złote usta"

Czy trzeba mieć jakąkolwiek wiedzę i przygotowanie zawodowe, aby zarabiać na pośrednictwie kredytowym? Jak pokazuje życie - nie. Można sobie poradzić inaczej! Szczególnie, jeśli dana osoba ma niezłe gadane i dar przekonywania. A więc: ogłaszamy się jako "doradca kredytowy" gdzie się da (na słupach, w gazetach, na klatkach schodowych, itp.) i jak trafi się klient, obiecujemy załatwić kredyt śpiewająco i ... czasem się to udaje! Jak? Nasz "złotousty" doradca ma podpisaną umowę z bankiem w formie "pośrednictwa podstawowego", czyli bez prawa (na szczęście!) prowadzenia sprawy. Mając klienta, nasz sprytny pośrednik szybko dzwoni do banku po doradcę z prawdziwego zdarzenia. Taką technikę pracy można więc nazwać "na jelenia". Aż dziw bierze, jak dużo ludzi daje się w ten sposób nabierać; "doradca ze słupa" nie wnosi żadnej wartości dodanej przy załatwieniu kredytu, ale za swoje "usługi pośrednictwa" bierze solidne wynagrodzenie. Często oczywiście klient bardzo przepłaca na kredycie, ale kogóż to obchodzi?

Pośrednik - typ nr 4. Człowiek - orkiestra

Każdy sklep spożywczy, czy drogeria chcą mieć jak najszerszy asortyment; ale zupełnie nie sprawdza się to przy usługach wysoko specjalistycznych. Często obserwowaną sytuacją jest dołączanie pośrednictwa kredytowego (także pomocy w uzyskaniu kredytu hipotecznego, bo tu są najwyższe prowizje) do innych działalności, np. ubezpieczeniowej, lombardów. Czasem też pośrednictwo kredytowe dopisuje do działalności nie związanych z usługami finansowymi. Z mojego punktu widzenia to bardzo niebezpieczna sytuacja dla potencjalnych klientów - domorosły doradca często uważa siebie za niezłego fachowca; a dzięki jego doświadczeniu w sprzedaży innych produktów finansowych może ucierpieć klient, powierzając mu trudną sprawę do załatwienia. Skutek? Katastrofa gwarantowana.

Pośrednik - typ nr 5. Zagraniczniak (made in Argentina)

Jeszcze parę lat temu, dzięki dziurawemu ustawodawstwu powstawały ja grzyby po deszczu firmy trudniące się sprzedażą "kredytów" w tzw. systemie argentyńskim. Ładnie brzmi, ale kryły się za tym najbardziej prymitywne metody nabijania ludzi w butelkę, na dodatek często ludzi biednych, którzy na prowizję dla oszustów (czyli tzw. wpłatę antycypacyjną) wydawali ostatni grosz lub pożyczali kasę dla oszustów od rodziny. Mimo ogromnej nagonki w prasie "argentyna" świetnie funkcjonowała w Polsce przez kilka ładnych lat, a na ich naiwne sztuczki dały się złapać dziesiątki tysięcy ludzi. Po ustawowym zamknięciu możliwości działania firm opartych na systemie argentyńskim, oszuści bardzo często przerzucali się na pośrednictwo kredytowe. Z jakim skutkiem? Czy ktoś kto świadomie oszukiwał naiwnych i czasem bardzo biednych ludzi może nagle stać się uczciwym i rzetelnym doradcą kredytowym?

Pośrednik - typ nr 6. Bezprizorny, czyli biuro w teczce

Każda firma trudniąca się usługami finansowymi winna mieć swoją siedzibę i to wzbudzającą zaufanie. Nie może być to więc brudny pokoik w podłej i podejrzanej kamienicy, dzielony z szewcem i gabinetem masażu. Aby uniknąć utraty klienta z powodu niezachęcającego lokum, pośrednicy "bez siedziby" umawiają się z klientami wyłącznie na mieście, oferując taką usługę jako dodatkową korzyść dla klienta. Jak takiej sytuacji uniknąć? Pokaż mi najpierw swoją siedzibę, a powiem ci, czy możesz zostać moim doradcą kredytowym - ta maksyma powinna przyświecać każdemu potencjalnemu klientowi danego pośrednika. Nie działa to jednak automatycznie w drugą stronę: nie zawsze marmury na ścianach i skórzane, nowoczesne meble art deco gwarantują profesjonalną usługę. O tym też trzeba pamiętać. Wystawne biuro - owszem, ale wyłącznie z profesjonalnym personelem!

Pośrednik - typ nr 7. Zakochany bez pamięci...

... w jednej walucie. Oczywiście we franku szwajcarskim, bo przecież jest najniższe oprocentowanie, a więc raty będą prawie niezauważalne. Słysząc taką argumentację i to jeszcze np. przed rozpoznaniem sytuacji potencjalnego klienta mamy 100 proc. pewności, że siedzi przed nami totalny amator, który widzi w kliencie tylko przyszłą prowizję. Taki "opiekun" wyłoży się na każdym, nawet stosunkowo niewielkim problemie, jaki może wyniknąć podczas procesu decyzyjnego.

Pośrednik - typ nr 8. Ekspert od badania zdolności kredytowej

Amatorem pełnej krwi jest też "doradca", który zaczyna rozmowę z klientem od badania zdolności kredytowej. To tak, jakby lekarz na hasło "ból głowy" bez dodatkowych pytań od razu wypisywał receptę. No, bo jaki ma sens - nie znając sytuacji klienta (nie tylko finansowej) i innych danych o kredycie - liczenie zdolności w danym banku? Przecież często dana sprawa nie będzie się kwalifikować do przeprowadzenia w tym banku. Pamiętajmy więc: im mniej uwagi "doradca" poświęca szczegółom dotyczącym kredytu, im mniej zadaje pytań i im szybciej pada z jego ust (częściej - "z systemu") propozycja konkretnego kredytu (oczywiście we frankach) - tym szybciej powinniśmy uciekać z tej firmy. Nasz rozmówca jest jedynie lekko przeszkolonym w tej dziedzinie pracownikiem i w najmniejszym stopniu nie zapewni nam usługi, po którą przyszliśmy: profesjonalnej porady kredytowej i fachowego przeprowadzenia transakcji.

Pośrednik - typ nr 9. Towarzysz - "Ja to załatwię...

.... na boku z dyrektorem banku, bo to mój stary kumpel". Powoływanie się dziś przez pośrednika na personalne znajomości w banku to też świadectwo, że trafiliśmy do naciągacza. Faktem jest, że ileś lat temu, kiedy prawie wszystkie banki rozpatrywały wnioski kredytowe na szczeblu oddziału, czasem w trudnym temacie nieoceniona mogła się okazać np. znajoma pani Zosia, która robiła coś tam w banku (nie koniecznie w kredytach). Przy bardzo rozbudowanych obecnie procedurach (poszło to niestety za daleko w większości banków), kiedy wniosek kredytowy musi przejść niekiedy przez ręce kilkunastu decydentów, czasy "dobrze ustawionej pani Zosi", czy "kumpla - dyrektora", który wszystko załatwi, dawno już się skończyły. Tak więc cytowane wyżej deklaracje załatwienia każdej sprawy przez "mocne znajomości" to kolejny przykład, kiedy powinniśmy bardzo szybko kierować się do wyjścia...

Krótkie podsumowanie tej - na pewno nie pełnej - listy...

... amatorów lub oszustów parających się pośrednictwem kredytowym. Trochę zawinił rynek, który wymusił powstanie w krótkim czasie bardzo dużej ilości miejsc pracy w dziedzinie sprzedaży kredytów hipotecznych. Duża część firm w tej branży poszła na skróty - tam "doradcą" może stać się młody człowiek, bez doświadczenia w branży, jedynie po krótkim i bardzo powierzchownym szkoleniu. Jaka jest wartość takiej usługi? Może odpowiem porównaniem: to tak, jakby wyprawić huczne wesele jedynej córki w McDonald's...

Krzysztof Oppenheim

źródło informacji: Oppenheim

interia.pl

Nie doświadczenie, a chęć szczera zrobi z ciebie brokera!

Z doniesień prasowych wiemy, że kryzys mamy już za sobą. Skoro wszystko wraca do normy, odżywa - niczym feniks z popiołów - rynek kredytów hipotecznych. Wracają nań i banki i klienci.
Wróci więc też problem nierzetelnych doradców, którzy miast pomagać klientom w tak trudnej i ważnej sprawie, jaką jest znalezienie optymalnego kredytu na sfinansowanie zakupu mieszkania, często patrzą na nich wyłącznie przez pryzmat maksymalizacji wysokości swojej prowizji. Jest też druga, bardzo liczna grupa "doradców" - to osoby, którzy działają w tej branży niemal bez doświadczenia i chociaż nie muszą mieć złej woli, swoją niewiedzą narażają klientów na dotkliwe straty.

Gwałtowny rozwój potrzeb konsumpcyjnych, który obserwujemy u Polaków od lat kilku z boomem na rynku mieszkaniowym, ma też swoją "bankową" drugą stronę - prawie już nie ma ludzi, którzy nie rozglądają się za sfinansowaniem swoich marzeń poprzez banki. A ponieważ banki same nie podołają przy tak ogromnym zainteresowaniu kredytami - do gry włączyli się pośrednicy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby zapędy moich młodszych kolegów po fachu ograniczyły się do prostych produktów bankowych, np. do pożyczek gotówkowych; jednak ci bardziej ambitni sięgają śmiało po klientów ubiegających się o produkty hipoteczne, czyli kredyty mieszkaniowe, konsolidacyjne czy pożyczki hipoteczne.

Jeśli ktoś udaje, że coś umie i robi to bardzo nieudolnie, a my obserwujemy to w telewizorze (np. w programie "Usterka"), to wszystkim przed ekranem jest wesoło. Gorzej, jeśli faktycznie zamówimy takiego "fachowca", a ten mając zadanie np. przepchać kolanko - demoluje nam całe mieszkanie. Podobnie jest z kredytami - korzystanie z "pomocy" amatorów przy ubieganiu się o kredyt hipoteczny może - i często tak się dzieje - skończyć się dla zleceniodawcy tragicznie, np. utratą pokaźnego zadatku.

Każdy wysoko specjalistyczny zawód (lekarz, architekt, doradca podatkowy) wymaga co najmniej kilku lat nauki i odpowiednich predyspozycji; dotyczy to również profesjonalnych usług pośrednictwa finansowego. Łatwo powiedzieć - nie wybiorę sobie żółtodzioba na doradcę kredytowego. Ba - ale jak go rozpoznać w tłumie kilkudziesięciu tysięcy osób parających się teraz tym zawodem? Poniżej znajdziecie kilka przykładów i opisów, jak można zdemaskować pseudodoradcę. Być może - i na to liczę - lektura mojej publikacji uchroni niejednego czytelnika od finansowego nieszczęścia, jakie może być efektem skierowania w przypadkowe ręce tak ważnej sprawy, jaką jest pomoc w uzyskaniu kredytu hipotecznego.

Pośrednik - typ nr 1. Komputerowiec

Dobra, profesjonalna porada to przede wszystkim rozmowa klienta z doradcą, gdzie komputer jest potrzebny (lub nie) dopiero w końcowej fazie porady. Prawdziwy doradca dużo pyta i przetwarza uzyskane informacje na diagnozę przypadku (tak, jak u lekarza), a potem ustala kierunek działania. Wiedza powinna być w głowie, a nie na kartce, komputer jest zaś potrzebny głównie do stosownych wyliczeń, np. raty kredytu, policzenia innych kosztów czy sprawdzenia zdolności kredytowej (to nie zawsze jest konieczne na etapie doradztwa). Jak często dobry lekarz czy adwokat zagląda do komputera podczas specjalistycznej porady? Z mojego punktu widzenia komputer w roli prawej ręki młodego doradcy to swego rodzaju kamuflaż: można schować lico za monitorem i ukryć głupie miny lub wielkie oczy, jeśli klient zaskoczy nas trudnym pytaniem.

Pośrednik - typ nr 2. Handlarz marzeń i fałszywych dokumentów

Marzymy o nowym M, a nie za bardzo wykazujemy dochody. Co wtedy? Rzetelny doradca próbuje wydusić jak najwięcej informacji o ewentualnej pomocy osób trzecich (w roli współkredytobiorców), lub też namawia klienta na ujawnienie swoich dochodów i powrót do tematu po kilku miesiącach. Ale są też "zawodowcy", którzy dla klienta zrobią znacznie więcej i nie każą mu czekać miesiącami na spełnienie marzeń i zakup swojego M. Jak? Za odpowiednią cenę "fachowiec" podejmie się tego trudnego tematu poprzez spreparowanie dokumentów (np. przygotowanie fałszywych zaświadczeń z miejsca pracy) - i kredycik załatwiony! Jednak nie zawsze - czasem załatwiony jest (i to nieźle!) w ten sposób niedoszły kredytobiorca: bo to on składa do banku podrobione dokumenty, za co grozi kara kilku lat ograniczenia wolności... Pośrednik w sądzie będzie się upierał, że tylko przyjmował dokumenty od klienta i nie miał zielonego pojęcia, że są one nie całkiem prawdziwe. Odpowiedzialność zawsze poniesie kredytobiorca, nawet jeśli uda mu się obciążyć "doradcę" za współudział w przestępstwie.

Pośrednik - typ nr 3. Naganiacz "złote usta"

Czy trzeba mieć jakąkolwiek wiedzę i przygotowanie zawodowe, aby zarabiać na pośrednictwie kredytowym? Jak pokazuje życie - nie. Można sobie poradzić inaczej! Szczególnie, jeśli dana osoba ma niezłe gadane i dar przekonywania. A więc: ogłaszamy się jako "doradca kredytowy" gdzie się da (na słupach, w gazetach, na klatkach schodowych, itp.) i jak trafi się klient, obiecujemy załatwić kredyt śpiewająco i ... czasem się to udaje! Jak? Nasz "złotousty" doradca ma podpisaną umowę z bankiem w formie "pośrednictwa podstawowego", czyli bez prawa (na szczęście!) prowadzenia sprawy. Mając klienta, nasz sprytny pośrednik szybko dzwoni do banku po doradcę z prawdziwego zdarzenia. Taką technikę pracy można więc nazwać "na jelenia". Aż dziw bierze, jak dużo ludzi daje się w ten sposób nabierać; "doradca ze słupa" nie wnosi żadnej wartości dodanej przy załatwieniu kredytu, ale za swoje "usługi pośrednictwa" bierze solidne wynagrodzenie. Często oczywiście klient bardzo przepłaca na kredycie, ale kogóż to obchodzi?

Pośrednik - typ nr 4. Człowiek - orkiestra

Każdy sklep spożywczy, czy drogeria chcą mieć jak najszerszy asortyment; ale zupełnie nie sprawdza się to przy usługach wysoko specjalistycznych. Często obserwowaną sytuacją jest dołączanie pośrednictwa kredytowego (także pomocy w uzyskaniu kredytu hipotecznego, bo tu są najwyższe prowizje) do innych działalności, np. ubezpieczeniowej, lombardów. Czasem też pośrednictwo kredytowe dopisuje do działalności nie związanych z usługami finansowymi. Z mojego punktu widzenia to bardzo niebezpieczna sytuacja dla potencjalnych klientów - domorosły doradca często uważa siebie za niezłego fachowca; a dzięki jego doświadczeniu w sprzedaży innych produktów finansowych może ucierpieć klient, powierzając mu trudną sprawę do załatwienia. Skutek? Katastrofa gwarantowana.

Pośrednik - typ nr 5. Zagraniczniak (made in Argentina)

Jeszcze parę lat temu, dzięki dziurawemu ustawodawstwu powstawały ja grzyby po deszczu firmy trudniące się sprzedażą "kredytów" w tzw. systemie argentyńskim. Ładnie brzmi, ale kryły się za tym najbardziej prymitywne metody nabijania ludzi w butelkę, na dodatek często ludzi biednych, którzy na prowizję dla oszustów (czyli tzw. wpłatę antycypacyjną) wydawali ostatni grosz lub pożyczali kasę dla oszustów od rodziny. Mimo ogromnej nagonki w prasie "argentyna" świetnie funkcjonowała w Polsce przez kilka ładnych lat, a na ich naiwne sztuczki dały się złapać dziesiątki tysięcy ludzi. Po ustawowym zamknięciu możliwości działania firm opartych na systemie argentyńskim, oszuści bardzo często przerzucali się na pośrednictwo kredytowe. Z jakim skutkiem? Czy ktoś kto świadomie oszukiwał naiwnych i czasem bardzo biednych ludzi może nagle stać się uczciwym i rzetelnym doradcą kredytowym?

Pośrednik - typ nr 6. Bezprizorny, czyli biuro w teczce

Każda firma trudniąca się usługami finansowymi winna mieć swoją siedzibę i to wzbudzającą zaufanie. Nie może być to więc brudny pokoik w podłej i podejrzanej kamienicy, dzielony z szewcem i gabinetem masażu. Aby uniknąć utraty klienta z powodu niezachęcającego lokum, pośrednicy "bez siedziby" umawiają się z klientami wyłącznie na mieście, oferując taką usługę jako dodatkową korzyść dla klienta. Jak takiej sytuacji uniknąć? Pokaż mi najpierw swoją siedzibę, a powiem ci, czy możesz zostać moim doradcą kredytowym - ta maksyma powinna przyświecać każdemu potencjalnemu klientowi danego pośrednika. Nie działa to jednak automatycznie w drugą stronę: nie zawsze marmury na ścianach i skórzane, nowoczesne meble art deco gwarantują profesjonalną usługę. O tym też trzeba pamiętać. Wystawne biuro - owszem, ale wyłącznie z profesjonalnym personelem!

Pośrednik - typ nr 7. Zakochany bez pamięci...

... w jednej walucie. Oczywiście we franku szwajcarskim, bo przecież jest najniższe oprocentowanie, a więc raty będą prawie niezauważalne. Słysząc taką argumentację i to jeszcze np. przed rozpoznaniem sytuacji potencjalnego klienta mamy 100 proc. pewności, że siedzi przed nami totalny amator, który widzi w kliencie tylko przyszłą prowizję. Taki "opiekun" wyłoży się na każdym, nawet stosunkowo niewielkim problemie, jaki może wyniknąć podczas procesu decyzyjnego.

Pośrednik - typ nr 8. Ekspert od badania zdolności kredytowej

Amatorem pełnej krwi jest też "doradca", który zaczyna rozmowę z klientem od badania zdolności kredytowej. To tak, jakby lekarz na hasło "ból głowy" bez dodatkowych pytań od razu wypisywał receptę. No, bo jaki ma sens - nie znając sytuacji klienta (nie tylko finansowej) i innych danych o kredycie - liczenie zdolności w danym banku? Przecież często dana sprawa nie będzie się kwalifikować do przeprowadzenia w tym banku. Pamiętajmy więc: im mniej uwagi "doradca" poświęca szczegółom dotyczącym kredytu, im mniej zadaje pytań i im szybciej pada z jego ust (częściej - "z systemu") propozycja konkretnego kredytu (oczywiście we frankach) - tym szybciej powinniśmy uciekać z tej firmy. Nasz rozmówca jest jedynie lekko przeszkolonym w tej dziedzinie pracownikiem i w najmniejszym stopniu nie zapewni nam usługi, po którą przyszliśmy: profesjonalnej porady kredytowej i fachowego przeprowadzenia transakcji.

Pośrednik - typ nr 9. Towarzysz - "Ja to załatwię...

.... na boku z dyrektorem banku, bo to mój stary kumpel". Powoływanie się dziś przez pośrednika na personalne znajomości w banku to też świadectwo, że trafiliśmy do naciągacza. Faktem jest, że ileś lat temu, kiedy prawie wszystkie banki rozpatrywały wnioski kredytowe na szczeblu oddziału, czasem w trudnym temacie nieoceniona mogła się okazać np. znajoma pani Zosia, która robiła coś tam w banku (nie koniecznie w kredytach). Przy bardzo rozbudowanych obecnie procedurach (poszło to niestety za daleko w większości banków), kiedy wniosek kredytowy musi przejść niekiedy przez ręce kilkunastu decydentów, czasy "dobrze ustawionej pani Zosi", czy "kumpla - dyrektora", który wszystko załatwi, dawno już się skończyły. Tak więc cytowane wyżej deklaracje załatwienia każdej sprawy przez "mocne znajomości" to kolejny przykład, kiedy powinniśmy bardzo szybko kierować się do wyjścia...

Krótkie podsumowanie tej - na pewno nie pełnej - listy...

... amatorów lub oszustów parających się pośrednictwem kredytowym. Trochę zawinił rynek, który wymusił powstanie w krótkim czasie bardzo dużej ilości miejsc pracy w dziedzinie sprzedaży kredytów hipotecznych. Duża część firm w tej branży poszła na skróty - tam "doradcą" może stać się młody człowiek, bez doświadczenia w branży, jedynie po krótkim i bardzo powierzchownym szkoleniu. Jaka jest wartość takiej usługi? Może odpowiem porównaniem: to tak, jakby wyprawić huczne wesele jedynej córki w McDonald's...

Krzysztof Oppenheim

źródło informacji: Oppenheim

interia.pl

Nietypowa sytuacja kredytobiorcy - rozwiązaniem może być pożyczka hipoteczna

Nawet 320 tys. zł może pożyczyć na dowolny cel osoba, która dysponuje mieszkaniem wartym 400 tys. zł, pod warunkiem, że nie jest obciążone hipotecznie. W jednym banku zaciągając pożyczkę pod zastaw mieszkania, przez 10 lat można spłacać tylko odsetki. Pieniądze na dowolny cel możemy też pozyskać ze znacznie tańszego kredytu hipotecznego pod warunkiem, że stosunkowo niedawno kupiliśmy mieszkanie za gotówkę - napisała Katarzyna Siwek z Home Broker.

Pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne

Pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne /AFP

Pożyczka hipoteczna i kredyt hipoteczny to dosyć podobne produkty. W obu przypadkach zabezpieczeniem jest nieruchomość. Podstawowa różnica pomiędzy nimi polega na tym, że w przypadku pożyczki bank nie wnika w to, na jaki cel wydane zostaną pieniądze. Kredyt hipoteczny zaciąga się natomiast na zakup nieruchomości, która stanowi zabezpieczenie kredytu.

Remont bez faktur i fotoinspekcji

Pożyczkę hipoteczną można przeznaczyć na przykład na zakup drogiego samochodu, gdyż może to być najtańszy sposób finansowania. Można ją też zaciągnąć na remont mieszkania, a nawet zakup nieruchomości. Standardowo takie wydatki lepiej finansować z tańszego kredytu mieszkaniowego, jednak zdarzają się sytuacje, w których kredyt jest nieakceptowalny. Może tak być w sytuacji, gdy pożyczkobiorca nie chce przedstawiać w banku faktur, bądź w inny sposób rozliczać się z wydatkowania pieniędzy na remont (np. fotoinspekcje), bądź - w przypadku zakupu mieszkania - chce, aby ta nieruchomość miała "czystą" hipotekę.

Tańszy kredyt na samochód

Zdarzają się też inne przypadki, gdy pożyczka hipoteczna okazuje się najkorzystniejszym wyjściem. - Jeden z moich klientów budował dom i chciał sprzedać go na etapie stanu surowego zamkniętego. Standardowy kredyt na budowę zobowiązywałby go do doprowadzenia budowy do stanu deweloperskiego. Dzięki temu, że miał inną nieruchomość, pod którą zaciągną pożyczkę hipoteczną, mógł sprzedać do wcześniej - opisuje Kajetan Czyż, doradca finansowy Home Broker z Wrocławia. Wskazuje też inne sytuacje: zaciągnięcie pożyczki hipotecznej na zakup działki rolnej czy też zakup kilku samochodów przez osobę prowadzącą działalność gospodarczą. Inny doradca z Wrocławia, Marcin Murzyński, wskazuje z kolei inny przykład wykorzystania pożyczki pod zastaw mieszkania przez osoby prowadzące własny biznes. - Jeden z moich klientów potrzebował 50 tys. zł na depozyt gwarancyjny przy otwieraniu franczyzy. Pożyczka hipoteczna była dla niego najtańszą formą pozyskania pieniędzy. Grzegorz Chojnacki, doradca z Warszawy, informuje z kolei o przypadkach zaciągania pożyczek przez osoby, które inwestują pozyskane pieniądze.

Krótszy okres niż przy kredycie hipotecznym

Takie sytuacje nie są powszechne, dlatego też pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne. Pożyczkę można zaciągnąć maksymalnie na 50 lat. Taka opcja to jednak wyjątek na rynku (Alior Bank). Przeciętny okres kredytowania to 25 lat. Najbardziej restrykcyjne banki (BGŻ i Kredyt Bank) udzielą pożyczek na 15 lat. Generalnie jednak okres kredytowania jest krótszy niż w przypadku kredytów hipotecznych, gdzie przeciętnie można zaciągnąć dług na 40 lat.

Mniejsze LTV...

W przypadku maksymalnego wskaźnika LTV (kwota zadłużenia do wartości nieruchomości) też widać bardziej restrykcyjne podejście banków do pożyczek hipotecznych. Jest ono konsekwencją tego, że bank nie kontroluje, na co pożyczone pieniądze zostały wydane. Najbardziej restrykcyjne przypadki to pożyczka w złotych w Allianz Banku (50 proc.) oraz pożyczka w euro w Alior Banku (też 50 proc.). Na drugim biegunie mamy pożyczki w złotych w ING i Banku Pocztowym (80 proc.), a także w złotych i w euro w Getin Noble Banku (też 80 proc.). Nie ma jednak na rynku - tak, jak w przypadku kredytów hipotecznych - możliwości zadłużenia się na 100 proc. (czy więcej) wartości mieszkania.


...i wyższe marże

Pożyczka hipoteczna jest poza tym zdecydowanie droższa niż kredyt hipoteczny. W przypadku pożyczki na 300 tys. zł (50 proc. wkładu własnego) marża dla złotych to 4 proc., a dla euro - 6 proc. Jednak maksymalna stawka (w mBanku i MultiBanku) to 9,9 proc. dla pożyczki w złotych i 8,9 proc. dla euro. Najniższą marżę dla pożyczki w złotych oferuje Millennium (3,2 proc.), a w euro Deutsche Bank (3,9 proc.).Najniższe oprocentowanie w przypadku pożyczki w złotych można dostać aktualnie w Millennium (7,36 proc.), a najwyższe w mBanku i MultiBanku (14,06 proc.). W większości wypadków pożyczka hipoteczna jest tańsza niż inne rodzaje finansowania. Przykładowo, rzeczywiste oprocentowanie kredytów samochodowych wynosi ok. 11-17 proc., a łączny koszt pożyczki gotówkowej może wynieść od 20 proc. do nawet 50 proc. pożyczonej kwoty (przy kwocie 10 tys. zł).

Tańszy ekwiwalent debetu w ROR

Warto jednocześnie wspomnieć, że w Nordea Banku pożyczka hipoteczna może służyć jako zdecydowanie tańszy ekwiwalent tzw. debetu w rachunku. Przez 10 lat pożyczkobiorca może bowiem spłacać tylko odsetki od zadłużenia. Tymczasem w wielu bankach standardowy debet w ROR oprocentowany jest na maksymalnym dopuszczalnym poziomie, czyli teraz 20 proc., aczkolwiek są też niższe stawki, rzędu kilkunastu procent.

Na dowolny cel ale z kredytu hipotecznego

Istnieje też możliwość uzyskania pieniędzy w praktyce na dowolny cel na zasadach kredytu hipotecznego, czyli dużo taniej. Z takiego rozwiązania mogą skorzystać osoby, które stosunkowo niedawno kupiły mieszkanie na gotówkę. Mogą zwrócić się do banku o refinansowanie poniesionych kosztów. Większość banków wymaga, aby zakup miał miejsce w ostatnich 12-24 miesiącach. Jednak w Pekao Banku Hipotecznym okres ten jest znacznie dłuższy i wynosi sześć lat. W BGŻ i Getin Noble Banku jest to pięć lat.

Zestawienie pożyczek hipotecznych

Informacja prasowa

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Informacja prasowa

Nietypowa sytuacja kredytobiorcy - rozwiązaniem może być pożyczka hipoteczna

Nawet 320 tys. zł może pożyczyć na dowolny cel osoba, która dysponuje mieszkaniem wartym 400 tys. zł, pod warunkiem, że nie jest obciążone hipotecznie. W jednym banku zaciągając pożyczkę pod zastaw mieszkania, przez 10 lat można spłacać tylko odsetki. Pieniądze na dowolny cel możemy też pozyskać ze znacznie tańszego kredytu hipotecznego pod warunkiem, że stosunkowo niedawno kupiliśmy mieszkanie za gotówkę - napisała Katarzyna Siwek z Home Broker.

Pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne

Pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne /AFP

Pożyczka hipoteczna i kredyt hipoteczny to dosyć podobne produkty. W obu przypadkach zabezpieczeniem jest nieruchomość. Podstawowa różnica pomiędzy nimi polega na tym, że w przypadku pożyczki bank nie wnika w to, na jaki cel wydane zostaną pieniądze. Kredyt hipoteczny zaciąga się natomiast na zakup nieruchomości, która stanowi zabezpieczenie kredytu.

Remont bez faktur i fotoinspekcji

Pożyczkę hipoteczną można przeznaczyć na przykład na zakup drogiego samochodu, gdyż może to być najtańszy sposób finansowania. Można ją też zaciągnąć na remont mieszkania, a nawet zakup nieruchomości. Standardowo takie wydatki lepiej finansować z tańszego kredytu mieszkaniowego, jednak zdarzają się sytuacje, w których kredyt jest nieakceptowalny. Może tak być w sytuacji, gdy pożyczkobiorca nie chce przedstawiać w banku faktur, bądź w inny sposób rozliczać się z wydatkowania pieniędzy na remont (np. fotoinspekcje), bądź - w przypadku zakupu mieszkania - chce, aby ta nieruchomość miała "czystą" hipotekę.

Tańszy kredyt na samochód

Zdarzają się też inne przypadki, gdy pożyczka hipoteczna okazuje się najkorzystniejszym wyjściem. - Jeden z moich klientów budował dom i chciał sprzedać go na etapie stanu surowego zamkniętego. Standardowy kredyt na budowę zobowiązywałby go do doprowadzenia budowy do stanu deweloperskiego. Dzięki temu, że miał inną nieruchomość, pod którą zaciągną pożyczkę hipoteczną, mógł sprzedać do wcześniej - opisuje Kajetan Czyż, doradca finansowy Home Broker z Wrocławia. Wskazuje też inne sytuacje: zaciągnięcie pożyczki hipotecznej na zakup działki rolnej czy też zakup kilku samochodów przez osobę prowadzącą działalność gospodarczą. Inny doradca z Wrocławia, Marcin Murzyński, wskazuje z kolei inny przykład wykorzystania pożyczki pod zastaw mieszkania przez osoby prowadzące własny biznes. - Jeden z moich klientów potrzebował 50 tys. zł na depozyt gwarancyjny przy otwieraniu franczyzy. Pożyczka hipoteczna była dla niego najtańszą formą pozyskania pieniędzy. Grzegorz Chojnacki, doradca z Warszawy, informuje z kolei o przypadkach zaciągania pożyczek przez osoby, które inwestują pozyskane pieniądze.

Krótszy okres niż przy kredycie hipotecznym

Takie sytuacje nie są powszechne, dlatego też pożyczki hipoteczne cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem, niż kredyty hipoteczne. Pożyczkę można zaciągnąć maksymalnie na 50 lat. Taka opcja to jednak wyjątek na rynku (Alior Bank). Przeciętny okres kredytowania to 25 lat. Najbardziej restrykcyjne banki (BGŻ i Kredyt Bank) udzielą pożyczek na 15 lat. Generalnie jednak okres kredytowania jest krótszy niż w przypadku kredytów hipotecznych, gdzie przeciętnie można zaciągnąć dług na 40 lat.

Mniejsze LTV...

W przypadku maksymalnego wskaźnika LTV (kwota zadłużenia do wartości nieruchomości) też widać bardziej restrykcyjne podejście banków do pożyczek hipotecznych. Jest ono konsekwencją tego, że bank nie kontroluje, na co pożyczone pieniądze zostały wydane. Najbardziej restrykcyjne przypadki to pożyczka w złotych w Allianz Banku (50 proc.) oraz pożyczka w euro w Alior Banku (też 50 proc.). Na drugim biegunie mamy pożyczki w złotych w ING i Banku Pocztowym (80 proc.), a także w złotych i w euro w Getin Noble Banku (też 80 proc.). Nie ma jednak na rynku - tak, jak w przypadku kredytów hipotecznych - możliwości zadłużenia się na 100 proc. (czy więcej) wartości mieszkania.


...i wyższe marże

Pożyczka hipoteczna jest poza tym zdecydowanie droższa niż kredyt hipoteczny. W przypadku pożyczki na 300 tys. zł (50 proc. wkładu własnego) marża dla złotych to 4 proc., a dla euro - 6 proc. Jednak maksymalna stawka (w mBanku i MultiBanku) to 9,9 proc. dla pożyczki w złotych i 8,9 proc. dla euro. Najniższą marżę dla pożyczki w złotych oferuje Millennium (3,2 proc.), a w euro Deutsche Bank (3,9 proc.).Najniższe oprocentowanie w przypadku pożyczki w złotych można dostać aktualnie w Millennium (7,36 proc.), a najwyższe w mBanku i MultiBanku (14,06 proc.). W większości wypadków pożyczka hipoteczna jest tańsza niż inne rodzaje finansowania. Przykładowo, rzeczywiste oprocentowanie kredytów samochodowych wynosi ok. 11-17 proc., a łączny koszt pożyczki gotówkowej może wynieść od 20 proc. do nawet 50 proc. pożyczonej kwoty (przy kwocie 10 tys. zł).

Tańszy ekwiwalent debetu w ROR

Warto jednocześnie wspomnieć, że w Nordea Banku pożyczka hipoteczna może służyć jako zdecydowanie tańszy ekwiwalent tzw. debetu w rachunku. Przez 10 lat pożyczkobiorca może bowiem spłacać tylko odsetki od zadłużenia. Tymczasem w wielu bankach standardowy debet w ROR oprocentowany jest na maksymalnym dopuszczalnym poziomie, czyli teraz 20 proc., aczkolwiek są też niższe stawki, rzędu kilkunastu procent.

Na dowolny cel ale z kredytu hipotecznego

Istnieje też możliwość uzyskania pieniędzy w praktyce na dowolny cel na zasadach kredytu hipotecznego, czyli dużo taniej. Z takiego rozwiązania mogą skorzystać osoby, które stosunkowo niedawno kupiły mieszkanie na gotówkę. Mogą zwrócić się do banku o refinansowanie poniesionych kosztów. Większość banków wymaga, aby zakup miał miejsce w ostatnich 12-24 miesiącach. Jednak w Pekao Banku Hipotecznym okres ten jest znacznie dłuższy i wynosi sześć lat. W BGŻ i Getin Noble Banku jest to pięć lat.

Zestawienie pożyczek hipotecznych

Informacja prasowa

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Informacja prasowa

Goldman Sachs obniża docelowe wyceny akcji chińskich deweloperów o jedną trzecią

Można odnieść wrażenie, że warszawska giełda znów zacznie tracić, jak tylko pojawią się gorsze wiadomości. Do takiego wniosku prowadzi obserwacja wydarzeń z ostatnich dni, kiedy nasz rynek próbuje odrabiać straty z przełomu stycznia i lutego, ale przychodzi mu to z dużym trudem.

Na giełdzie kłopotów z odbiciem ciąg dalszy

Nie udało się przy tym anulować żadnego z sygnałów sprzedaży, jakie wywołała ostatnia przecena. Chodzi między innymi o spadek indeksu WIG poniżej 3-miesięcznej średniej, zejście dziennego MACD, popularnego wskaźnika kierunku i siły trendu, poniżej poziomu równowagi, wcześniejsze przecięcie średniej przez tygodniowy MACD, czy opuszczenie przez tygodniowy Stochastic, wskaźnik obrazujący rozgrzanie koniunktury, strefy wykupienia, w której przebywał przez kilka poprzednich miesięcy.

Krajowe wydarzenia mają ograniczony wpływ na bieg zdarzeń na warszawskim parkiecie. Jest on głównie pochodną czynników zewnętrznych. W tym kontekście dzisiejsze dane o sprzedaży detalicznej w styczniu i lutowych wskaźnikach koniunktury w Polsce, czy stopie bezrobocia nie będą miały znaczenia dla sytuacji na giełdzie. Inwestorzy myślami wybiegają już dalej i zastanawiają się, jak wskaźniki gospodarcze będą wyglądać, kiedy przestanie na nie korzystnie oddziaływać efekt niskiej bazy porównawczej z początków 2009 r.

Z punktu widzenia inwestorów o spekulacyjnym nastawieniu kluczowe staje się pytanie, czy obserwowane od kilku dni odbicie na giełdzie warto wykorzystać do pozbycia się akcji w obawie przed dalszymi zniżkami. W przypadku inwestorów długoterminowych uzasadniona może być z kolei akumulacja aktywów po niższych cenach.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Na przebieg wskaźników koniunktury w naszym kraju w lutym, który może stać się cenną wskazówką dotyczącą aktywności gospodarczej w miesiącach wiosennych, kiedy baza porównawcza zacznie się stopniowo podnosić i ciężej będzie o wzrost rocznej dynamiki wskaźników gospodarczych Trudności z odrabianiem strat na warszawskiej giełdzie przekonują o utrzymującej się słabości kupujących

Rynki nieruchomości

Wszelkie doniesienia dotyczące rynków nieruchomości na świecie w dalszym ciągu rzutują na oceny skali i tempa ożywienia gospodarczego. Jednocześnie stopniowo zmienia się środek ciężkości uwagi inwestorów. Wiadomości z amerykańskiego rynku mieszkaniowego nie budzą już takich emocji, a bardziej istotne staje się to, co ma miejsce na rynku nieruchomości komercyjnych w USA, czy też mieszkaniowych w Chinach. W tym kontekście na publikowany dziś indeks S&P/Case Schiller, uznawany za najlepszy miernik cen domów w Ameryce, będziemy spoglądać głównie przez pryzmat reakcji rynków, a nie realnego znaczenia tej wiadomości (wciąż na horyzoncie nie widać trwałego wzrostu cen domów). Jest regułą, że w trendach spadkowych inwestorzy mają skłonność do wyolbrzymiania znaczenia złych informacji i niedoceniania - dobrych. Zatem jeśli indeks okaże się słabszy od spodziewanego i wywoła to zniżki cen akcji będziemy mieli potwierdzenie obecności na amerykańskiej giełdzie tendencji spadkowej.

U nas pojawiły się dane potwierdzające ożywienie na rynku kredytów hipotecznych. NBP podał, że w styczniu wartość kredytów hipotecznych podniosła się o 1,7 mld zł. Spadła zaś symbolicznie wartość kredytów konsumpcyjnych.

Katarzyna Siwek

Home Broker

 

interia.pl

Goldman Sachs obniża docelowe wyceny akcji chińskich deweloperów o jedną trzecią

Można odnieść wrażenie, że warszawska giełda znów zacznie tracić, jak tylko pojawią się gorsze wiadomości. Do takiego wniosku prowadzi obserwacja wydarzeń z ostatnich dni, kiedy nasz rynek próbuje odrabiać straty z przełomu stycznia i lutego, ale przychodzi mu to z dużym trudem.

Na giełdzie kłopotów z odbiciem ciąg dalszy

Nie udało się przy tym anulować żadnego z sygnałów sprzedaży, jakie wywołała ostatnia przecena. Chodzi między innymi o spadek indeksu WIG poniżej 3-miesięcznej średniej, zejście dziennego MACD, popularnego wskaźnika kierunku i siły trendu, poniżej poziomu równowagi, wcześniejsze przecięcie średniej przez tygodniowy MACD, czy opuszczenie przez tygodniowy Stochastic, wskaźnik obrazujący rozgrzanie koniunktury, strefy wykupienia, w której przebywał przez kilka poprzednich miesięcy.

Krajowe wydarzenia mają ograniczony wpływ na bieg zdarzeń na warszawskim parkiecie. Jest on głównie pochodną czynników zewnętrznych. W tym kontekście dzisiejsze dane o sprzedaży detalicznej w styczniu i lutowych wskaźnikach koniunktury w Polsce, czy stopie bezrobocia nie będą miały znaczenia dla sytuacji na giełdzie. Inwestorzy myślami wybiegają już dalej i zastanawiają się, jak wskaźniki gospodarcze będą wyglądać, kiedy przestanie na nie korzystnie oddziaływać efekt niskiej bazy porównawczej z początków 2009 r.

Z punktu widzenia inwestorów o spekulacyjnym nastawieniu kluczowe staje się pytanie, czy obserwowane od kilku dni odbicie na giełdzie warto wykorzystać do pozbycia się akcji w obawie przed dalszymi zniżkami. W przypadku inwestorów długoterminowych uzasadniona może być z kolei akumulacja aktywów po niższych cenach.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Na przebieg wskaźników koniunktury w naszym kraju w lutym, który może stać się cenną wskazówką dotyczącą aktywności gospodarczej w miesiącach wiosennych, kiedy baza porównawcza zacznie się stopniowo podnosić i ciężej będzie o wzrost rocznej dynamiki wskaźników gospodarczych Trudności z odrabianiem strat na warszawskiej giełdzie przekonują o utrzymującej się słabości kupujących

Rynki nieruchomości

Wszelkie doniesienia dotyczące rynków nieruchomości na świecie w dalszym ciągu rzutują na oceny skali i tempa ożywienia gospodarczego. Jednocześnie stopniowo zmienia się środek ciężkości uwagi inwestorów. Wiadomości z amerykańskiego rynku mieszkaniowego nie budzą już takich emocji, a bardziej istotne staje się to, co ma miejsce na rynku nieruchomości komercyjnych w USA, czy też mieszkaniowych w Chinach. W tym kontekście na publikowany dziś indeks S&P/Case Schiller, uznawany za najlepszy miernik cen domów w Ameryce, będziemy spoglądać głównie przez pryzmat reakcji rynków, a nie realnego znaczenia tej wiadomości (wciąż na horyzoncie nie widać trwałego wzrostu cen domów). Jest regułą, że w trendach spadkowych inwestorzy mają skłonność do wyolbrzymiania znaczenia złych informacji i niedoceniania - dobrych. Zatem jeśli indeks okaże się słabszy od spodziewanego i wywoła to zniżki cen akcji będziemy mieli potwierdzenie obecności na amerykańskiej giełdzie tendencji spadkowej.

U nas pojawiły się dane potwierdzające ożywienie na rynku kredytów hipotecznych. NBP podał, że w styczniu wartość kredytów hipotecznych podniosła się o 1,7 mld zł. Spadła zaś symbolicznie wartość kredytów konsumpcyjnych.

Katarzyna Siwek

Home Broker

 

interia.pl

Pośrednik „po znajomości”

Pośrednik „po znajomości”
Wybierając pośrednika w obrocie nieruchomościami najczęściej korzystamy z rekomendacji rodziny lub znajomych. Tak wynika z sondy przeprowadzonej na stronie www.metrohouse.pl.
Na stronie www.metrohouse.pl w okresie grudzień 2009 – styczeń 2010 r. przeprowadzono sondę dla internautów z pytaniem „Czy wybierając pośrednika opierasz się na opinii znajomych/rodziny?”. W sondzie wzięło udział ponad 500 internautów. 69,2% ankietowanych odpowiedziało na to pytanie twierdząco. To znacząca zmiana w preferencjach wyboru pośrednika. Dotychczas większość potencjalnych klientów agencji nieruchomości trafiało do pośredników nie poprzez rekomendacje osób trzecich, ale w oparciu o ofertę. W praktyce to właśnie zainteresowanie konkretnym mieszkaniem, czy domem  było przyczynkiem do kontaktu z agentem. Rzadziej agent był wybierany z polecenia.

- Klienci dokonują wyboru pośrednika coraz bardziej świadomie. Polecenia to także dla pośredników najlepszy kanał pozyskiwania nowych klientów - mówi Mariusz Kania, prezes zarządu Metrohouse. - Praca z klientami z polecenia jest jednak domeną pośredników, którzy już długo działają na rynku, choć zdarzają się młodzi doradcy, którzy wybierają określoną grupę zawodową do której kierują swoją ofertę i są polecani pocztą pantoflową przez kolejnych zadowolonych klientów - dodaje Kania.

W krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych agenci nieruchomości ściśle specjalizują się w działalności wśród określonych grup zawodowych (lekarze, aktorzy, sportowcy, maklerzy, informatycy) lub w określonej lokalizacji. Dzięki specjalizacji doskonale znają preferencje zakupowe i przeciętne możliwości nabywcze poszczególnych grup klientów, a wąski teren działania pozwala im na dogłębną znajomość niemal każdej istniejącej nieruchomości, a także planów inwestycyjnych dla terenów swojego działania.

Godnego zaufania pośrednika można znaleźć zarówno w małym, lokalnie działającym biurze nieruchomości, które specjalizuje się np. tylko w obrocie mieszkaniami w obrębie jednego osiedla, ale także w biurach dużych sieci agencji nieruchomości.

- W sieci takiej jak Metrohouse, gdzie pracuje ponad 250 doradców, chcemy być blisko klientów. Dlatego każdy z naszych doradców wybiera obszar swojego działania, który zna najlepiej, zazwyczaj bliski jego miejscu zamieszkania. Klient może liczyć, że jego doradca będzie poruszał się sprawnie na danym terenie. Dodatkowo unikamy sytuacji, że klient poszukujący domu w Piasecznie trafi do agenta specjalizującego się w północnych dzielnicach Warszawy - mówi Mariusz Kania.

Rynek obrotu nieruchomościami oceniany jest na 1 mld złotych rocznie. Obecnie na rynku działa ponad 13000 pośredników w obrocie nieruchomościami. Ocenia się, że przynajmniej trzy razy tyle osób działa pod opieką pośredników przeprowadzając czynności pomocnicze w obrocie nieruchomościami.

Metrohouse S.A.

inwestycje.pl

Pośrednik „po znajomości”

Pośrednik „po znajomości”
Wybierając pośrednika w obrocie nieruchomościami najczęściej korzystamy z rekomendacji rodziny lub znajomych. Tak wynika z sondy przeprowadzonej na stronie www.metrohouse.pl.
Na stronie www.metrohouse.pl w okresie grudzień 2009 – styczeń 2010 r. przeprowadzono sondę dla internautów z pytaniem „Czy wybierając pośrednika opierasz się na opinii znajomych/rodziny?”. W sondzie wzięło udział ponad 500 internautów. 69,2% ankietowanych odpowiedziało na to pytanie twierdząco. To znacząca zmiana w preferencjach wyboru pośrednika. Dotychczas większość potencjalnych klientów agencji nieruchomości trafiało do pośredników nie poprzez rekomendacje osób trzecich, ale w oparciu o ofertę. W praktyce to właśnie zainteresowanie konkretnym mieszkaniem, czy domem  było przyczynkiem do kontaktu z agentem. Rzadziej agent był wybierany z polecenia.

- Klienci dokonują wyboru pośrednika coraz bardziej świadomie. Polecenia to także dla pośredników najlepszy kanał pozyskiwania nowych klientów - mówi Mariusz Kania, prezes zarządu Metrohouse. - Praca z klientami z polecenia jest jednak domeną pośredników, którzy już długo działają na rynku, choć zdarzają się młodzi doradcy, którzy wybierają określoną grupę zawodową do której kierują swoją ofertę i są polecani pocztą pantoflową przez kolejnych zadowolonych klientów - dodaje Kania.

W krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych agenci nieruchomości ściśle specjalizują się w działalności wśród określonych grup zawodowych (lekarze, aktorzy, sportowcy, maklerzy, informatycy) lub w określonej lokalizacji. Dzięki specjalizacji doskonale znają preferencje zakupowe i przeciętne możliwości nabywcze poszczególnych grup klientów, a wąski teren działania pozwala im na dogłębną znajomość niemal każdej istniejącej nieruchomości, a także planów inwestycyjnych dla terenów swojego działania.

Godnego zaufania pośrednika można znaleźć zarówno w małym, lokalnie działającym biurze nieruchomości, które specjalizuje się np. tylko w obrocie mieszkaniami w obrębie jednego osiedla, ale także w biurach dużych sieci agencji nieruchomości.

- W sieci takiej jak Metrohouse, gdzie pracuje ponad 250 doradców, chcemy być blisko klientów. Dlatego każdy z naszych doradców wybiera obszar swojego działania, który zna najlepiej, zazwyczaj bliski jego miejscu zamieszkania. Klient może liczyć, że jego doradca będzie poruszał się sprawnie na danym terenie. Dodatkowo unikamy sytuacji, że klient poszukujący domu w Piasecznie trafi do agenta specjalizującego się w północnych dzielnicach Warszawy - mówi Mariusz Kania.

Rynek obrotu nieruchomościami oceniany jest na 1 mld złotych rocznie. Obecnie na rynku działa ponad 13000 pośredników w obrocie nieruchomościami. Ocenia się, że przynajmniej trzy razy tyle osób działa pod opieką pośredników przeprowadzając czynności pomocnicze w obrocie nieruchomościami.

Metrohouse S.A.

inwestycje.pl

Raport rynku nieruchomości (luty 2010)

W styczniu było trudniej o porozumienie między kupującymi i deweloperami. Gdy klienci wybierali do zakupu tańsze lokum niż w grudniu, cena mieszkań oferowanych przez deweloperów poszła w górę. Średnia cena mieszkań sprzedanych w styczniu wyniosła 6 972 zł za m. kw. wobec 7026 zł miesiąc wcześniej.
Tymczasem średnia cena mieszkań oferowanych w siedmiu głównych miastach Polski wyniosła 7818 zł za m. kw. i była o 104 zł wyższa niż miesiąc wcześniej. Trwający niemal rok trend zbliżania się rynku do punktu równowagi nagle się odwrócił – wynika ze wspólnego raportu firmy analizującej rynek nieruchomości redNet Consulting i niezależnego doradcy finansowego Gold Finance.  Najtrudniej pogodzić popyt z podażą we Wrocławiu i Gdańsku, najlepiej w Łodzi i Poznaniu.

Średnia cena wszystkich mieszkań w ofercie zbliżała się w 2009 roku do średniej ceny mieszkań sprzedanych.

Wynikało to zarówno z powolnego spadku średniej ceny wszystkich mieszkań, jak i stabilnego utrzymywania się średniej ceny tych mieszkań, które się sprzedawały. W styczniu 2010 r. to się zmieniło. Pytanie – dlaczego?



Źródło: redNet Consulting na podst. danych tabelaofert.pl


Legenda:
Cena oferty mieszkań – średnia, ofertowa cena metra kwadratowego wszystkich mieszkań w projektach deweloperskich wystawionych do sprzedaży wg stanu z 29 dnia każdego miesiąca
Cena mieszkań sprzedanych – średnia cena metra kwadratowego mieszkań sprzedanych w okresie ostatnich 3 miesięcy


Klienci wykupują najatrakcyjniejsze i najtańsze lokale

Średnia cena mieszkań dostępnych w ofercie ukształtowała się w siedmiu głównych miastach Polski na poziomie 7 818 PLN za m. kw. i była o 1,3% wyższa niż w grudniu. Jej wzrostu możemy upatrywać m.in. w czynniku czysto statystycznym. Otóż w związku z tym, że na rynku nadal sprzedają się głównie najtańsze mieszkania (wybierane są tańsze inwestycje w ramach danej lokalizacji oraz najlepiej wycenione mieszkania w ramach danej inwestycji), w ofercie pozostały droższe lokale. Efekt? Średnią cenę kształtują droższe oferty.

Średnia cena mieszkań sprzedanych, która utrzymuje się od początku roku na praktycznie stałym poziomie, w styczniu wyniosła 6 972 PLN/mkw. Oznacza to spadek o około 0,8% w stosunku do poprzedniego miesiąca. Jest to bezpośredni efekt wyboru przez kupujących najbardziej atrakcyjnych, czyli najlepiej wycenionych (to nie zawsze oznacza: najtańszych) ofert. Z pewnością zaczynają tu mieć znaczenie nowe projekty, których wejście na rynek rozpoczęło się na większą skalę pod koniec ubiegłego roku. Z globalnego punktu widzenia są to głównie inwestycje z segmentów niższych: mieszkania tańsze, których cena - szczególnie na pierwszych etapach realizacji - jest dodatkowo obniżona. Należy podkreślić, że nie mamy jeszcze do czynienia z powrotem boomu inwestycyjnego, jednak oczywistą zmianą w porównaniu do pierwszego półrocza 2009 jest większa liczba nowych inwestycji mieszkaniowych.

Sytuacja cenowa w poszczególnych miastach wygląda następująco:


Nadal spora jest różnica pomiędzy średnią ceną oferty a ceną sprzedanych mieszkań. Na 7 głównych rynkach różnica ta dochodzi do 11%. Największe rozbieżności, bo powyżej 17%, występują w Gdańsku i Wrocławiu. Z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia w 2009 roku, gdy wymienione miasta przodowały pod tym względem. Pozostałe rynki wydają się być o wiele bardziej zrównoważone, z czego najbardziej wybija się Poznań (-5,7%) oraz Łódź (-6,2%). W tym ostatnim mieście różnica pomiędzy średnią ofertą a średnią ceną mieszkań sprzedanych zawsze była na stosunkowo niskim poziomie. Wynika to głównie z płaskiej struktury tego rynku, skierowanej ewidentnie do niższych segmentów rynku. Takie dopasowanie oferty do potrzeb rynkowych, występuje paradoksalnie w Łodzi – na rynku uznawanym przez deweloperów za trudny. Można się z nim spotkać również w Poznaniu. Jest ono przymiotem rynków rozwiniętych i dobrze zbadanych, zarówno przez stronę popytu jak i podaży.


W przeciwieństwie do tendencji z kilku poprzednich miesięcy, w powyższej tabeli obserwujemy wzrost ceny średniej całej oferty. Również cena mieszkań sprzedanych, pomimo niewielkiego spadku, utrzymuje się na stabilnym poziomie.

Rynkowi nieruchomości coraz bardziej sprzyja rynek kredytowy. O roku 2010 mówi się już w kategoriach „po kryzysie”. Polska na często pokazywanych ostatnio mapach zabarwiona jest na optymistyczny, zielony kolor. Wraz z poprawą koniunktury zatrzymany zostanie spadek bezrobocia i pojawi się potencjał do wzrostu wynagrodzeń. Ponieważ rynkiem tym rządzi psychologia, a wszystko wskazuje na poprawę sytuacji, należy się spodziewać także poprawy na rynku mieszkaniowym. I choć nieprędko będzie to widoczne w faktycznym wzroście cen, z pewnością przejawi się w poprawie płynności rynku i dalszych procesach normalizacji.

Trzeba mieć w portfelu rezerwy na ryzyko wzrostu stóp procentowych 

Poprawa na rynku kredytowym w coraz większym stopniu przekłada się na uatrakcyjnienie oferty kredytów mieszkaniowych w walutach obcych, szczególnie w euro. Różnica w racie pomiędzy kredytem złotowym a coraz bardziej dostępnym kredytem w euro, przemawia do wyobraźni.  Jak wynika z obliczeń Gold Finance w styczniu dla kredytu na 280 tys. zł na 30 lat różnica ta przekraczała już 22 proc. Gdy w złotych trzeba było płacić 1874 zł miesięcznie, w euro było to 1420 zł. Przy 30-letnim kredycie na 350 tys. zł średnia rata w złotych wynosi 2387 zł, a w euro 1828 zł. Czyli o 23 proc. mniej.

Biorący kredyty w euro czy też w innych walutach obcych muszą się obecnie mieć wyjątkowo na baczności. Biorą sobie obecnie na barki nie tylko ryzyko walutowe, ale również ryzyko stóp procentowych. Wahaniom i wzrostom kursu walut będzie towarzyszyć również wzrost stóp procentowych, bo te znajdują się obecnie na historycznie niskich  poziomach. Jeszcze pod koniec 2007 r. 3 miesięczny LIBOR dla euro przekraczał 4,7 proc., czyli był o 4 pkt proc. wyższy niż obecnie. Gdyby dziś do obecnych marż odsetkowych dla kredytu w euro (średnia dla 280 tys. zł na 80 proc. wartości nieruchomości to 3,43 proc.) dodać  LIBOR (4,7 proc. plus  6 proc. spread), to rata naszego kredytu zamiast ok. 1450 zł (przy LIBORZE 0,7 proc.) wyniosłaby ok. 2200 zł. Pożyczający obecnie w walutach obcych nie mogą odwoływać się do pozytywnych przykładów osób spłacających już takie kredyty od kilku lat. W tym przypadku gwałtowny wzrost kursu walut niemal całkowicie niwelowany był przez spadek stóp procentowych. W sytuacji, gdy w Eurolandzie podstawowa stopa procentowa wynosi 1 pkt proc., a w Szwajcarii 0,25 proc. (jeszcze w drugiej połowie 2007 r. i niemal cały 2008 r. LIBOR 3M dla CHF wynosił ok. 2,75 proc.), biorący teraz kredyty na taką pomoc liczyć nie mogą.

Andreas Hoefert, główny ekonomista UBS, już zakłada, że podstawowa stopa procentowa może do końca tego roku wynieść w Szwajcarii między 1,0 a 1,5 proc. (Przy naszym kredycie na 280 tys. zł może to oznaczać wzrost średniej raty z 1520 zł do 1730 zł). Jego zdaniem Szwajcarski Bank Narodowy może rozpocząć podwyżki stóp procentowych w czerwcu. Choć według ekspertów prawdopodobieństwo wzrostu stóp procentowych w strefie euro jest w tym roku zdecydowanie mniej prawdopodobne, to jednak co się odwlecze, to …

Niestety spokojnie nie mogą też spać zadłużający się w rodzimej walucie. Perspektywa wzrostu stóp procentowych ich również dotyczy. Przy wzroście 3 miesięcznego WIBORU o 1 pkt proc., a co za tym idzie oprocentowania do ok. 7,9 proc. rata z obecnych ok. 1850 zł skoczy w górę o blisko 200 zł. Biorąc dziś kredyt mieszkaniowy koniecznie trzeba więc posiadać rezerwy na wyższe raty.




Halina Kochalska,
Analityk Gold Finance,



Marcin Gołębiowski,
redNet Consulting


Źródło: inwestycje.pl

Raport rynku nieruchomości (luty 2010)

W styczniu było trudniej o porozumienie między kupującymi i deweloperami. Gdy klienci wybierali do zakupu tańsze lokum niż w grudniu, cena mieszkań oferowanych przez deweloperów poszła w górę. Średnia cena mieszkań sprzedanych w styczniu wyniosła 6 972 zł za m. kw. wobec 7026 zł miesiąc wcześniej.
Tymczasem średnia cena mieszkań oferowanych w siedmiu głównych miastach Polski wyniosła 7818 zł za m. kw. i była o 104 zł wyższa niż miesiąc wcześniej. Trwający niemal rok trend zbliżania się rynku do punktu równowagi nagle się odwrócił – wynika ze wspólnego raportu firmy analizującej rynek nieruchomości redNet Consulting i niezależnego doradcy finansowego Gold Finance.  Najtrudniej pogodzić popyt z podażą we Wrocławiu i Gdańsku, najlepiej w Łodzi i Poznaniu.

Średnia cena wszystkich mieszkań w ofercie zbliżała się w 2009 roku do średniej ceny mieszkań sprzedanych.

Wynikało to zarówno z powolnego spadku średniej ceny wszystkich mieszkań, jak i stabilnego utrzymywania się średniej ceny tych mieszkań, które się sprzedawały. W styczniu 2010 r. to się zmieniło. Pytanie – dlaczego?



Źródło: redNet Consulting na podst. danych tabelaofert.pl


Legenda:
Cena oferty mieszkań – średnia, ofertowa cena metra kwadratowego wszystkich mieszkań w projektach deweloperskich wystawionych do sprzedaży wg stanu z 29 dnia każdego miesiąca
Cena mieszkań sprzedanych – średnia cena metra kwadratowego mieszkań sprzedanych w okresie ostatnich 3 miesięcy


Klienci wykupują najatrakcyjniejsze i najtańsze lokale

Średnia cena mieszkań dostępnych w ofercie ukształtowała się w siedmiu głównych miastach Polski na poziomie 7 818 PLN za m. kw. i była o 1,3% wyższa niż w grudniu. Jej wzrostu możemy upatrywać m.in. w czynniku czysto statystycznym. Otóż w związku z tym, że na rynku nadal sprzedają się głównie najtańsze mieszkania (wybierane są tańsze inwestycje w ramach danej lokalizacji oraz najlepiej wycenione mieszkania w ramach danej inwestycji), w ofercie pozostały droższe lokale. Efekt? Średnią cenę kształtują droższe oferty.

Średnia cena mieszkań sprzedanych, która utrzymuje się od początku roku na praktycznie stałym poziomie, w styczniu wyniosła 6 972 PLN/mkw. Oznacza to spadek o około 0,8% w stosunku do poprzedniego miesiąca. Jest to bezpośredni efekt wyboru przez kupujących najbardziej atrakcyjnych, czyli najlepiej wycenionych (to nie zawsze oznacza: najtańszych) ofert. Z pewnością zaczynają tu mieć znaczenie nowe projekty, których wejście na rynek rozpoczęło się na większą skalę pod koniec ubiegłego roku. Z globalnego punktu widzenia są to głównie inwestycje z segmentów niższych: mieszkania tańsze, których cena - szczególnie na pierwszych etapach realizacji - jest dodatkowo obniżona. Należy podkreślić, że nie mamy jeszcze do czynienia z powrotem boomu inwestycyjnego, jednak oczywistą zmianą w porównaniu do pierwszego półrocza 2009 jest większa liczba nowych inwestycji mieszkaniowych.

Sytuacja cenowa w poszczególnych miastach wygląda następująco:


Nadal spora jest różnica pomiędzy średnią ceną oferty a ceną sprzedanych mieszkań. Na 7 głównych rynkach różnica ta dochodzi do 11%. Największe rozbieżności, bo powyżej 17%, występują w Gdańsku i Wrocławiu. Z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia w 2009 roku, gdy wymienione miasta przodowały pod tym względem. Pozostałe rynki wydają się być o wiele bardziej zrównoważone, z czego najbardziej wybija się Poznań (-5,7%) oraz Łódź (-6,2%). W tym ostatnim mieście różnica pomiędzy średnią ofertą a średnią ceną mieszkań sprzedanych zawsze była na stosunkowo niskim poziomie. Wynika to głównie z płaskiej struktury tego rynku, skierowanej ewidentnie do niższych segmentów rynku. Takie dopasowanie oferty do potrzeb rynkowych, występuje paradoksalnie w Łodzi – na rynku uznawanym przez deweloperów za trudny. Można się z nim spotkać również w Poznaniu. Jest ono przymiotem rynków rozwiniętych i dobrze zbadanych, zarówno przez stronę popytu jak i podaży.


W przeciwieństwie do tendencji z kilku poprzednich miesięcy, w powyższej tabeli obserwujemy wzrost ceny średniej całej oferty. Również cena mieszkań sprzedanych, pomimo niewielkiego spadku, utrzymuje się na stabilnym poziomie.

Rynkowi nieruchomości coraz bardziej sprzyja rynek kredytowy. O roku 2010 mówi się już w kategoriach „po kryzysie”. Polska na często pokazywanych ostatnio mapach zabarwiona jest na optymistyczny, zielony kolor. Wraz z poprawą koniunktury zatrzymany zostanie spadek bezrobocia i pojawi się potencjał do wzrostu wynagrodzeń. Ponieważ rynkiem tym rządzi psychologia, a wszystko wskazuje na poprawę sytuacji, należy się spodziewać także poprawy na rynku mieszkaniowym. I choć nieprędko będzie to widoczne w faktycznym wzroście cen, z pewnością przejawi się w poprawie płynności rynku i dalszych procesach normalizacji.

Trzeba mieć w portfelu rezerwy na ryzyko wzrostu stóp procentowych 

Poprawa na rynku kredytowym w coraz większym stopniu przekłada się na uatrakcyjnienie oferty kredytów mieszkaniowych w walutach obcych, szczególnie w euro. Różnica w racie pomiędzy kredytem złotowym a coraz bardziej dostępnym kredytem w euro, przemawia do wyobraźni.  Jak wynika z obliczeń Gold Finance w styczniu dla kredytu na 280 tys. zł na 30 lat różnica ta przekraczała już 22 proc. Gdy w złotych trzeba było płacić 1874 zł miesięcznie, w euro było to 1420 zł. Przy 30-letnim kredycie na 350 tys. zł średnia rata w złotych wynosi 2387 zł, a w euro 1828 zł. Czyli o 23 proc. mniej.

Biorący kredyty w euro czy też w innych walutach obcych muszą się obecnie mieć wyjątkowo na baczności. Biorą sobie obecnie na barki nie tylko ryzyko walutowe, ale również ryzyko stóp procentowych. Wahaniom i wzrostom kursu walut będzie towarzyszyć również wzrost stóp procentowych, bo te znajdują się obecnie na historycznie niskich  poziomach. Jeszcze pod koniec 2007 r. 3 miesięczny LIBOR dla euro przekraczał 4,7 proc., czyli był o 4 pkt proc. wyższy niż obecnie. Gdyby dziś do obecnych marż odsetkowych dla kredytu w euro (średnia dla 280 tys. zł na 80 proc. wartości nieruchomości to 3,43 proc.) dodać  LIBOR (4,7 proc. plus  6 proc. spread), to rata naszego kredytu zamiast ok. 1450 zł (przy LIBORZE 0,7 proc.) wyniosłaby ok. 2200 zł. Pożyczający obecnie w walutach obcych nie mogą odwoływać się do pozytywnych przykładów osób spłacających już takie kredyty od kilku lat. W tym przypadku gwałtowny wzrost kursu walut niemal całkowicie niwelowany był przez spadek stóp procentowych. W sytuacji, gdy w Eurolandzie podstawowa stopa procentowa wynosi 1 pkt proc., a w Szwajcarii 0,25 proc. (jeszcze w drugiej połowie 2007 r. i niemal cały 2008 r. LIBOR 3M dla CHF wynosił ok. 2,75 proc.), biorący teraz kredyty na taką pomoc liczyć nie mogą.

Andreas Hoefert, główny ekonomista UBS, już zakłada, że podstawowa stopa procentowa może do końca tego roku wynieść w Szwajcarii między 1,0 a 1,5 proc. (Przy naszym kredycie na 280 tys. zł może to oznaczać wzrost średniej raty z 1520 zł do 1730 zł). Jego zdaniem Szwajcarski Bank Narodowy może rozpocząć podwyżki stóp procentowych w czerwcu. Choć według ekspertów prawdopodobieństwo wzrostu stóp procentowych w strefie euro jest w tym roku zdecydowanie mniej prawdopodobne, to jednak co się odwlecze, to …

Niestety spokojnie nie mogą też spać zadłużający się w rodzimej walucie. Perspektywa wzrostu stóp procentowych ich również dotyczy. Przy wzroście 3 miesięcznego WIBORU o 1 pkt proc., a co za tym idzie oprocentowania do ok. 7,9 proc. rata z obecnych ok. 1850 zł skoczy w górę o blisko 200 zł. Biorąc dziś kredyt mieszkaniowy koniecznie trzeba więc posiadać rezerwy na wyższe raty.




Halina Kochalska,
Analityk Gold Finance,



Marcin Gołębiowski,
redNet Consulting


Źródło: inwestycje.pl

Prawie 10% Amerykanów spłaca z opóźnieniem raty kredytów hipotecznych

Pieniądze z funduszy pieniężnych na świecie wciąż odpływają Poznaliśmy konkretne dane dotyczące problemu niespłacalności kredytów hipotecznych w Ameryce. W IV kwartale 4,58% zobowiązań z tego tytułu podlegało procedurze egzekucji, co przekłada się na zagrożenie utratą domu. Odsetek przeterminowanych kredytów o więcej niż 90 dni (czyli o czas po jakim banki zaczynają przejmować domy od niesolidnych dłużników) podniósł się do 5,09%. Natomiast spadek nastąpił w zakresie opóźnień w spłacie zobowiązań. Ten problem ma 9,47% kredytobiorców hipotecznych. Terminowe regulowanie zobowiązań utrudnia zła sytuacja na rynku pracy.
Zresztą odciska ona swoje piętno nie tylko na rynku nieruchomości. Potwierdzenia trudnej sytuacji konsumentów można upatrywać w lutowych indeksach aktywności PMI dla strefy euro. O ile w przypadku sektora przemysłowego nastąpiła poprawa (niska baza porównawcza, odbudowywanie zapasów), to w sektorze usług doszło do spadku. Wskaźnik jednak utrzymał się powyżej 50 pkt, oddzielających rozwój od spowolnienia. Słabo wypadły też dane o sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii (wzrost w skali roku wyniósł zaledwie 0,9%, co w ujęciu realnym oznacza duży spadek). Takie uwarunkowania rzutują na oczekiwania dotyczące skali i tempa ożywienia gospodarczego w państwach rozwiniętych.

Obecny tydzień na krajowym rynku będzie stał pod znakiem posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej (decyzja zapadnie w środę) oraz publikacji we wtorek danych o sprzedaży detalicznej w styczniu oraz lutowych wskaźników koniunktury, opracowywanych przez GUS.

ZWRÓĆ  UWAGĘ:


Rada Polityki Pieniężnej pozostawi w tym tygodniu stopy procentowe na niezmienionym poziomie, ale będziemy mogli poznać bliżej nastawienie w tej sprawie nowych członków Rady.

Inwestorzy będą wyczuleni na wszelkie sygnały dotyczące możliwej podwyżki stóp procentowych w Polsce po tym, jak ostatnio rozważenie takiego kroku sugerował prezes NBP.

Rynek dnia-Akcje na świecie

Rynki akcji spokojnie przyjęły decyzję Rezerwy Federalnej o podniesieniu stopy depozytowej. Takie zachowanie było zrozumiałe, bo ruch władz monetarnych nie był zaskoczeniem. Nie został też odebrany jako zapowiedź rychłych podwyżek stóp procentowych.

Te ostatnie zaś mają kluczowe znaczenie nie tylko ze względów makroekonomicznych, ale również rynkowych. W tym drugim względzie chodzi o decyzje uczestników funduszy pieniężnych na świecie, którzy w dalszym ciągu wycofują się z tego rodzaju podmiotów. W tygodniu zakończonym 18 lutego saldo wpłat i wypłat zamknęło się 37 mld USD na minusie. Wypłacane środki zasilają rynek bardziej ryzykownych aktywów.

Ostatnie dane o przepływach globalnego kapitału tłumaczą przy tym poprawę koniunktury na wschodzących rynkach akcji. Po słabych czterech wcześniejszych tygodniach tym razem do funduszy akcji z emerging markets napłynęło trochę świeżego kapitału. Popularnością cieszyły się też fundusze obligacji z rynków wschodzących.

... pełny komentarz z wykresami w załączniku

Katarzyna Siwek
Home Broker

inwestycje.pl

Prawie 10% Amerykanów spłaca z opóźnieniem raty kredytów hipotecznych

Pieniądze z funduszy pieniężnych na świecie wciąż odpływają Poznaliśmy konkretne dane dotyczące problemu niespłacalności kredytów hipotecznych w Ameryce. W IV kwartale 4,58% zobowiązań z tego tytułu podlegało procedurze egzekucji, co przekłada się na zagrożenie utratą domu. Odsetek przeterminowanych kredytów o więcej niż 90 dni (czyli o czas po jakim banki zaczynają przejmować domy od niesolidnych dłużników) podniósł się do 5,09%. Natomiast spadek nastąpił w zakresie opóźnień w spłacie zobowiązań. Ten problem ma 9,47% kredytobiorców hipotecznych. Terminowe regulowanie zobowiązań utrudnia zła sytuacja na rynku pracy.
Zresztą odciska ona swoje piętno nie tylko na rynku nieruchomości. Potwierdzenia trudnej sytuacji konsumentów można upatrywać w lutowych indeksach aktywności PMI dla strefy euro. O ile w przypadku sektora przemysłowego nastąpiła poprawa (niska baza porównawcza, odbudowywanie zapasów), to w sektorze usług doszło do spadku. Wskaźnik jednak utrzymał się powyżej 50 pkt, oddzielających rozwój od spowolnienia. Słabo wypadły też dane o sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii (wzrost w skali roku wyniósł zaledwie 0,9%, co w ujęciu realnym oznacza duży spadek). Takie uwarunkowania rzutują na oczekiwania dotyczące skali i tempa ożywienia gospodarczego w państwach rozwiniętych.

Obecny tydzień na krajowym rynku będzie stał pod znakiem posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej (decyzja zapadnie w środę) oraz publikacji we wtorek danych o sprzedaży detalicznej w styczniu oraz lutowych wskaźników koniunktury, opracowywanych przez GUS.

ZWRÓĆ  UWAGĘ:


Rada Polityki Pieniężnej pozostawi w tym tygodniu stopy procentowe na niezmienionym poziomie, ale będziemy mogli poznać bliżej nastawienie w tej sprawie nowych członków Rady.

Inwestorzy będą wyczuleni na wszelkie sygnały dotyczące możliwej podwyżki stóp procentowych w Polsce po tym, jak ostatnio rozważenie takiego kroku sugerował prezes NBP.

Rynek dnia-Akcje na świecie

Rynki akcji spokojnie przyjęły decyzję Rezerwy Federalnej o podniesieniu stopy depozytowej. Takie zachowanie było zrozumiałe, bo ruch władz monetarnych nie był zaskoczeniem. Nie został też odebrany jako zapowiedź rychłych podwyżek stóp procentowych.

Te ostatnie zaś mają kluczowe znaczenie nie tylko ze względów makroekonomicznych, ale również rynkowych. W tym drugim względzie chodzi o decyzje uczestników funduszy pieniężnych na świecie, którzy w dalszym ciągu wycofują się z tego rodzaju podmiotów. W tygodniu zakończonym 18 lutego saldo wpłat i wypłat zamknęło się 37 mld USD na minusie. Wypłacane środki zasilają rynek bardziej ryzykownych aktywów.

Ostatnie dane o przepływach globalnego kapitału tłumaczą przy tym poprawę koniunktury na wschodzących rynkach akcji. Po słabych czterech wcześniejszych tygodniach tym razem do funduszy akcji z emerging markets napłynęło trochę świeżego kapitału. Popularnością cieszyły się też fundusze obligacji z rynków wschodzących.

... pełny komentarz z wykresami w załączniku

Katarzyna Siwek
Home Broker

inwestycje.pl

Kawalerka dla Kowalczyk i 2-pokojowe dla Małysza

Wygrane z Vancouver pozwalają na zakup niedużego mieszkania w dobrej lokalizacji
2-pokojowe mieszkanie w powojennej kamienicy na warszawskim Mokotowie, 123-metrowe mieszkanie w kamienicy z 1910 roku w Bydgoszczy – spośród takich mieszkań mógłby wybierać Adam Małysz, gdyby zechciał przeznaczyć swoją wygraną z Vancouver na zakup nieruchomości. Justyna Kowalczyk, za swoje dotychczasowe wygrane też mogłaby kupić kawalerkę w dobrej lokalizacji. Według doradców Home Broker, mistrzowie sportu często przeznaczają pieniądze z wygranych na zakup nieruchomości.

Adam Małysz zdobył w Vancouver dwa srebrne medale na skoczniach w Whistler Park. Pierwszy wywalczył na skoczni średniej, oddając dwa skoki o łącznej długości 208,5 m (103,5 m i pierwszej serii i 105 m w drugiej). Drugi zdobył natomiast po fenomenalnych skokach na dużej skoczni, na odległość 137 m i 133,5. W obu przypadkach skoczek z Wisły uległ jedynie dysponującemu nieprawdopodobną formą Simonowi Ammannowi.

300 tys. zł bez podatku

Z regulaminu nagród polskiego Komitetu Olimpijskiego wynika, że za zdobycie dwóch srebrnych krążków Adam Małysz otrzyma w sumie 300 tys. zł. Nagroda jest zwolniona z podatku dochodowego. Nie jest to suma oszołamiająca w porównaniu z wygranymi w konkursach Pucharu Świata, jednak, gdyby mistrz olimpijski chciał przeznaczyć ją na zakup nieruchomości, mógłby wybrać :

•    nową kawalerkę lub nieduże mieszkanie 2-pokojowe w centrum Warszawy, Wrocławia czy Poznania (rynek pierwotny)

•    mieszkanie o metrażu ok. 35 mkw w powojennej kamienicy w Warszawie czy też 123-metrowe mieszkanie w Śródmieściu Bydgoszczy w kamienicy z 1910 roku

Oferta mieszkań za cenę ok. 300 tys. zł

Nieco mniejsze lokale, lub bardziej oddalone od centrum, mogłaby kupić Justyna Kowalczyk, której za zdobyte do tej pory na igrzyskach w Vancouver srebro i brąz przysługuje w sumie 250 tys. zł. Przypomnijmy, że polska biegaczka narciarska zdobyła srebrny medal w sprincie. W finale rywalizacji na dystansie 1,4 km techniką klasyczną w Whistler przegrała tylko z Norweżką Marit Bjoergen. Brązowy krążek wywalczyła z kolei w biegu łączonym 2x7,5 km, wyprzedzając zaledwie o 0,1 sekundy Norweżkę Kristin Stoermer Steirę.

Polska mistrzyni w Vancouver swoją wygraną mogłaby przeznaczyć na zakup:

•    kawalerki na warszawskich Szczęśliwicach czy przestronnej kawalerki z ogrodem zimowym na wrocławskich Krzykach (rynek pierwotny)

•    2-pokojowego mieszkania w skrajnym segmencie z 2002 roku na warszawskim Wawrze czy 2-pokojowego, niedużego mieszkania w ciekawym architektonicznie budynku z 1996 roku we Wrocławiu (Śródmieście).

Oferta mieszkań za cenę ok. 250 tys. zł

Znani sportowcy chętnie inwestują w nieruchomości

Ceny niektórych mieszkań są nieco większe od wygranych, zakładamy jednak, że znany sportowiec może liczyć na upust. Z doświadczeń doradców do spraw nieruchomości Home Broker wynika, że gwiazdy sportu bardzo chętnie przeznaczają wygrane na zakup nieruchomości. – Wśród naszych klientów można wymienić znaną siatkarkę z wiodącego klubu w Polsce, kilku znanych piłkarzy z drużyn Ekstraklasy czy trenera zimowych dyscyplin – mówi Askaniusz Kocemba, regionalny kierownik sprzedaży Home Broker i jednocześnie były reprezentant kadry olimpijskiej w biatlonie. Agata Lange, kierownik łódzkiego oddziału Home Broker, podaje z kolei przykład znanego łyżwiarza, mistrza Polski, który również zainwestował w nieruchomość. – Znany polski pięściarz, mistrz świata zawodowców, szukał apartamentu nad morzem – dodaje Michał Kudła, kierownik oddziału Home Broker w Gdańsku.

Według obliczeń „Gazety Wyborczej”, Adam Małysz w swojej dotychczasowej karierze zarobił już ponad 30 mln zł (wygrane plus kontrakty reklamowe). Przeznaczając jednorazowo taką sumą na zakup nieruchomości, mógłby kupić dziś na przykład wszystkie 71 mieszkań pozostałych obecnie do sprzedaży (3188 mkw.!) w nowej inwestycji na warszawskiej Woli. Ich łączna wartość to 25 mln zł, przy jednorazowym zakupie można jednak liczyć na spory rabat.

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek
Wsp. Kamil Kowalski
Home Broker

inwestycje.pl

Kawalerka dla Kowalczyk i 2-pokojowe dla Małysza

Wygrane z Vancouver pozwalają na zakup niedużego mieszkania w dobrej lokalizacji
2-pokojowe mieszkanie w powojennej kamienicy na warszawskim Mokotowie, 123-metrowe mieszkanie w kamienicy z 1910 roku w Bydgoszczy – spośród takich mieszkań mógłby wybierać Adam Małysz, gdyby zechciał przeznaczyć swoją wygraną z Vancouver na zakup nieruchomości. Justyna Kowalczyk, za swoje dotychczasowe wygrane też mogłaby kupić kawalerkę w dobrej lokalizacji. Według doradców Home Broker, mistrzowie sportu często przeznaczają pieniądze z wygranych na zakup nieruchomości.

Adam Małysz zdobył w Vancouver dwa srebrne medale na skoczniach w Whistler Park. Pierwszy wywalczył na skoczni średniej, oddając dwa skoki o łącznej długości 208,5 m (103,5 m i pierwszej serii i 105 m w drugiej). Drugi zdobył natomiast po fenomenalnych skokach na dużej skoczni, na odległość 137 m i 133,5. W obu przypadkach skoczek z Wisły uległ jedynie dysponującemu nieprawdopodobną formą Simonowi Ammannowi.

300 tys. zł bez podatku

Z regulaminu nagród polskiego Komitetu Olimpijskiego wynika, że za zdobycie dwóch srebrnych krążków Adam Małysz otrzyma w sumie 300 tys. zł. Nagroda jest zwolniona z podatku dochodowego. Nie jest to suma oszołamiająca w porównaniu z wygranymi w konkursach Pucharu Świata, jednak, gdyby mistrz olimpijski chciał przeznaczyć ją na zakup nieruchomości, mógłby wybrać :

•    nową kawalerkę lub nieduże mieszkanie 2-pokojowe w centrum Warszawy, Wrocławia czy Poznania (rynek pierwotny)

•    mieszkanie o metrażu ok. 35 mkw w powojennej kamienicy w Warszawie czy też 123-metrowe mieszkanie w Śródmieściu Bydgoszczy w kamienicy z 1910 roku

Oferta mieszkań za cenę ok. 300 tys. zł

Nieco mniejsze lokale, lub bardziej oddalone od centrum, mogłaby kupić Justyna Kowalczyk, której za zdobyte do tej pory na igrzyskach w Vancouver srebro i brąz przysługuje w sumie 250 tys. zł. Przypomnijmy, że polska biegaczka narciarska zdobyła srebrny medal w sprincie. W finale rywalizacji na dystansie 1,4 km techniką klasyczną w Whistler przegrała tylko z Norweżką Marit Bjoergen. Brązowy krążek wywalczyła z kolei w biegu łączonym 2x7,5 km, wyprzedzając zaledwie o 0,1 sekundy Norweżkę Kristin Stoermer Steirę.

Polska mistrzyni w Vancouver swoją wygraną mogłaby przeznaczyć na zakup:

•    kawalerki na warszawskich Szczęśliwicach czy przestronnej kawalerki z ogrodem zimowym na wrocławskich Krzykach (rynek pierwotny)

•    2-pokojowego mieszkania w skrajnym segmencie z 2002 roku na warszawskim Wawrze czy 2-pokojowego, niedużego mieszkania w ciekawym architektonicznie budynku z 1996 roku we Wrocławiu (Śródmieście).

Oferta mieszkań za cenę ok. 250 tys. zł

Znani sportowcy chętnie inwestują w nieruchomości

Ceny niektórych mieszkań są nieco większe od wygranych, zakładamy jednak, że znany sportowiec może liczyć na upust. Z doświadczeń doradców do spraw nieruchomości Home Broker wynika, że gwiazdy sportu bardzo chętnie przeznaczają wygrane na zakup nieruchomości. – Wśród naszych klientów można wymienić znaną siatkarkę z wiodącego klubu w Polsce, kilku znanych piłkarzy z drużyn Ekstraklasy czy trenera zimowych dyscyplin – mówi Askaniusz Kocemba, regionalny kierownik sprzedaży Home Broker i jednocześnie były reprezentant kadry olimpijskiej w biatlonie. Agata Lange, kierownik łódzkiego oddziału Home Broker, podaje z kolei przykład znanego łyżwiarza, mistrza Polski, który również zainwestował w nieruchomość. – Znany polski pięściarz, mistrz świata zawodowców, szukał apartamentu nad morzem – dodaje Michał Kudła, kierownik oddziału Home Broker w Gdańsku.

Według obliczeń „Gazety Wyborczej”, Adam Małysz w swojej dotychczasowej karierze zarobił już ponad 30 mln zł (wygrane plus kontrakty reklamowe). Przeznaczając jednorazowo taką sumą na zakup nieruchomości, mógłby kupić dziś na przykład wszystkie 71 mieszkań pozostałych obecnie do sprzedaży (3188 mkw.!) w nowej inwestycji na warszawskiej Woli. Ich łączna wartość to 25 mln zł, przy jednorazowym zakupie można jednak liczyć na spory rabat.

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek
Wsp. Kamil Kowalski
Home Broker

inwestycje.pl

Nieuchomości: Obniżka prognozy wzrostu cen mieszkań

Nieco wolniejszego wzrostu cen mieszkań w Polsce w najbliższych 12 miesiącach spodziewają się dziś doradcy Home Broker w stosunku do prognoz formułowanych przed miesiącem. Konsensus lutowych prognoz to wzrost ceny metra kwadratowego o 5,21%. Najwięcej optymizmu przejawiają badani w Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Największą zmianę w oczekiwaniach zanotowano w Warszawie.
W lutym wskaźnik prognozujący wzrost cen najbliższych 12 miesiącach, oparty na medianie oczekiwań doradców Home Broker, spadł o 0,60 pkt. proc. względem wyniku z poprzedniego miesiąca. Obecnie przewidywany jest wzrost o 5,21% wobec zrewidowanych 5,88% w styczniu. Wskaźnik dla całego kraju jest medianą oczekiwań doradców, ważoną liczbą doradców z danego miasta biorących udział w badaniu.

Cena wzrośnie, gdy ruszy szybki tramwaj


W stolicy Małopolski prognozowany jest wzrost cen przeciętnie o 4,58%. Według doradców Home Broker będzie to m.in. rezultat ograniczenia podaży na rynku pierwotnym. Lokale w nowych inwestycjach zostały już bowiem w większości wyprzedane. Kolejnym czynnikiem, który powinien pozytywnie wpłynąć na ceny jest rozbudowa szybkiej sieci tramwajowej. Nowe stacje w Płaszowie powinny zostać otwarte już w kwietniu. Dlatego tu doradcy spodziewają się wzrostów wyższych niż średnio w całym mieście. Mniej optymizmu przejawiają z kolei w odniesieniu do Krowodrzy, gdzie ceny są już na relatywnie wysokim poziomie. Na przestrzeni miesiąca prognozowany wskaźnik wzrostu cen dla Krakowa spadł o 1,25 pkt. proc.
 

W Warszawie mocno odczuwalna zmiana nastawienia banków


Największy wzrost oczekiwań zaobserwowano w Warszawie, gdzie przed miesiącem doradcy spodziewali się wzrostu o 3,86%, a dziś jest to już 5,12%. Zaznaczają, że rynek będzie rozwarstwiony. Największe wzrosty spodziewane są w segmencie mieszkań oddanych do użytku po 2000 roku. Dla mieszkań w wielkiej płycie natomiast spodziewana jest stabilizacja albo nawet dalszy spadek cen. Aż 79% doradców Home Broker z Warszawy plasuje spodziewane wzrosty cen w tym mieście w przedziale do 10%. Jedynie blisko co dziesiąty ekspert rozważa wzrosty cen w stolicy na poziomie od 10 do 15%.
 

Prognozowana zmiana cen wynika przede wszystkim z odkręcenia kurka z pieniędzmi. W wyniku poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej wzrasta bowiem dostępność kredytów. Banki liberalizują zasady wyliczania zdolności kredytowej, obniżają wymagania dotyczące wkładu własnego, coraz chętniej kredytują zakup mieszkań w budowie, a także obniżają cenę kredytu, co przekłada się na się na spadek comiesięcznej raty. Znajduje to odzwierciedlenie  w przeciętnym budżecie, jakim – według deklaracji – dysponują nabywcy ankietowani przez Home Broker. Kupujący w największych polskich miastach deklarowali w styczniu br. możliwości finansowe na poziomie aż o 4,3% wyższym niż jeszcze miesiąc wcześniej.

Największego wzrostu cen w najbliższych 12 miesiącach, aż o 8,5% doradcy Home Broker spodziewają się w Łodzi. Stosunkowo duże zmiany są też oczekiwane w poznaniu i Wrocławiu.

Kurczy się podaż nowych mieszkań

Bardzo ważnym czynnikiem, który powinien powstrzymać spadek cen mieszkań jest wyczerpywanie się podaży na rynku pierwotnym. W styczniu, według danych GUS, oddano do użytku 11,7 tys. mieszkań, o niemal połowę mniej, niż przed rokiem. Jednocześnie rozpoczęto budowę zaledwie 4,45 tys. nowych lokali, co oznacza spadek o 25% w stosunku do stycznia 2009 r. Najprawdopodobniej jest to efekt mroźnej zimy, jednak czy wyłącznie warunków pogodowych, dowiemy się dopiero z kolejnych publikowanych danych. Niepokojące jest ponadto ponowne przyspieszenie w styczniu spadkowego tempa w pozwoleniach na budowę (spadek o 14,6% rok do roku).
 

Wzrost cen mieszkań jest już odczuwalny w niektórych miastach, aczkolwiek sytuacja na rynku wtórnym i pierwotnym może być odmienna. Przykładowo, w Warszawie średnia cena metra kwadratowego mieszkania „z drugiej ręki” wzrosła w styczniu o 0,5%, a nowych lokali spadła o ponad 2%. Na ten spadek wpływ ma rosnący udział mieszkań na etapie dziury w ziemi w ofercie deweloperów w stolicy. W Krakowie miał z kolei miejsce spadek ceny na rynku wtórnym i nieznaczny wzrost na pierwotnym, co - w tym drugim przypadku - wynikać może z ograniczonej podaży nowych lokali. Wydaje się, że podobna sytuacja wywołała wzrost cen nowych mieszkań w Poznaniu, które na przestrzeni miesiąca podrożały aż o 2,7%. Jak wynika z badań Home Broker, liczba dostępnych w tym mieście nowych mieszkań z miesiąca na miesiąc maleje nawet o kilkadziesiąt procent.
 

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek
Home Broker

inwestycje.pl

Nieuchomości: Obniżka prognozy wzrostu cen mieszkań

Nieco wolniejszego wzrostu cen mieszkań w Polsce w najbliższych 12 miesiącach spodziewają się dziś doradcy Home Broker w stosunku do prognoz formułowanych przed miesiącem. Konsensus lutowych prognoz to wzrost ceny metra kwadratowego o 5,21%. Najwięcej optymizmu przejawiają badani w Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Największą zmianę w oczekiwaniach zanotowano w Warszawie.
W lutym wskaźnik prognozujący wzrost cen najbliższych 12 miesiącach, oparty na medianie oczekiwań doradców Home Broker, spadł o 0,60 pkt. proc. względem wyniku z poprzedniego miesiąca. Obecnie przewidywany jest wzrost o 5,21% wobec zrewidowanych 5,88% w styczniu. Wskaźnik dla całego kraju jest medianą oczekiwań doradców, ważoną liczbą doradców z danego miasta biorących udział w badaniu.

Cena wzrośnie, gdy ruszy szybki tramwaj


W stolicy Małopolski prognozowany jest wzrost cen przeciętnie o 4,58%. Według doradców Home Broker będzie to m.in. rezultat ograniczenia podaży na rynku pierwotnym. Lokale w nowych inwestycjach zostały już bowiem w większości wyprzedane. Kolejnym czynnikiem, który powinien pozytywnie wpłynąć na ceny jest rozbudowa szybkiej sieci tramwajowej. Nowe stacje w Płaszowie powinny zostać otwarte już w kwietniu. Dlatego tu doradcy spodziewają się wzrostów wyższych niż średnio w całym mieście. Mniej optymizmu przejawiają z kolei w odniesieniu do Krowodrzy, gdzie ceny są już na relatywnie wysokim poziomie. Na przestrzeni miesiąca prognozowany wskaźnik wzrostu cen dla Krakowa spadł o 1,25 pkt. proc.
 

W Warszawie mocno odczuwalna zmiana nastawienia banków


Największy wzrost oczekiwań zaobserwowano w Warszawie, gdzie przed miesiącem doradcy spodziewali się wzrostu o 3,86%, a dziś jest to już 5,12%. Zaznaczają, że rynek będzie rozwarstwiony. Największe wzrosty spodziewane są w segmencie mieszkań oddanych do użytku po 2000 roku. Dla mieszkań w wielkiej płycie natomiast spodziewana jest stabilizacja albo nawet dalszy spadek cen. Aż 79% doradców Home Broker z Warszawy plasuje spodziewane wzrosty cen w tym mieście w przedziale do 10%. Jedynie blisko co dziesiąty ekspert rozważa wzrosty cen w stolicy na poziomie od 10 do 15%.
 

Prognozowana zmiana cen wynika przede wszystkim z odkręcenia kurka z pieniędzmi. W wyniku poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej wzrasta bowiem dostępność kredytów. Banki liberalizują zasady wyliczania zdolności kredytowej, obniżają wymagania dotyczące wkładu własnego, coraz chętniej kredytują zakup mieszkań w budowie, a także obniżają cenę kredytu, co przekłada się na się na spadek comiesięcznej raty. Znajduje to odzwierciedlenie  w przeciętnym budżecie, jakim – według deklaracji – dysponują nabywcy ankietowani przez Home Broker. Kupujący w największych polskich miastach deklarowali w styczniu br. możliwości finansowe na poziomie aż o 4,3% wyższym niż jeszcze miesiąc wcześniej.

Największego wzrostu cen w najbliższych 12 miesiącach, aż o 8,5% doradcy Home Broker spodziewają się w Łodzi. Stosunkowo duże zmiany są też oczekiwane w poznaniu i Wrocławiu.

Kurczy się podaż nowych mieszkań

Bardzo ważnym czynnikiem, który powinien powstrzymać spadek cen mieszkań jest wyczerpywanie się podaży na rynku pierwotnym. W styczniu, według danych GUS, oddano do użytku 11,7 tys. mieszkań, o niemal połowę mniej, niż przed rokiem. Jednocześnie rozpoczęto budowę zaledwie 4,45 tys. nowych lokali, co oznacza spadek o 25% w stosunku do stycznia 2009 r. Najprawdopodobniej jest to efekt mroźnej zimy, jednak czy wyłącznie warunków pogodowych, dowiemy się dopiero z kolejnych publikowanych danych. Niepokojące jest ponadto ponowne przyspieszenie w styczniu spadkowego tempa w pozwoleniach na budowę (spadek o 14,6% rok do roku).
 

Wzrost cen mieszkań jest już odczuwalny w niektórych miastach, aczkolwiek sytuacja na rynku wtórnym i pierwotnym może być odmienna. Przykładowo, w Warszawie średnia cena metra kwadratowego mieszkania „z drugiej ręki” wzrosła w styczniu o 0,5%, a nowych lokali spadła o ponad 2%. Na ten spadek wpływ ma rosnący udział mieszkań na etapie dziury w ziemi w ofercie deweloperów w stolicy. W Krakowie miał z kolei miejsce spadek ceny na rynku wtórnym i nieznaczny wzrost na pierwotnym, co - w tym drugim przypadku - wynikać może z ograniczonej podaży nowych lokali. Wydaje się, że podobna sytuacja wywołała wzrost cen nowych mieszkań w Poznaniu, które na przestrzeni miesiąca podrożały aż o 2,7%. Jak wynika z badań Home Broker, liczba dostępnych w tym mieście nowych mieszkań z miesiąca na miesiąc maleje nawet o kilkadziesiąt procent.
 

Katarzyna Siwek, Bartosz Turek
Home Broker

inwestycje.pl

Wojsko sprzedaje nieruchomości

Wojsko chce sprzedać 20 procent posiadanych budynków i 15 procent działek. Minister obrony narodowej podpisał właśnie dokumenty, które umożliwią przekazanie zbędnego majątku do Agencji Mienia Wojskowego.
Agencja czeka obecnie na oficjalne dokumenty, które umożliwią jej przejęcie i wystawienie na sprzedaż 1/5 wojskowego majątku - mówi Zbigniew Prokopczyk z Agencji Mienia Wojskowego. Agencja nie ukrywa, że największe nadzieje wiąże z nieruchomościami, które będą w centrum Warszawy. Chodzi między innymi o budynki na Starym Mokotowie i kompleks sportowo-klubowy po CWKS Legia przy ulicy Waldorfa w okolicach Powązek. Podobnie sprawa wygląda w innych miastach. Na przykład w Krakowie będzie można kupić duży kompleks po jednostce wojskowej, budynki dowództwa 6 Brygady Desantowo-Szturmowej czy pomieszczenia po pralni garnizonowej w pobliżu centrum Krakowa. Łakomym kąskiem dla inwestorów czy deweloperów będą z pewnością działki na Helu czy ośrodek wypoczynkowy "Wysoki Kamień" w Szklarskiej Porębie. Do tego w całym kraju strażnice, często ulokowane w pobliżu parków krajobrazowych. Agencja Mienia Wojskowego będzie też chciała w tym roku po raz czwarty ogłosić przetarg na sprzedaż Twierdzy Modlin. Ten unikatowy na skalę światową budynek wojskowych fortyfikacji wciąż czeka na nabywcę. Cena wywoławcza w ostatnim przetargu z 2009 roku wynosiła 160 milionów złotych. Zbigniew Prokopczyk przyznał w rozmowie z IAR, że trudno zlicytować taki obiekt, ale Agencja nie traci nadziei. Prokopczyk sądzi, że dobra reklama obiektu przyniesie w końcu pozytywne skutki i uda się znaleźć chętnego na kupno Twierdzy. Przekazywanie "zbędnego" majątku do Agencji Mienia Wojskowego ma związek z tak zwanym "komasowaniem" armii w większe obiekty wojskowe oraz z wychodzeniem z centrów dużych miast. więcej: Z danych AMW wynika, że obecnie najłatwiej sprzedać nieruchomości warte około 2 milionów złotych. Najwięcej chętnych zaś jest na majątek o wartości od 5 do 20 tysięcy. "Taki towar najszybciej schodzi" - mówią pracownicy Agencji Mienia Wojskowego. W ubiegłym roku AMW zanotowała 238 milionów przychodu. Z tego 93 procent trafiło do Funduszu Modernizacji Sił Zbrojnych. Wojsko dzięki "pozbywaniu" się niepotrzebnego majątku ma pieniądze na Rosomaki, śmigłowce czy samoloty bezzałogowe.

IAR

js
inwestycje.pl

Wojsko sprzedaje nieruchomości

Wojsko chce sprzedać 20 procent posiadanych budynków i 15 procent działek. Minister obrony narodowej podpisał właśnie dokumenty, które umożliwią przekazanie zbędnego majątku do Agencji Mienia Wojskowego.
Agencja czeka obecnie na oficjalne dokumenty, które umożliwią jej przejęcie i wystawienie na sprzedaż 1/5 wojskowego majątku - mówi Zbigniew Prokopczyk z Agencji Mienia Wojskowego. Agencja nie ukrywa, że największe nadzieje wiąże z nieruchomościami, które będą w centrum Warszawy. Chodzi między innymi o budynki na Starym Mokotowie i kompleks sportowo-klubowy po CWKS Legia przy ulicy Waldorfa w okolicach Powązek. Podobnie sprawa wygląda w innych miastach. Na przykład w Krakowie będzie można kupić duży kompleks po jednostce wojskowej, budynki dowództwa 6 Brygady Desantowo-Szturmowej czy pomieszczenia po pralni garnizonowej w pobliżu centrum Krakowa. Łakomym kąskiem dla inwestorów czy deweloperów będą z pewnością działki na Helu czy ośrodek wypoczynkowy "Wysoki Kamień" w Szklarskiej Porębie. Do tego w całym kraju strażnice, często ulokowane w pobliżu parków krajobrazowych. Agencja Mienia Wojskowego będzie też chciała w tym roku po raz czwarty ogłosić przetarg na sprzedaż Twierdzy Modlin. Ten unikatowy na skalę światową budynek wojskowych fortyfikacji wciąż czeka na nabywcę. Cena wywoławcza w ostatnim przetargu z 2009 roku wynosiła 160 milionów złotych. Zbigniew Prokopczyk przyznał w rozmowie z IAR, że trudno zlicytować taki obiekt, ale Agencja nie traci nadziei. Prokopczyk sądzi, że dobra reklama obiektu przyniesie w końcu pozytywne skutki i uda się znaleźć chętnego na kupno Twierdzy. Przekazywanie "zbędnego" majątku do Agencji Mienia Wojskowego ma związek z tak zwanym "komasowaniem" armii w większe obiekty wojskowe oraz z wychodzeniem z centrów dużych miast. więcej: Z danych AMW wynika, że obecnie najłatwiej sprzedać nieruchomości warte około 2 milionów złotych. Najwięcej chętnych zaś jest na majątek o wartości od 5 do 20 tysięcy. "Taki towar najszybciej schodzi" - mówią pracownicy Agencji Mienia Wojskowego. W ubiegłym roku AMW zanotowała 238 milionów przychodu. Z tego 93 procent trafiło do Funduszu Modernizacji Sił Zbrojnych. Wojsko dzięki "pozbywaniu" się niepotrzebnego majątku ma pieniądze na Rosomaki, śmigłowce czy samoloty bezzałogowe.

IAR

js
inwestycje.pl

Ceny mieszkań wciąż prawie stoją w miejscu

Ceny mieszkań wciąż prawie stoją w miejscu
Średnia cena mieszkań sprzedanych w styczniu wyniosła 6,97 tys. zł za mkw. wobec 7,02 tys. zł miesiąc wcześniej - tak wynika z raportu Gold Finance i redNet Consulting. Spadek nie dotyczył jednak największych miast, gdzie średnio 1 mkw. podrożał o 1,3 proc. do 7818 zł za mkw.

Zdaniem autorów raportu spadek cen to bezpośredni efekt wyboru przez kupujących najbardziej atrakcyjnych, czyli najlepiej wycenionych ofert. - Z pewnością zaczynają tu mieć znaczenie nowe projekty, których wejście na rynek rozpoczęło się na większą skalę pod koniec ubiegłego roku - czytamy w opracowaniu.

Nowe inwestycje rozpoczynane są głównie w segmentach niższych, obejmujących mieszkania tańsze, których cena - szczególnie na pierwszych etapach realizacji - jest dodatkowo obniżona.

Należy podkreślić, że nie mamy jeszcze do czynienia z powrotem boomu inwestycyjnego, jednak oczywistą zmianą w porównaniu do pierwszego półrocza 2009 jest większa liczba nowych inwestycji mieszkaniowych - czytamy w raporcie.

Według raportu, średnia cena mieszkań oferowanych w siedmiu głównych miastach Polski wyniosła 7818 zł za mkw. i była o 104 zł wyższa niż miesiąc wcześniej.

Jej wzrostu możemy upatrywać chociażby w czynniku czysto statystycznym. Otóż w związku z tym, że na rynku nadal sprzedają się głównie najtańsze mieszkania, w ofercie pozostały droższe lokale. W efekcie średnią cenę kształtują droższe oferty - czytamy w raporcie

 

 

Źródło: money.pl

fot: Money.pl/Tomasz Brankiewicz

Ceny mieszkań wciąż prawie stoją w miejscu

Ceny mieszkań wciąż prawie stoją w miejscu
Średnia cena mieszkań sprzedanych w styczniu wyniosła 6,97 tys. zł za mkw. wobec 7,02 tys. zł miesiąc wcześniej - tak wynika z raportu Gold Finance i redNet Consulting. Spadek nie dotyczył jednak największych miast, gdzie średnio 1 mkw. podrożał o 1,3 proc. do 7818 zł za mkw.

Zdaniem autorów raportu spadek cen to bezpośredni efekt wyboru przez kupujących najbardziej atrakcyjnych, czyli najlepiej wycenionych ofert. - Z pewnością zaczynają tu mieć znaczenie nowe projekty, których wejście na rynek rozpoczęło się na większą skalę pod koniec ubiegłego roku - czytamy w opracowaniu.

Nowe inwestycje rozpoczynane są głównie w segmentach niższych, obejmujących mieszkania tańsze, których cena - szczególnie na pierwszych etapach realizacji - jest dodatkowo obniżona.

Należy podkreślić, że nie mamy jeszcze do czynienia z powrotem boomu inwestycyjnego, jednak oczywistą zmianą w porównaniu do pierwszego półrocza 2009 jest większa liczba nowych inwestycji mieszkaniowych - czytamy w raporcie.

Według raportu, średnia cena mieszkań oferowanych w siedmiu głównych miastach Polski wyniosła 7818 zł za mkw. i była o 104 zł wyższa niż miesiąc wcześniej.

Jej wzrostu możemy upatrywać chociażby w czynniku czysto statystycznym. Otóż w związku z tym, że na rynku nadal sprzedają się głównie najtańsze mieszkania, w ofercie pozostały droższe lokale. W efekcie średnią cenę kształtują droższe oferty - czytamy w raporcie

 

 

Źródło: money.pl

fot: Money.pl/Tomasz Brankiewicz

Vitrahaus – koszmar architekta czy dzieło artysty?

Dom z widokiem na cztery strony świata nie jest już w modzie – zdają się mówić projektanci z Herzog & de Meuron, tworząc ten niewątpliwie intrygująco wyglądający budynek. Co ciekawe, nie jest on jedynie kolejnym projektem, który nie doczeka się realizacji. Budynek już zbudowano i otwarto dla zwiedzających. Nazywa się Vitrahaus.


Dom stoi na granicy niemiecko-szwajcarskiej, w miejscowości Weil am Rhein. Stanowi część kompleksu powstałego w celu prezentacji artykułów wyposażenia wnętrz produkowanych przez firmę Vitra. Budynek łączy w sobie klasyczną zabudowę z nowoczesnym układem. W rzeczywistości składa się z dwunastu domów, z czego pięć stanowi podstawę, podczas gdy pozostałe stoją jeden na drugim ustawione pod różnym kątem. Efekt przypomina nieco prace surrealistów, szczególnie te wykorzystujące iluzje optyczne do stworzenia tak zwanych figur niemożliwych.
 

Szklane domy powracają

Zgodnie z założeniami konstrukcyjnymi, ogromne okna mają dwa cele. W dzień zapewniają widoki mieszkańcom domu. Nocą, gdy zapalą się światła, stają się specyficznymi świecącymi portalami, przez które przechodnie mogą zajrzeć do środka.
 

Minimalistyczne przestronne wnętrza świetnie służą jako miejsce ekspozycji. W każdym z pokojów znajdują się inne produkty z oferty Vitry oraz ekran dotykowy, za pomocą którego można bardzo szybko i wygodnie przejrzeć katalog firmy.
 

Nie jestem przekonany, czy jest to dom, w którym chciałbym mieszkać, gdyż z natury cenię prostotę i prywatność, ale trzeba przyznać jedno: robi wrażenie.
 


Źródło:


an

Vitrahaus – koszmar architekta czy dzieło artysty?

Dom z widokiem na cztery strony świata nie jest już w modzie – zdają się mówić projektanci z Herzog & de Meuron, tworząc ten niewątpliwie intrygująco wyglądający budynek. Co ciekawe, nie jest on jedynie kolejnym projektem, który nie doczeka się realizacji. Budynek już zbudowano i otwarto dla zwiedzających. Nazywa się Vitrahaus.


Dom stoi na granicy niemiecko-szwajcarskiej, w miejscowości Weil am Rhein. Stanowi część kompleksu powstałego w celu prezentacji artykułów wyposażenia wnętrz produkowanych przez firmę Vitra. Budynek łączy w sobie klasyczną zabudowę z nowoczesnym układem. W rzeczywistości składa się z dwunastu domów, z czego pięć stanowi podstawę, podczas gdy pozostałe stoją jeden na drugim ustawione pod różnym kątem. Efekt przypomina nieco prace surrealistów, szczególnie te wykorzystujące iluzje optyczne do stworzenia tak zwanych figur niemożliwych.
 

Szklane domy powracają

Zgodnie z założeniami konstrukcyjnymi, ogromne okna mają dwa cele. W dzień zapewniają widoki mieszkańcom domu. Nocą, gdy zapalą się światła, stają się specyficznymi świecącymi portalami, przez które przechodnie mogą zajrzeć do środka.
 

Minimalistyczne przestronne wnętrza świetnie służą jako miejsce ekspozycji. W każdym z pokojów znajdują się inne produkty z oferty Vitry oraz ekran dotykowy, za pomocą którego można bardzo szybko i wygodnie przejrzeć katalog firmy.
 

Nie jestem przekonany, czy jest to dom, w którym chciałbym mieszkać, gdyż z natury cenię prostotę i prywatność, ale trzeba przyznać jedno: robi wrażenie.
 


Źródło:


an

Kryzys wychodzi z mieszkań

Kryzys wychodzi z mieszkań
Dobra wiadomość dla osób planujących zakup nowego mieszkania. Wygląda na to, że będzie ich coraz więcej, gdyż firmy deweloperskie rozpoczynają zamrożone w czasie kryzysu inwestycje. A ceny? W Krakowie, Łodzi i Poznaniu najprawdopodobniej jeszcze spadają. Ale w Warszawie, we Wrocławiu i w Trójmieście deweloperzy raczej nie są skłonni dalej ich obniżać
- W pierwszych dziewięciu miesiącach 2009 r. warszawscy deweloperzy zaczęli budować ok. 2,5 tys. mieszkań, zaś w ostatnich trzech - już przeszło 3 tys. - mówi prezes firmy doradczej Reas Kazimierz Kirejczyk. Także w innych aglomeracjach firmy deweloperskie przebudziły się z kryzysowego letargu. Po raz pierwszy od roku wprowadziły na rynek więcej mieszkań, niż ich sprzedały. W efekcie wzrosła ich łączna liczba w ofercie tych firm.

Co je skłoniło do odmrożenia inwestycji? Rosnący od kilku miesięcy popyt na mieszkania. Polacy nie zaczęli co prawda ustawiać się po nie w kolejkach jak w okresie boomu. Jednak poprawa koniunktury jest widoczna. Np. w pierwszym kwartale deweloperzy sprzedali zaledwie niespełna 2,6 tys. mieszkań, a w czwartym - już blisko 7,3 tys. Kirejczyk nie ma wątpliwości, że jest to zasługa banków, które od jesieni zaczęły odkręcać śrubę kredytową. Z danych Reasa wynika, że tyle samo nowych mieszkań znajdowało nabywców tuż przed wybuchem kryzysu finansowego, kiedy o kredyt, zwłaszcza we frankach szwajcarskich, było łatwiej niż obecnie.

Tymczasem Marcin Krasoń z Open Finance informuje, że banki nadal łagodzą politykę kredytową. Tylko w ostatnim miesiącu pięć banków obniżyło marże, a w efekcie oprocentowanie kredytów mieszkaniowych. Np. PKO BP obniżył marże dla tego typu kredytów w euro aż o 0,8 pkt proc. - Dzięki temu miesięczna rata spłaty 30-letniego kredytu w wysokości 300 tys. zł jest niższa o 140-150 zł, czyli o blisko 10 proc. - mówi Krasoń.

Jednak według Kirejczyka na wysyp mieszkań porównywalny z tym z okresu 2007/08 przynajmniej na razie nie mamy co liczyć. Raz, że deweloperzy nie są dla banków mile widzianymi klientami. Dwa, że sparzyli się w czasie kryzysu, więc teraz będą bardziej ostrożni w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Wielu obawia się też negatywnych następstw kryzysu finansów publicznych.

- Deweloperzy będą się starali dopasować podaż do popytu. A nie sądzę, by ten miał w tym roku gwałtownie wzrosnąć - ocenia Kirejczyk.

Niestety, nie wszędzie potwierdza się prognoza sprzed kilku miesięcy, że deweloperzy będą oferowali coraz tańsze mieszkania, przez co spadnie ich średnia cena. Np. w Warszawie, we Wrocławiu i w Trójmieście ta średnia dla mieszkań wprowadzonych do sprzedaży w czwartym kwartale minimalnie wzrosła. W stolicy mediana cen (tyle samo było wyższych i niższych) podskoczyła aż o 20 proc. w porównaniu z trzecim kwartałem. Kirejczyk wyjaśnia, że to dlatego iż deweloperzy znów zaczęli budować bardzo drogie mieszkania. Poza tym spadek cen wyhamował, gdyż duzi deweloperzy uznali, że nie muszą ich już obniżać.

Równocześnie analityk Reasa przyznaje, że w Krakowie, Łodzi i Poznaniu nowo wprowadzane na rynek mieszkania były tańsze niż w poprzednich trzech miesiącach. Najpewniej dlatego, że w tych miastach jest wciąż bardzo dużo gotowych, a niesprzedanych mieszkań.

Z najnowszego raportu Reasa wynika, że w czwartym kwartale przybyło tego typu pustostanów. To już przeszło co czwarte mieszkanie w ofercie firm deweloperskich, a w Krakowie i Poznaniu - przeszło co trzecie.


Marek Wielgo | wyborcza.biz

Kryzys wychodzi z mieszkań

Kryzys wychodzi z mieszkań
Dobra wiadomość dla osób planujących zakup nowego mieszkania. Wygląda na to, że będzie ich coraz więcej, gdyż firmy deweloperskie rozpoczynają zamrożone w czasie kryzysu inwestycje. A ceny? W Krakowie, Łodzi i Poznaniu najprawdopodobniej jeszcze spadają. Ale w Warszawie, we Wrocławiu i w Trójmieście deweloperzy raczej nie są skłonni dalej ich obniżać
- W pierwszych dziewięciu miesiącach 2009 r. warszawscy deweloperzy zaczęli budować ok. 2,5 tys. mieszkań, zaś w ostatnich trzech - już przeszło 3 tys. - mówi prezes firmy doradczej Reas Kazimierz Kirejczyk. Także w innych aglomeracjach firmy deweloperskie przebudziły się z kryzysowego letargu. Po raz pierwszy od roku wprowadziły na rynek więcej mieszkań, niż ich sprzedały. W efekcie wzrosła ich łączna liczba w ofercie tych firm.

Co je skłoniło do odmrożenia inwestycji? Rosnący od kilku miesięcy popyt na mieszkania. Polacy nie zaczęli co prawda ustawiać się po nie w kolejkach jak w okresie boomu. Jednak poprawa koniunktury jest widoczna. Np. w pierwszym kwartale deweloperzy sprzedali zaledwie niespełna 2,6 tys. mieszkań, a w czwartym - już blisko 7,3 tys. Kirejczyk nie ma wątpliwości, że jest to zasługa banków, które od jesieni zaczęły odkręcać śrubę kredytową. Z danych Reasa wynika, że tyle samo nowych mieszkań znajdowało nabywców tuż przed wybuchem kryzysu finansowego, kiedy o kredyt, zwłaszcza we frankach szwajcarskich, było łatwiej niż obecnie.

Tymczasem Marcin Krasoń z Open Finance informuje, że banki nadal łagodzą politykę kredytową. Tylko w ostatnim miesiącu pięć banków obniżyło marże, a w efekcie oprocentowanie kredytów mieszkaniowych. Np. PKO BP obniżył marże dla tego typu kredytów w euro aż o 0,8 pkt proc. - Dzięki temu miesięczna rata spłaty 30-letniego kredytu w wysokości 300 tys. zł jest niższa o 140-150 zł, czyli o blisko 10 proc. - mówi Krasoń.

Jednak według Kirejczyka na wysyp mieszkań porównywalny z tym z okresu 2007/08 przynajmniej na razie nie mamy co liczyć. Raz, że deweloperzy nie są dla banków mile widzianymi klientami. Dwa, że sparzyli się w czasie kryzysu, więc teraz będą bardziej ostrożni w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Wielu obawia się też negatywnych następstw kryzysu finansów publicznych.

- Deweloperzy będą się starali dopasować podaż do popytu. A nie sądzę, by ten miał w tym roku gwałtownie wzrosnąć - ocenia Kirejczyk.

Niestety, nie wszędzie potwierdza się prognoza sprzed kilku miesięcy, że deweloperzy będą oferowali coraz tańsze mieszkania, przez co spadnie ich średnia cena. Np. w Warszawie, we Wrocławiu i w Trójmieście ta średnia dla mieszkań wprowadzonych do sprzedaży w czwartym kwartale minimalnie wzrosła. W stolicy mediana cen (tyle samo było wyższych i niższych) podskoczyła aż o 20 proc. w porównaniu z trzecim kwartałem. Kirejczyk wyjaśnia, że to dlatego iż deweloperzy znów zaczęli budować bardzo drogie mieszkania. Poza tym spadek cen wyhamował, gdyż duzi deweloperzy uznali, że nie muszą ich już obniżać.

Równocześnie analityk Reasa przyznaje, że w Krakowie, Łodzi i Poznaniu nowo wprowadzane na rynek mieszkania były tańsze niż w poprzednich trzech miesiącach. Najpewniej dlatego, że w tych miastach jest wciąż bardzo dużo gotowych, a niesprzedanych mieszkań.

Z najnowszego raportu Reasa wynika, że w czwartym kwartale przybyło tego typu pustostanów. To już przeszło co czwarte mieszkanie w ofercie firm deweloperskich, a w Krakowie i Poznaniu - przeszło co trzecie.


Marek Wielgo | wyborcza.biz

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?

Sroga zima ma negatywny wpływ nie tylko na budownictwo w Polsce, ale również odciska niekorzystne piętno na aktywności kredytobiorców w Wielkiej Brytanii. Z danych Banku Anglii wynika, że w styczniu liczba przyznanych kredytów hipotecznych spadła do 49 tys. z 62 tys. w grudniu.

Inflacja może niedługo zacząć niepokoić

Podobnie jednak, jak wczorajsze słabe dane o produkcji budowlano-montażowej w Polsce informacje z rynku kredytowego na Wyspach zostały potraktowane jako efekt jednorazowego zdarzenia, a nie potwierdzenie negatywnych tendencji.

Dziś inwestorzy będą czekać na informacje o styczniowej inflacji w Stanach Zjednoczonych. Co prawda wciąż jeszcze jesteśmy w okresie, kiedy dynamika cen jest niewielka, a obawy przed jej przyspieszeniem ograniczone, ale w ostatnim czasie stopniowo pojawia się coraz więcej czynników mogących zakłócać takie postrzeganie sytuacji.

Podwyższona inflacja utrzymuje się w Wielkiej Brytanii, zaskakujący wzrost PPI (o 1,4% m/m) odnotowaliśmy w Stanach Zjednoczonych, narasta zagrożenie przyspieszeniem dynamiki wzrostu cen na niektórych rynkach wschodzących.

Do tego dochodzi "podejrzliwa" atmosfera wokół rynków obligacji. Jest związana z obawami o nadmierne zadłużanie się państw podczas walki z kryzysem. W takich warunkach wyższa inflacja mogłaby zniechęcać do papierów skarbowych, a spadek ich cen byłby niekorzystną okolicznością z punktu widzenia kondycji banków. Obniżałby wartość aktywów lub bezpośrednio wywierał negatywny wpływ na zyski.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Jak rynek obligacji będzie reagował na styczniowe dane o amerykańskiej inflacji

Ciężka zima negatywnie wpłynęła na aktywność kredytobiorców hipotecznych w Wielkiej Brytanii, co ogranicza popyt na nieruchomości

Cotygodniowe dane o liczbie nowych bezrobotnych w Ameryce po raz kolejny rozczarowały, co podtrzymuje obawy przed negatywnym wpływem sytuacji na rynku pracy na salę i tempo ożywienia gospodarczego

Rynek dnia-Akcje firm budowlanych

Indeks WIG-Budownictwo może okazać się bardzo przydatny przy ocenie przyszłej koniunktury na całym giełdowym parkiecie. Od wielu miesięcy zachowuje się odmiennie niż reszta rynku akcji. Po nieudanej II połowie 2009 r. w początkach tego roku wpadał bardzo dobrze. Ostatecznie nie udało się jednak definitywnie rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z powrotem zwyżkowej tendencji, jaka dominowała w I połowie 2009 r. i przyniosła pokaźny zysk posiadaczom walorów spółek budowlanych, czy też siła WIG-Budownictwo z przełomu minionego i tego roku była jedynie odreagowaniem wcześniejszego spadku. Przełamanie dołka w okolicach 5 tys. pkt przemawiałoby za tym drugim scenariuszem i byłoby złym znakiem dla całego parkietu. Słabe dane o styczniowej aktywności w budownictwie, mimo że obarczone wpływem ciężkiej zimy, czyli jednorazowego czynnika, nie sprzyjają optymistycznemu spojrzeniu na walory firm budowlanych.

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Home Broker

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?

Sroga zima ma negatywny wpływ nie tylko na budownictwo w Polsce, ale również odciska niekorzystne piętno na aktywności kredytobiorców w Wielkiej Brytanii. Z danych Banku Anglii wynika, że w styczniu liczba przyznanych kredytów hipotecznych spadła do 49 tys. z 62 tys. w grudniu.

Inflacja może niedługo zacząć niepokoić

Podobnie jednak, jak wczorajsze słabe dane o produkcji budowlano-montażowej w Polsce informacje z rynku kredytowego na Wyspach zostały potraktowane jako efekt jednorazowego zdarzenia, a nie potwierdzenie negatywnych tendencji.

Dziś inwestorzy będą czekać na informacje o styczniowej inflacji w Stanach Zjednoczonych. Co prawda wciąż jeszcze jesteśmy w okresie, kiedy dynamika cen jest niewielka, a obawy przed jej przyspieszeniem ograniczone, ale w ostatnim czasie stopniowo pojawia się coraz więcej czynników mogących zakłócać takie postrzeganie sytuacji.

Podwyższona inflacja utrzymuje się w Wielkiej Brytanii, zaskakujący wzrost PPI (o 1,4% m/m) odnotowaliśmy w Stanach Zjednoczonych, narasta zagrożenie przyspieszeniem dynamiki wzrostu cen na niektórych rynkach wschodzących.

Do tego dochodzi "podejrzliwa" atmosfera wokół rynków obligacji. Jest związana z obawami o nadmierne zadłużanie się państw podczas walki z kryzysem. W takich warunkach wyższa inflacja mogłaby zniechęcać do papierów skarbowych, a spadek ich cen byłby niekorzystną okolicznością z punktu widzenia kondycji banków. Obniżałby wartość aktywów lub bezpośrednio wywierał negatywny wpływ na zyski.

ZWRÓĆ UWAGĘ:

Jak rynek obligacji będzie reagował na styczniowe dane o amerykańskiej inflacji

Ciężka zima negatywnie wpłynęła na aktywność kredytobiorców hipotecznych w Wielkiej Brytanii, co ogranicza popyt na nieruchomości

Cotygodniowe dane o liczbie nowych bezrobotnych w Ameryce po raz kolejny rozczarowały, co podtrzymuje obawy przed negatywnym wpływem sytuacji na rynku pracy na salę i tempo ożywienia gospodarczego

Rynek dnia-Akcje firm budowlanych

Indeks WIG-Budownictwo może okazać się bardzo przydatny przy ocenie przyszłej koniunktury na całym giełdowym parkiecie. Od wielu miesięcy zachowuje się odmiennie niż reszta rynku akcji. Po nieudanej II połowie 2009 r. w początkach tego roku wpadał bardzo dobrze. Ostatecznie nie udało się jednak definitywnie rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z powrotem zwyżkowej tendencji, jaka dominowała w I połowie 2009 r. i przyniosła pokaźny zysk posiadaczom walorów spółek budowlanych, czy też siła WIG-Budownictwo z przełomu minionego i tego roku była jedynie odreagowaniem wcześniejszego spadku. Przełamanie dołka w okolicach 5 tys. pkt przemawiałoby za tym drugim scenariuszem i byłoby złym znakiem dla całego parkietu. Słabe dane o styczniowej aktywności w budownictwie, mimo że obarczone wpływem ciężkiej zimy, czyli jednorazowego czynnika, nie sprzyjają optymistycznemu spojrzeniu na walory firm budowlanych.

Katarzyna Siwek, Home Broker

źródło informacji: Home Broker

Cleveland najbardziej przygnębiające w USA

Najbardziej przygnębiającym amerykańskim miastem jest Cleveland w stanie Ohio - wynika z dorocznego rankingu magazynu "Forbes".

Najbardziej przygnębiającym amerykańskim miastem jest Cleveland w stanie Ohio - wynika z dorocznego rankingu magazynu "Forbes".

Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów
Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów /AFP

Położone na Środkowym Zachodzie USA Cleveland ma jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia, wysokie podatki, problemy z korupcją władz miejskich i słabe wyniki osiągane przez lokalne drużyny sportowe; oprócz grającej w lidze NBA drużyny koszykówki Cleveland Cavaliers. Nie bez znaczenia jest także pogoda, którą w Cleveland "Forbes" ocenia jako "kapryśną".

Bezrobocie sprawia, że populacja w tym mieście zmniejszyła się w ostatnich 50 latach niemal o połowę. Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów; sprawia to, że miasto ma jeden z wyższych w USA wskaźników "foreclosures", czyli nieruchomości odebranych przez banki z powodu niespłacania pożyczek za nieruchomości. Problemem Cleveland jest także korupcja. Z danych departamentu sprawiedliwości wynika, że od 2000 r. za to przestępstwo skazano tam ponad 300 urzędników.

Na drugim miejscu tegorocznego zestawienia 20 najbardziej przygnębiających miast w USA magazynu "Forbes" znalazło się Stockton w Kalifornii, które w ub. roku było pierwsze. Tam problemem jest wzrastające bezrobocie i wysoki wskaźnik przestępczości, długi czas dojazdu do pracy spowodowany korkami i jeden z najwyższych w USA podatek od sprzedaży.

Memphis, położone w stanie Tennessee, w rankingu magazynu "Forbes'", w którym oceniano wskaźnik złego samopoczucia mieszkańców, było trzecie. Miasto ma drugi w kolejności najwyższy wskaźnik przestępczości w całych Stanach Zjednoczonych.

W pierwszej 10 zestawienia najbardziej przygnębiających amerykańskich miast magazyn "Forbes" uplasował w kolejności: Detroit i Flint w stanie Michigan, Miami na Florydzie, St.Luis w stanie Missouri, Buffalo w stanie Nowy Jork, Canton w Ohio i Chicago w Illinois.

W przygotowanym po raz trzeci rankingu "Forbes" wziął pod uwagę 200 miast w USA, w których populacja przekracza 245 tys.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Cleveland najbardziej przygnębiające w USA

Najbardziej przygnębiającym amerykańskim miastem jest Cleveland w stanie Ohio - wynika z dorocznego rankingu magazynu "Forbes".

Najbardziej przygnębiającym amerykańskim miastem jest Cleveland w stanie Ohio - wynika z dorocznego rankingu magazynu "Forbes".

Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów
Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów /AFP

Położone na Środkowym Zachodzie USA Cleveland ma jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia, wysokie podatki, problemy z korupcją władz miejskich i słabe wyniki osiągane przez lokalne drużyny sportowe; oprócz grającej w lidze NBA drużyny koszykówki Cleveland Cavaliers. Nie bez znaczenia jest także pogoda, którą w Cleveland "Forbes" ocenia jako "kapryśną".

Bezrobocie sprawia, że populacja w tym mieście zmniejszyła się w ostatnich 50 latach niemal o połowę. Na przedmieściach Cleveland znajduje się wiele opuszczonych domów; sprawia to, że miasto ma jeden z wyższych w USA wskaźników "foreclosures", czyli nieruchomości odebranych przez banki z powodu niespłacania pożyczek za nieruchomości. Problemem Cleveland jest także korupcja. Z danych departamentu sprawiedliwości wynika, że od 2000 r. za to przestępstwo skazano tam ponad 300 urzędników.

Na drugim miejscu tegorocznego zestawienia 20 najbardziej przygnębiających miast w USA magazynu "Forbes" znalazło się Stockton w Kalifornii, które w ub. roku było pierwsze. Tam problemem jest wzrastające bezrobocie i wysoki wskaźnik przestępczości, długi czas dojazdu do pracy spowodowany korkami i jeden z najwyższych w USA podatek od sprzedaży.

Memphis, położone w stanie Tennessee, w rankingu magazynu "Forbes'", w którym oceniano wskaźnik złego samopoczucia mieszkańców, było trzecie. Miasto ma drugi w kolejności najwyższy wskaźnik przestępczości w całych Stanach Zjednoczonych.

W pierwszej 10 zestawienia najbardziej przygnębiających amerykańskich miast magazyn "Forbes" uplasował w kolejności: Detroit i Flint w stanie Michigan, Miami na Florydzie, St.Luis w stanie Missouri, Buffalo w stanie Nowy Jork, Canton w Ohio i Chicago w Illinois.

W przygotowanym po raz trzeci rankingu "Forbes" wziął pod uwagę 200 miast w USA, w których populacja przekracza 245 tys.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Jeden pokój mniej za średnią krajową

Zarabiając średnią krajową można było w styczniu w Łodzi kupić na kredyt mieszkanie mniejsze o prawie 20 metrów kwadratowych niż przed miesiącem.

Co miesiąc Open Finance sprawdza, jak duże mieszkanie może w największych polskich miastach kupić na kredyt osoba zarabiająca dokładnie tyle, ile wynosi średnia krajowa publikowana przez GUS. W styczniu przeciętna pensja (brutto) w sektorze przedsiębiorstw wyniosła 3231 zł i była aż o 11,5 proc. niższa od grudniowej. W dużej mierze jest to efekt premii i nagród wypłaconych pracownikom w grudniu, co zaburzyło miesięczną statystykę.

Tak duży spadek wynagrodzeń musiał oczywiście odbić się sporym spadkiem zdolności kredytowej, a co za tym idzie i powierzchni mieszkania, które można na kredyt kupić. Największa zmiana zaszła w miastach, w których w ostatnim czasie ceny nieruchomości najbardziej wzrosły, czyli w Gdańsku, Poznaniu i Łodzi. W tych trzech miastach powierzchnia mieszkania dostępnego dla rodziny 2+1, zarabiającej dokładnie dwie średnie krajowe, spadła o ponad 20 proc. Za grudniową pensję łódzka rodzina mogła średnio dostać kredyt na mieszkanie o powierzchni 93,7 m2, styczniowa wystarczy już tylko na 74,4 m2, czyli mniejsze o jeden pokój. 74,4 m2 to poziom bliski temu z października, kiedy to średnia krajowa pozwalała łódzkiej rodzinie na kredyt na mieszkanie o powierzchni 73,9 m2.

Niewiele lepiej sytuacja wygląda w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu, gdzie miesięczne spadki powierzchni mieszkania dostępnego na kredyt wyniosły od 17,7 do 19,3 proc.

Jeszcze gorzej ma singiel, który tylko w Łodzi dostanie kredyt na ponad 30-metrowe mieszkanie. W Warszawie, gdzie mediana ceny transakcyjnej w styczniu wyniosła 7694 zł, banki sfinansują jednej osobie mieszkanie o powierzchni zaledwie 19,2 m2, o 14,6 proc. mniejsze niż miesiąc wcześniej.

Jak duże mieszkanie można kupić w danym mieście?

Open Finance

Warto przy tym zauważyć, że zdolność kredytowa jest bardzo wrażliwa na zmiany przychodów kredytobiorcy. Miesiąc do miesiąca wynagrodzenie spadło o 11,5 proc., a mediana zdolności kredytowej o 18,9 proc. dla rodziny 2+1 i o 15,6 proc. dla singla. Sytuacji nie uratowała postępująca powoli liberalizacja rynku kredytowego - w ostatnim miesiącu kolejnych kilka banków obniżyło marże kredytowe.

Marcin Krasoń

 

Źródło: interia.pl

Jeden pokój mniej za średnią krajową

Zarabiając średnią krajową można było w styczniu w Łodzi kupić na kredyt mieszkanie mniejsze o prawie 20 metrów kwadratowych niż przed miesiącem.

Co miesiąc Open Finance sprawdza, jak duże mieszkanie może w największych polskich miastach kupić na kredyt osoba zarabiająca dokładnie tyle, ile wynosi średnia krajowa publikowana przez GUS. W styczniu przeciętna pensja (brutto) w sektorze przedsiębiorstw wyniosła 3231 zł i była aż o 11,5 proc. niższa od grudniowej. W dużej mierze jest to efekt premii i nagród wypłaconych pracownikom w grudniu, co zaburzyło miesięczną statystykę.

Tak duży spadek wynagrodzeń musiał oczywiście odbić się sporym spadkiem zdolności kredytowej, a co za tym idzie i powierzchni mieszkania, które można na kredyt kupić. Największa zmiana zaszła w miastach, w których w ostatnim czasie ceny nieruchomości najbardziej wzrosły, czyli w Gdańsku, Poznaniu i Łodzi. W tych trzech miastach powierzchnia mieszkania dostępnego dla rodziny 2+1, zarabiającej dokładnie dwie średnie krajowe, spadła o ponad 20 proc. Za grudniową pensję łódzka rodzina mogła średnio dostać kredyt na mieszkanie o powierzchni 93,7 m2, styczniowa wystarczy już tylko na 74,4 m2, czyli mniejsze o jeden pokój. 74,4 m2 to poziom bliski temu z października, kiedy to średnia krajowa pozwalała łódzkiej rodzinie na kredyt na mieszkanie o powierzchni 73,9 m2.

Niewiele lepiej sytuacja wygląda w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu, gdzie miesięczne spadki powierzchni mieszkania dostępnego na kredyt wyniosły od 17,7 do 19,3 proc.

Jeszcze gorzej ma singiel, który tylko w Łodzi dostanie kredyt na ponad 30-metrowe mieszkanie. W Warszawie, gdzie mediana ceny transakcyjnej w styczniu wyniosła 7694 zł, banki sfinansują jednej osobie mieszkanie o powierzchni zaledwie 19,2 m2, o 14,6 proc. mniejsze niż miesiąc wcześniej.

Jak duże mieszkanie można kupić w danym mieście?

Open Finance

Warto przy tym zauważyć, że zdolność kredytowa jest bardzo wrażliwa na zmiany przychodów kredytobiorcy. Miesiąc do miesiąca wynagrodzenie spadło o 11,5 proc., a mediana zdolności kredytowej o 18,9 proc. dla rodziny 2+1 i o 15,6 proc. dla singla. Sytuacji nie uratowała postępująca powoli liberalizacja rynku kredytowego - w ostatnim miesiącu kolejnych kilka banków obniżyło marże kredytowe.

Marcin Krasoń

 

Źródło: interia.pl

Zielona przyszłość budownictwa

Zielona przyszłość budownictwa
Firmy budownictwa przemysłowego liczą na duże kontrakty w branży elektroenergetycznej. Szansą jest rozwój odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza farm wiatrowych i biogazowni.

Perspektywicznym sektorem dla budownictwa jest energetyka - to zaklęcie powtarzane coraz częściej przez szefów firm budowlanych realizujących dziś kontrakty infrastrukturalne lub przemysłowe. To właśnie w energetyce, branży "skazanej na inwestycje", upatrują oni szans na przeniesienie aktywności w momencie, kiedy zacznie wyhamowywać boom w budownictwie drogowym. Rzeczywiście, polska energetyka wymaga wielkich nakładów na uruchomienie nowych mocy oraz na modernizację istniejącego potencjału czy infrastruktury przesyłowej. Przetargi zaczynają już się pojawiać. Z drugiej jednak strony największe planowane i zapowiadane przez energetykę przedsięwzięcia wciąż pozostają na papierze.

- Inwestycje w elektrownie węglowe wiążą się dzisiaj z ogromnym ryzykiem, znacznie większym niż w przypadku budowy elektrowni wiatrowych, elektrociepłowni czy elektrowni na biomasę. Dzieje się tak, ponieważ nie wiemy, ile będą kosztować prawa do emisji CO2 i kiedy technologia CCS będzie możliwa do przemysłowego zastosowania - wyjaśnia Torbjörn Wahlborg, dyrektor generalny Vattenfall w Polsce.

Z prognozy zapotrzebowania na paliwa i energię, stanowiącej załącznik do przyjętej w listopadzie 2009 r. przez rząd "Polityki energetycznej Polski do roku 2030", wynika, że w latach 2008-10 w elektrowniach systemowych nastąpią odtworzenia lub powstaną nowe moce o łącznej mocy 1778 MW. W tym okresie głębokiej modernizacji zostanie poddanych 992 MW. W latach 2011-15 głębokiej modernizacji ma ulec 5332 MW, a nowe moce i odtworzenia będą na poziomie 1980 MW.

Do Ministerstwa Gospodarki zgłoszono informacje o fizycznie rozpoczętych inwestycjach w elektrowniach węglowych o łącznej mocy blisko 10 tys. MW. Wielu specjalistów ostrożnie podchodzi jednak do tych planów.

Z umiarkowanym optymizmem o budowie nowych bloków wypowiadają się też dostawcy urządzeń.

- O budowie nowych jednostek wytwórczych w Polsce mówi się od dawna, spodziewam się, że w roku 2010 zostaną wybrani wykonawcy dla 2-3 dużych bloków - prognozuje Jarosław Mlonka, prezes Foster Wheeler Energia Polska.

To oznacza, że nadzieje wielu firm budowlanych na pozyskanie dużych kontraktów w energetyce mogą się nie spełnić, ponieważ pracy dla wszystkich nie wystarczy. Szansą dla przedsiębiorstw budowlanych jest za to spodziewany znaczący rozwój odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza biogazowni i farm wiatrowych.

W polityce energetycznej założono powstanie do roku 2020 średnio jednej biogazowni w każdej gminie. Zdaniem resortu gospodarki, w roku 2020 może działać w Polsce nawet 2,5 tys. biogazowni o łącznej mocy 3 tys. MW.

Koszt jednej biogazowni o mocy 1 MW może wynieść nawet 20 mln zł. Jest to więc łakomy kąsek dla firm budowlanych, gdyż niemal od zera powstaje rynek o wartości około 50 mld zł. Problemem może być brak doświadczenia wielu firm w realizacji tego typu inwestycji.

Coraz bardziej atrakcyjnym rynkiem dla firm budowlanych jest energetyka wiatrowa. Według prognoz Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (EWEA), w Polsce w roku 2020 mają istnieć farmy o mocy 10,5 tys. MW.

W przypadku biogazowni i farm wiatrowych zazwyczaj musi być zbudowana także towarzysząca infrastruktura, jak np. drogi czy przyłączenia do sieci. To szansa na dodatkowe prace dla firm budowlanych. Pod warunkiem, że i te mniejsze inwestycje nie pozostaną w sferze wizji i planów.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

interia.pl

Zdjęcie: AFP

Zielona przyszłość budownictwa

Zielona przyszłość budownictwa
Firmy budownictwa przemysłowego liczą na duże kontrakty w branży elektroenergetycznej. Szansą jest rozwój odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza farm wiatrowych i biogazowni.

Perspektywicznym sektorem dla budownictwa jest energetyka - to zaklęcie powtarzane coraz częściej przez szefów firm budowlanych realizujących dziś kontrakty infrastrukturalne lub przemysłowe. To właśnie w energetyce, branży "skazanej na inwestycje", upatrują oni szans na przeniesienie aktywności w momencie, kiedy zacznie wyhamowywać boom w budownictwie drogowym. Rzeczywiście, polska energetyka wymaga wielkich nakładów na uruchomienie nowych mocy oraz na modernizację istniejącego potencjału czy infrastruktury przesyłowej. Przetargi zaczynają już się pojawiać. Z drugiej jednak strony największe planowane i zapowiadane przez energetykę przedsięwzięcia wciąż pozostają na papierze.

- Inwestycje w elektrownie węglowe wiążą się dzisiaj z ogromnym ryzykiem, znacznie większym niż w przypadku budowy elektrowni wiatrowych, elektrociepłowni czy elektrowni na biomasę. Dzieje się tak, ponieważ nie wiemy, ile będą kosztować prawa do emisji CO2 i kiedy technologia CCS będzie możliwa do przemysłowego zastosowania - wyjaśnia Torbjörn Wahlborg, dyrektor generalny Vattenfall w Polsce.

Z prognozy zapotrzebowania na paliwa i energię, stanowiącej załącznik do przyjętej w listopadzie 2009 r. przez rząd "Polityki energetycznej Polski do roku 2030", wynika, że w latach 2008-10 w elektrowniach systemowych nastąpią odtworzenia lub powstaną nowe moce o łącznej mocy 1778 MW. W tym okresie głębokiej modernizacji zostanie poddanych 992 MW. W latach 2011-15 głębokiej modernizacji ma ulec 5332 MW, a nowe moce i odtworzenia będą na poziomie 1980 MW.

Do Ministerstwa Gospodarki zgłoszono informacje o fizycznie rozpoczętych inwestycjach w elektrowniach węglowych o łącznej mocy blisko 10 tys. MW. Wielu specjalistów ostrożnie podchodzi jednak do tych planów.

Z umiarkowanym optymizmem o budowie nowych bloków wypowiadają się też dostawcy urządzeń.

- O budowie nowych jednostek wytwórczych w Polsce mówi się od dawna, spodziewam się, że w roku 2010 zostaną wybrani wykonawcy dla 2-3 dużych bloków - prognozuje Jarosław Mlonka, prezes Foster Wheeler Energia Polska.

To oznacza, że nadzieje wielu firm budowlanych na pozyskanie dużych kontraktów w energetyce mogą się nie spełnić, ponieważ pracy dla wszystkich nie wystarczy. Szansą dla przedsiębiorstw budowlanych jest za to spodziewany znaczący rozwój odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza biogazowni i farm wiatrowych.

W polityce energetycznej założono powstanie do roku 2020 średnio jednej biogazowni w każdej gminie. Zdaniem resortu gospodarki, w roku 2020 może działać w Polsce nawet 2,5 tys. biogazowni o łącznej mocy 3 tys. MW.

Koszt jednej biogazowni o mocy 1 MW może wynieść nawet 20 mln zł. Jest to więc łakomy kąsek dla firm budowlanych, gdyż niemal od zera powstaje rynek o wartości około 50 mld zł. Problemem może być brak doświadczenia wielu firm w realizacji tego typu inwestycji.

Coraz bardziej atrakcyjnym rynkiem dla firm budowlanych jest energetyka wiatrowa. Według prognoz Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (EWEA), w Polsce w roku 2020 mają istnieć farmy o mocy 10,5 tys. MW.

W przypadku biogazowni i farm wiatrowych zazwyczaj musi być zbudowana także towarzysząca infrastruktura, jak np. drogi czy przyłączenia do sieci. To szansa na dodatkowe prace dla firm budowlanych. Pod warunkiem, że i te mniejsze inwestycje nie pozostaną w sferze wizji i planów.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

interia.pl

Zdjęcie: AFP

"To następny dom, który zabiorą Niemcy"

Mnożą się niemieckie pozwy o zwrot majątków w Polsce "To jest następny dom z mieszkańcami, który zabiorą Niemcy. Kolejny rząd czeka na cud – my na ratunek" - taki szyld wywiesili lokatorzy jednej z gdańskich kamienic, sąsiedzi Lecha Wałęsy. Po kilku głośnych wyrokach do sądów trafiają nowe niemieckie pozwy. Prawnicy podkreślają, że polskie prawo nie chroni przed roszczeniami niemieckich przesiedleńców, walczących o majątki utracone po 1945 roku. – Sądy często nie mają świadomości prawnej - przekonuje prof. Aurelia Nowicka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Kamienica przy ul. Polanki 58 w Gdańsku Oliwie niebawem wróci w posiadanie niemieckich spadkobierców. W czerwcu 2007 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał gminie zwrot nieruchomości, a Sąd Apelacyjny podtrzymał 30 grudnia 2009 roku wyrok Sądu Okręgowego. Zrozpaczeni lokatorzy wywiesili szyld: "To jest następny dom z mieszkańcami, który zabiorą Niemcy. Kolejny rząd czeka na cud – my mieszkańcy na ratunek".

– Wołamy o pomoc już dwa lata. Wciąż bezskutecznie – żali się Andrzej Felsztyński, mieszkaniec budynku, o który upomnieli się niemieccy spadkobiercy Augusta Lipczyńskiego, obywatela Wolnego Miasta Gdańsk - kupca, który najprawdopodobniej w 1941 roku otrzymał nakaz zmiany nazwiska na Lindhoff.

Dom w miejscowości Narty, którego zwrot przed polskim sądem ostatecznie wywalczyła mieszkająca w Niemczech dawna właścicielka Agnes Trawny, fot. PAP/Monika Kaczyńska


– Lindhoff był właścicielem kamienicy według księgi adresowej z 1937 roku. Zmarł w 1963 roku w Gdańsku, wcześniej zapisując majątek niemieckiej rodzinie. Ta jednak nie była w stanie utrzymać budynku i w 1977 roku kamienicę przejęło miasto – przypomina historię budynku Felsztyński.

Sądy nie mają świadomości prawnej

– Sądy, przy rozpatrywaniu wniosków niemieckich obywateli starających się o odzyskanie nieruchomości należących przed wojną do ich przodków, często nie mają świadomości prawnej. Gdyby interpretowały rozwiązania prawne z 1946 roku, które nie przestały obowiązywać, to Niemcy nie wygrywali procesów  – uważa prof. Aurelia Nowicka, pracownik naukowy Katedry Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Problem w tym, że w rozpatrywaniu tego typu spraw stosuje się często rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych, czyli uwzględnia się stan wpisany w księgach, a nie stan prawny, według którego tych zapisów być nie powinno.

Efekt? Niemieccy spadkobiercy składają w sądach wnioski o zwrot mienia i często wygrywają postępowania.

– Sądy próbują kwestionować prawo, które po wojnie uznano za nieodwracalne – mówi prof. Nowicka i przypomina ustawę z 1961 roku, która regulowała kwestię majątków poniemieckich. – Ówczesny mechanizm utraty własności był słuszny i nawiązywał do dekretu z 1946 roku. Osoby, które rezygnowały z polskiego obywatelstwa, traciły majątki, które przechodziły w posiadanie Skarbu Państwa. Te osoby otrzymywały w Niemczech świadczenie wyrównawcze – przypomina prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

"Czujemy się oszukani"

– Miasto obiecało pomoc. Radni zapewniali, że nie stracimy mieszkań i po cichu przyznawali nam rację. A teraz do kamery mówią, że sprawa jest beznadziejna. Czujemy się oszukani – wyznaje lokatorka kamienicy przy ul. Polanki Ewa Cierpikowska. – Dowiedzieliśmy się jeszcze, że zostaniemy wymeldowani – dodaje.

– Jeśli obecni właściciele kamienicy zdecydują się wymeldować lokatorów, miasto zaoferuje poszkodowanym pomoc – uspokaja wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki (PO), który odpowiada m.in. za gospodarkę komunalną miasta.

Tyle, że to co oferuje miasto, jest dla mieszkańców kamienicy nie do przyjęcia. – Większy metraż w dobrej lokalizacji mamy zamienić na lokale na peryferiach Gdańska. Na każdego lokatora będzie tam przypadać 10 metrów kwadratowych – tłumaczy Felsztyński.

– Trudno, żeby mieszkańcy podupadającej kamienicy otrzymali apartamenty w centrum miasta. Nie powinni wybrzydzać. To nie są ludzie majętni. Miasto może zaoferować lokale socjalne – odpowiada Lisicki.

Cierpikowscy

Ewa i Stanisław Cierpikowscy mieszkają na Polanki od 26 lat. Cierpikowska pracowała w kiosku ruchu. Jej mąż w stoczni. Na jednej zmianie z Lechem Wałęsą. Posesja prezydenta znajduje się zaledwie sto metrów od kamienicy, w której mieszkają Cierpikowscy.

– Razem z Wałęsą walczyli o wolność. Dziś prezydent mieszka pięknie, a nam grozi bruk – żali się Cierpikowska.

– Czuję się oszukany. Daliśmy się zwieść gminie, która obiecała, że po 30 latach przejmie kamienicę przez zasiedzenie – wyznaje Stanisław Cierplikowski. – Nie chcę iść mieszkać na gdzieś pod obwodnicę, gdzie daleko do lekarza – dodaje.

Maciejewiczowie

Mija 18 rok, odkąd Jacek Maciejewicz zamieszkał na Polanki. Sprowadził się z żoną, matką i ciężko chorą babką. Żeby zamieszkać w Oliwie, oddał w zamian dwa mieszkania spółdzielcze.

– Przez osiem lat remontowaliśmy mieszkanie. Wszystko było do wymiany. Rury, ściany, ogrzewanie. Sąsiedzi dziwili się, że działamy z takim rozmachem, ale myślałem, że to będzie wielopokoleniowy dom – tłumaczy Maciejewicz.

W mieszkaniu urządził pracownię. Rzeźbi w bursztynie a figurki sprzedaje galeriom i zagranicznych kontrahentom.

– Utrzymuję rodzinę z tej pracy. Strata lokalu to byłby wyrok. W 30-metrowym mieszkaniu nie urządzę pracowni, a na wynajęcie dodatkowego lokalu zwyczajnie mnie nie stać – przyznaje Maciejewicz.

Felsztyńscy

Mieszkanie Andrzeja Felsztyńskiego zajmował wcześniej jego ojciec i dziadek. Kamienica była ruderą bez bieżącej wody, ogrzewania i szyb w oknach. Wcześniej mieściła się tu niemiecka gospoda "Weißes Lamm" ("Białe Jagnię").

– Dziadek mieszkał tu od lat 40. Ja od urodzenia, czyli od 1952 roku. Pamiętam, że budynek przypominał ruinę. Ojciec dwa razy robił ogrzewanie, bo zimą 1968 roku popękały wszystkie kaloryfery. Utopiliśmy w ten budynek dużo pieniędzy – opowiada Felsztyński, który dobrze pamięta właściciela kamienicy – Lindhoffa. – Mieszkał na najwyższym piętrze. W ogóle nie mówił po polsku. Teraz jego wnuki ustalą nowe warunki. Mogą nas zabić czynszem. Teraz płacimy 550 zł, ale mówi się o kwocie 2500 zł. To więcej niż żona i ja razem zarabiamy – tłumaczy.

Felsztyński ma żal do administracji miejskiej i kolejnych rządów. – W 1996 roku gmina napisała list do wnuków Lindhoffa z prośbą o zrzeczenie się praw do budynku. Spadkobiercy odpisali, że nie interesują się naszą kamienicą i uznają sprawę za zakończoną. Gmina zaprzestała wszelkich działań – mówi Felsztyński.

Gdańsk nie chce precedensu

Pytamy wiceprezydenta Gdańska, dlaczego gmina nie zdecydowała się na wykupienie kamienicy i tym samym rozwiązanie problemu obecnych lokatorów. W 2009 roku urząd miejski w Sopocie poszedł na ratunek mieszkańcom kamienicy przy ul. Haffnera 38 i wykupił budynek za blisko 2,5 mln zł. (od firmy, która nabyła nieruchomość od niemieckich właścicieli).

– Nie chcemy stworzyć precedensu. To by nas obligowało do wykupywania wszystkich kamienic, które przejdą w posiadanie prawowitych właścicieli – odpowiada wiceprezydent Lisicki i zaraz dodaje:

– Lokatorzy kamienicy przy ul. Polanki grają na emocjach narodowych. Mówią o Niemcach, tymczasem właścicielem mógłby być Francuz, czy Polak. Takich spraw jest w całej Polsce tysiące. W samym Gdańsku kilkanaście.

Na początku lutego Sąd Apelacyjny w Gdańsku nakazał gminie oddać zabytkową Basztę Latarnianą spadkobiercom rodziny Trenks-Kranz. Analogicznych spraw o atrakcyjne nieruchomości w centrum miasta gmina  przegrała już dziewięć. Na rozstrzygnięcie czeka 13 kolejnych. Wcześniej Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał wyrok sądu niższej instancji nakazujący zwrot niemieckim spadkobiercom gdańskiej kamienicy przy ul. Polanki.

– Gmina nie twierdziła, że jest właścicielem kamienicy. Kwestionowała jedynie, że powodowie mają prawo do ubiegania się o wydanie nieruchomości – uzasadnia wyrok rzecznik Sądu Apelacyjnego w Gdańsku Roman Kowalkowski.

– Czy nowy właściciel ma prawo wyrzucić mieszkańców na bruk?

– Lokatorów obowiązują przepisy o najmie. Taką umowę można wypowiedzieć – wyjaśnia rzecznik Sądu Apelacyjnego.

Wiceprezydent Lisicki dodaje: – Miasto walczy z właścicielami już tylko o pieniądze. Chcemy odzyskać nakłady, które ponieśliśmy administrując budynek przez 30 lat.

Szacujemy, że wydaliśmy na budynek 800 tys. zł, sąd przyznał nam 82 tys. zł. W chwili, gdy niemieccy spadkobiercy Lindhoffa wpłacą na konto gminy ustaloną przez sąd kwotę za opiekę nad budynkiem, przejmą kontrolę na kamienicą.

Kto monitoruje procesy?

Procesy ws. roszczeń niemieckich w Polsce nie są skrupulatnie monitorowane przez rząd. Na prośbę o sporządzenie raportu określającego skalę problemu, Ministerstwo Sprawiedliwości odesłało nas do sądów powszechnych i resortu Spraw Wewnętrznych i Administracji. Po trzech tygodniach MSWiA przesłało dane z województw – lubuskiego, pomorskiego, zachodniopomorskiego, wielkopolskiego, opolskiego, dolnośląskiego i warmińsko-mazurskiego, z których wynika, że w 2009 roku toczyły się zaledwie trzy procesy - wszystkie na Mazurach.

"Wpłynęły trzy wnioski o stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnych przejmujących nieruchomości o łącznej powierzchni 69,23 ha na rzecz Skarbu Państwa w związku z wyjazdem ich właścicieli do Republiki Federalnej Niemiec" – czytamy w raporcie.

– Ale najlepszym źródłem informacji o roszczeniach są sądy powszechne – tłumaczy rzecznik MSWiA Małgorzata Woźniak.

– Takich spraw jest z pewnością znacznie więcej – uważa prof. Nowicka.

Informacji o procesach ws. roszczeń nie posiadają też prezydenci miast, wojewodowie, starostowie, Wydziały Infrastruktury i Geodezji – wynika z raportu.

Mazury najbardziej niemieckie

Przed dwoma laty MSWiA sporządziło zbiorcze dane dotyczące spraw skierowanych do sądów w 2008 roku. Informacje znów były szacunkowe a liczba procesów oscylowała wokół kilkudziesięciu.

Najwięcej procesów toczyło się w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie Skarb Państwa przejął po wojnie 12,5 tys. działek i nieruchomości, a przesiedlonych zostało ok. 150 tys. obywateli niemieckich.

W 2007 roku ośmiu obywateli Niemiec, przesiedlonych zaraz po wojnie, skierowało pisma do Ministerstwa Skarbu, w których domagali się zwrotu nieruchomości na Dolnym Śląsku. Wszystkie zostały rozpatrzone odmownie.

Jak wynika z raportu MSWiA, w 2008 roku w województwach Lubuskim i Pomorskim toczyły się dwa procesy – w Zielonej Górze i w Sopocie. W Wielkopolsce i Zachodniopomorskiem nie zgłoszono formalnych wniosków o odzyskanie mienia.

Najgłośniejszy "polsko-niemiecki" proces o mienie dotyczył dwóch posiadłości we wsiach Narty i Witkówek.

Po wieloletnich staraniach Niemka Agnes Trawny odzyskała prawo do gruntów o łącznej powierzchni 59 hektarów a w listopadzie 2009 roku sąd okręgowy w Olsztynie orzekł 1 mln 108 tys. zł odszkodowania.

W tym samym czasie sąd w Szczytnie nakazał eksmisję rodzin zamieszkujących domy, będące ojcowizną Niemki.

Ilu jeszcze?

Zdaniem prof. Aurelii Nowickiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza skala zjawiska roszczeń tzw. późnych przesiedleńców (osób, które zrezygnowały z polskiego obywatelstwa w latach 50., 60, 70. i 80.) wciąż nie jest oszacowana.

– Liczba nieruchomości, o które mogą ubiegać się Niemcy jest niemożliwa do określenia. Mówi się natomiast o skali ryzyka. Jedne źródła podają, że od 1956 do 1983 roku Polskę opuściło 600 tys. wysiedleńców Niemieckich. Inne, że od 1950 roku do 1983 roku, nawet 2 miliony – dodaje.

Mieszkańcy kamienicy przy ul. Polanki wspominają ostatnią noc sylwestrową. – Staliśmy w korytarzu i płakaliśmy jak dzieci. Zastanawialiśmy się, gdzie będziemy mieszkać za rok.


Źródło: onet.pl

"To następny dom, który zabiorą Niemcy"

Mnożą się niemieckie pozwy o zwrot majątków w Polsce "To jest następny dom z mieszkańcami, który zabiorą Niemcy. Kolejny rząd czeka na cud – my na ratunek" - taki szyld wywiesili lokatorzy jednej z gdańskich kamienic, sąsiedzi Lecha Wałęsy. Po kilku głośnych wyrokach do sądów trafiają nowe niemieckie pozwy. Prawnicy podkreślają, że polskie prawo nie chroni przed roszczeniami niemieckich przesiedleńców, walczących o majątki utracone po 1945 roku. – Sądy często nie mają świadomości prawnej - przekonuje prof. Aurelia Nowicka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Kamienica przy ul. Polanki 58 w Gdańsku Oliwie niebawem wróci w posiadanie niemieckich spadkobierców. W czerwcu 2007 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał gminie zwrot nieruchomości, a Sąd Apelacyjny podtrzymał 30 grudnia 2009 roku wyrok Sądu Okręgowego. Zrozpaczeni lokatorzy wywiesili szyld: "To jest następny dom z mieszkańcami, który zabiorą Niemcy. Kolejny rząd czeka na cud – my mieszkańcy na ratunek".

– Wołamy o pomoc już dwa lata. Wciąż bezskutecznie – żali się Andrzej Felsztyński, mieszkaniec budynku, o który upomnieli się niemieccy spadkobiercy Augusta Lipczyńskiego, obywatela Wolnego Miasta Gdańsk - kupca, który najprawdopodobniej w 1941 roku otrzymał nakaz zmiany nazwiska na Lindhoff.

Dom w miejscowości Narty, którego zwrot przed polskim sądem ostatecznie wywalczyła mieszkająca w Niemczech dawna właścicielka Agnes Trawny, fot. PAP/Monika Kaczyńska


– Lindhoff był właścicielem kamienicy według księgi adresowej z 1937 roku. Zmarł w 1963 roku w Gdańsku, wcześniej zapisując majątek niemieckiej rodzinie. Ta jednak nie była w stanie utrzymać budynku i w 1977 roku kamienicę przejęło miasto – przypomina historię budynku Felsztyński.

Sądy nie mają świadomości prawnej

– Sądy, przy rozpatrywaniu wniosków niemieckich obywateli starających się o odzyskanie nieruchomości należących przed wojną do ich przodków, często nie mają świadomości prawnej. Gdyby interpretowały rozwiązania prawne z 1946 roku, które nie przestały obowiązywać, to Niemcy nie wygrywali procesów  – uważa prof. Aurelia Nowicka, pracownik naukowy Katedry Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Problem w tym, że w rozpatrywaniu tego typu spraw stosuje się często rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych, czyli uwzględnia się stan wpisany w księgach, a nie stan prawny, według którego tych zapisów być nie powinno.

Efekt? Niemieccy spadkobiercy składają w sądach wnioski o zwrot mienia i często wygrywają postępowania.

– Sądy próbują kwestionować prawo, które po wojnie uznano za nieodwracalne – mówi prof. Nowicka i przypomina ustawę z 1961 roku, która regulowała kwestię majątków poniemieckich. – Ówczesny mechanizm utraty własności był słuszny i nawiązywał do dekretu z 1946 roku. Osoby, które rezygnowały z polskiego obywatelstwa, traciły majątki, które przechodziły w posiadanie Skarbu Państwa. Te osoby otrzymywały w Niemczech świadczenie wyrównawcze – przypomina prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

"Czujemy się oszukani"

– Miasto obiecało pomoc. Radni zapewniali, że nie stracimy mieszkań i po cichu przyznawali nam rację. A teraz do kamery mówią, że sprawa jest beznadziejna. Czujemy się oszukani – wyznaje lokatorka kamienicy przy ul. Polanki Ewa Cierpikowska. – Dowiedzieliśmy się jeszcze, że zostaniemy wymeldowani – dodaje.

– Jeśli obecni właściciele kamienicy zdecydują się wymeldować lokatorów, miasto zaoferuje poszkodowanym pomoc – uspokaja wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki (PO), który odpowiada m.in. za gospodarkę komunalną miasta.

Tyle, że to co oferuje miasto, jest dla mieszkańców kamienicy nie do przyjęcia. – Większy metraż w dobrej lokalizacji mamy zamienić na lokale na peryferiach Gdańska. Na każdego lokatora będzie tam przypadać 10 metrów kwadratowych – tłumaczy Felsztyński.

– Trudno, żeby mieszkańcy podupadającej kamienicy otrzymali apartamenty w centrum miasta. Nie powinni wybrzydzać. To nie są ludzie majętni. Miasto może zaoferować lokale socjalne – odpowiada Lisicki.

Cierpikowscy

Ewa i Stanisław Cierpikowscy mieszkają na Polanki od 26 lat. Cierpikowska pracowała w kiosku ruchu. Jej mąż w stoczni. Na jednej zmianie z Lechem Wałęsą. Posesja prezydenta znajduje się zaledwie sto metrów od kamienicy, w której mieszkają Cierpikowscy.

– Razem z Wałęsą walczyli o wolność. Dziś prezydent mieszka pięknie, a nam grozi bruk – żali się Cierpikowska.

– Czuję się oszukany. Daliśmy się zwieść gminie, która obiecała, że po 30 latach przejmie kamienicę przez zasiedzenie – wyznaje Stanisław Cierplikowski. – Nie chcę iść mieszkać na gdzieś pod obwodnicę, gdzie daleko do lekarza – dodaje.

Maciejewiczowie

Mija 18 rok, odkąd Jacek Maciejewicz zamieszkał na Polanki. Sprowadził się z żoną, matką i ciężko chorą babką. Żeby zamieszkać w Oliwie, oddał w zamian dwa mieszkania spółdzielcze.

– Przez osiem lat remontowaliśmy mieszkanie. Wszystko było do wymiany. Rury, ściany, ogrzewanie. Sąsiedzi dziwili się, że działamy z takim rozmachem, ale myślałem, że to będzie wielopokoleniowy dom – tłumaczy Maciejewicz.

W mieszkaniu urządził pracownię. Rzeźbi w bursztynie a figurki sprzedaje galeriom i zagranicznych kontrahentom.

– Utrzymuję rodzinę z tej pracy. Strata lokalu to byłby wyrok. W 30-metrowym mieszkaniu nie urządzę pracowni, a na wynajęcie dodatkowego lokalu zwyczajnie mnie nie stać – przyznaje Maciejewicz.

Felsztyńscy

Mieszkanie Andrzeja Felsztyńskiego zajmował wcześniej jego ojciec i dziadek. Kamienica była ruderą bez bieżącej wody, ogrzewania i szyb w oknach. Wcześniej mieściła się tu niemiecka gospoda "Weißes Lamm" ("Białe Jagnię").

– Dziadek mieszkał tu od lat 40. Ja od urodzenia, czyli od 1952 roku. Pamiętam, że budynek przypominał ruinę. Ojciec dwa razy robił ogrzewanie, bo zimą 1968 roku popękały wszystkie kaloryfery. Utopiliśmy w ten budynek dużo pieniędzy – opowiada Felsztyński, który dobrze pamięta właściciela kamienicy – Lindhoffa. – Mieszkał na najwyższym piętrze. W ogóle nie mówił po polsku. Teraz jego wnuki ustalą nowe warunki. Mogą nas zabić czynszem. Teraz płacimy 550 zł, ale mówi się o kwocie 2500 zł. To więcej niż żona i ja razem zarabiamy – tłumaczy.

Felsztyński ma żal do administracji miejskiej i kolejnych rządów. – W 1996 roku gmina napisała list do wnuków Lindhoffa z prośbą o zrzeczenie się praw do budynku. Spadkobiercy odpisali, że nie interesują się naszą kamienicą i uznają sprawę za zakończoną. Gmina zaprzestała wszelkich działań – mówi Felsztyński.

Gdańsk nie chce precedensu

Pytamy wiceprezydenta Gdańska, dlaczego gmina nie zdecydowała się na wykupienie kamienicy i tym samym rozwiązanie problemu obecnych lokatorów. W 2009 roku urząd miejski w Sopocie poszedł na ratunek mieszkańcom kamienicy przy ul. Haffnera 38 i wykupił budynek za blisko 2,5 mln zł. (od firmy, która nabyła nieruchomość od niemieckich właścicieli).

– Nie chcemy stworzyć precedensu. To by nas obligowało do wykupywania wszystkich kamienic, które przejdą w posiadanie prawowitych właścicieli – odpowiada wiceprezydent Lisicki i zaraz dodaje:

– Lokatorzy kamienicy przy ul. Polanki grają na emocjach narodowych. Mówią o Niemcach, tymczasem właścicielem mógłby być Francuz, czy Polak. Takich spraw jest w całej Polsce tysiące. W samym Gdańsku kilkanaście.

Na początku lutego Sąd Apelacyjny w Gdańsku nakazał gminie oddać zabytkową Basztę Latarnianą spadkobiercom rodziny Trenks-Kranz. Analogicznych spraw o atrakcyjne nieruchomości w centrum miasta gmina  przegrała już dziewięć. Na rozstrzygnięcie czeka 13 kolejnych. Wcześniej Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał wyrok sądu niższej instancji nakazujący zwrot niemieckim spadkobiercom gdańskiej kamienicy przy ul. Polanki.

– Gmina nie twierdziła, że jest właścicielem kamienicy. Kwestionowała jedynie, że powodowie mają prawo do ubiegania się o wydanie nieruchomości – uzasadnia wyrok rzecznik Sądu Apelacyjnego w Gdańsku Roman Kowalkowski.

– Czy nowy właściciel ma prawo wyrzucić mieszkańców na bruk?

– Lokatorów obowiązują przepisy o najmie. Taką umowę można wypowiedzieć – wyjaśnia rzecznik Sądu Apelacyjnego.

Wiceprezydent Lisicki dodaje: – Miasto walczy z właścicielami już tylko o pieniądze. Chcemy odzyskać nakłady, które ponieśliśmy administrując budynek przez 30 lat.

Szacujemy, że wydaliśmy na budynek 800 tys. zł, sąd przyznał nam 82 tys. zł. W chwili, gdy niemieccy spadkobiercy Lindhoffa wpłacą na konto gminy ustaloną przez sąd kwotę za opiekę nad budynkiem, przejmą kontrolę na kamienicą.

Kto monitoruje procesy?

Procesy ws. roszczeń niemieckich w Polsce nie są skrupulatnie monitorowane przez rząd. Na prośbę o sporządzenie raportu określającego skalę problemu, Ministerstwo Sprawiedliwości odesłało nas do sądów powszechnych i resortu Spraw Wewnętrznych i Administracji. Po trzech tygodniach MSWiA przesłało dane z województw – lubuskiego, pomorskiego, zachodniopomorskiego, wielkopolskiego, opolskiego, dolnośląskiego i warmińsko-mazurskiego, z których wynika, że w 2009 roku toczyły się zaledwie trzy procesy - wszystkie na Mazurach.

"Wpłynęły trzy wnioski o stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnych przejmujących nieruchomości o łącznej powierzchni 69,23 ha na rzecz Skarbu Państwa w związku z wyjazdem ich właścicieli do Republiki Federalnej Niemiec" – czytamy w raporcie.

– Ale najlepszym źródłem informacji o roszczeniach są sądy powszechne – tłumaczy rzecznik MSWiA Małgorzata Woźniak.

– Takich spraw jest z pewnością znacznie więcej – uważa prof. Nowicka.

Informacji o procesach ws. roszczeń nie posiadają też prezydenci miast, wojewodowie, starostowie, Wydziały Infrastruktury i Geodezji – wynika z raportu.

Mazury najbardziej niemieckie

Przed dwoma laty MSWiA sporządziło zbiorcze dane dotyczące spraw skierowanych do sądów w 2008 roku. Informacje znów były szacunkowe a liczba procesów oscylowała wokół kilkudziesięciu.

Najwięcej procesów toczyło się w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie Skarb Państwa przejął po wojnie 12,5 tys. działek i nieruchomości, a przesiedlonych zostało ok. 150 tys. obywateli niemieckich.

W 2007 roku ośmiu obywateli Niemiec, przesiedlonych zaraz po wojnie, skierowało pisma do Ministerstwa Skarbu, w których domagali się zwrotu nieruchomości na Dolnym Śląsku. Wszystkie zostały rozpatrzone odmownie.

Jak wynika z raportu MSWiA, w 2008 roku w województwach Lubuskim i Pomorskim toczyły się dwa procesy – w Zielonej Górze i w Sopocie. W Wielkopolsce i Zachodniopomorskiem nie zgłoszono formalnych wniosków o odzyskanie mienia.

Najgłośniejszy "polsko-niemiecki" proces o mienie dotyczył dwóch posiadłości we wsiach Narty i Witkówek.

Po wieloletnich staraniach Niemka Agnes Trawny odzyskała prawo do gruntów o łącznej powierzchni 59 hektarów a w listopadzie 2009 roku sąd okręgowy w Olsztynie orzekł 1 mln 108 tys. zł odszkodowania.

W tym samym czasie sąd w Szczytnie nakazał eksmisję rodzin zamieszkujących domy, będące ojcowizną Niemki.

Ilu jeszcze?

Zdaniem prof. Aurelii Nowickiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza skala zjawiska roszczeń tzw. późnych przesiedleńców (osób, które zrezygnowały z polskiego obywatelstwa w latach 50., 60, 70. i 80.) wciąż nie jest oszacowana.

– Liczba nieruchomości, o które mogą ubiegać się Niemcy jest niemożliwa do określenia. Mówi się natomiast o skali ryzyka. Jedne źródła podają, że od 1956 do 1983 roku Polskę opuściło 600 tys. wysiedleńców Niemieckich. Inne, że od 1950 roku do 1983 roku, nawet 2 miliony – dodaje.

Mieszkańcy kamienicy przy ul. Polanki wspominają ostatnią noc sylwestrową. – Staliśmy w korytarzu i płakaliśmy jak dzieci. Zastanawialiśmy się, gdzie będziemy mieszkać za rok.


Źródło: onet.pl

Kredyty mieszkaniowe: Raty w bankach różnią się o 40 procent

Bankowi, który oferuje dziś najkorzystniejsze warunki oddamy przez 30 lat dwa razy więcej, niż pożyczyliśmy. Najdroższemu - aż trzykrotność kredytu. Największe znaczenie przy wyborze kredytu ma wysokość marży.

Money.pl wspólnie z firmą doradczą Open Finance sprawdził, z jakimi kosztami kredytu hipotecznego musi się dzisiaj liczyć klient zamierzający kupić własne mieszkanie.

Założyliśmy, że małżeństwo z jednym dzieckiem zamierza kupić mieszkanie o wartości 300 tysięcy złotych. Oboje małżonkowie pracują, spełniają warunki zdolności kredytowej i nie mają innych zobowiązań. Wpłacają 25 procent wkładu własnego, więc wnioskują o 225 tysięcy złotych kredytu na trzydzieści lat. Co zaproponowały im banki?

Czterdzieści procent różnicy w racie

Jak wynika z analizy Open Finance, najlepsze warunki kredytu złotowego zaproponuje im dzisiaj bank BZ WBK. Przy marży na poziomie 5,55 procent ich miesięczna rata wyniesie 1330 złotych. Inne banki w większości zaproponowały raty na poziomie 1,4-1,6 tysiąca złotych. Najdroższy okazał się bank BPH, który tym samym klientom udzieli kredytu z ratą przekraczającą 1,8 tysiąca złotych przy marży sięgającej 9 procent.

źródło: Money.pl na podstawie wybranych ofert z Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

Jak widać różnica jest spora, zwłaszcza jeżeli przełożymy ją na całkowitą kwotę spłaty. W ciągu trzydziestu lat klienci BZ WBK w sumie spłacą bowiem 478 tysięcy złotych, a klienci BPH aż 674 tysiące złotych. W pierwszym przypadku nadpłacą więc 112 procent ponad kwotę wziętą z banku, a drugim - prawie dwieście procent.

źródło: Money.pl na podstawie danych Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

Tak duże różnice w kosztach kredytów wynikają z wysokości marż stosowanych przez poszczególne banki. To one wspólnie z prowizjami, które najczęściej są kredytowane, mają największy wpływ na wysokość raty. Zwłaszcza w początkowym okresie spłacania zobowiązania. Wtedy klient spłaca przede wszystkim odsetki i inne dodatkowe koszty kredytu, a niewielką część raty stanowi spłata pożyczonego kapitału.

Odsetki też ważą na racie

- Generalnie, można przyjąć, że im wyższe oprocentowanie kredytu, tym udział odsetek w racie także będzie wyższy - podkreśla Marcin Krasoń, analityk z Open Finance.

Różnicę widać zwłaszcza, gdy porównamy składowe rat spłacanych przez klientów. W naszym przykładzie odsetki w pierwszej racie kredytu BZ WBK wyniosą 1077 złotych, a już w BPH 1747 złotych.

źródło: Money.pl na podstawie danych Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

W całym okresie spłacania kredytu udział dodatkowych kosztów kredytu w racie będzie spadał na rzecz spłaty kapitału. Oznacza to, że po trzydziestu latach odsetki w ostatniej racie kredytu z BZ WBK wyniosą sześć złotych, a z BPH 14 złotych.

Gigantyczne różnice w zdolności kredytowej

Kryzys spowodował, że w ostatnich dwóch latach banki zmieniły podejście do liczenia zdolności kredytowej. Kilka z nich znacznie zaostrzyło warunki udzielania kredytów. I tak BZ WBK, który jest dziś najtańszym bankiem, będzie jednocześnie stawiał klientom najostrzejsze wymogi. Najbardziej liberalny w zestawieniu Open Finance okazał się BOŚ.

źródło: Money.pl na podstawie wybranych ofert z Open Finance.
* Małżeństwo z jednym dzieckiem, oboje pracują na umowach na czas nieokreślony, dochód łączny 7 tys. zł netto miesięcznie, brak innych zobowiązań.

- Takie różnice mają znaczenie zwłaszcza dla klientów o niższych dochodach. Można bowiem wnioskować, że jeżeli jeden bank nie dał im kredytu, wcale nie oznacza to, że nie mają na niego szans w innym banku - mówi Krasoń.

Biorąc pod uwagę koszty kredytu hipotecznego warto też zwrócić uwagę na oferty wiązane banków. Często bowiem okazuje się, że stali klienci, którzy mają w danym banku konto i zdecydują się na nie przelewać swoją pensję, mogą liczyć na obniżenie marży. Podobnie jeżeli wcześniej korzystali z produktów banków, bądź zdecydują się wziąć dodatkowo np. kartę kredytową.

KOMENTARZ

Łukasz Pałka, Money.pl

Kryzys na rynkach finansowych spowodował, że wiele banków zmieniło podejście do klienta i mocno przykręciło kurek z kredytami. Wiele wskazuje na to, że ten rok przyniesie wreszcie ożywienie na ryku i klienci znów chętniej będą decydować się na zakup mieszkania. Dlatego tak ważne jest, by zwrócili uwagę na koszty kredytów i to, jaką kwotę w rzeczywistości spłacą.
Mało kto na pierwszy rzut oka zdaje sobie bowiem sprawę, że wzięcie kredytu hipotecznego wiąże się najczęściej z koniecznością spłacenia co najmniej dwukrotności otrzymanej sumy. A ten bank, który da kredyt najchętniej, zwłaszcza klientom o niższych dochodach, będzie zapewne tym najdroższym.

 

 

Źródło: money.pl

Kredyty mieszkaniowe: Raty w bankach różnią się o 40 procent

Bankowi, który oferuje dziś najkorzystniejsze warunki oddamy przez 30 lat dwa razy więcej, niż pożyczyliśmy. Najdroższemu - aż trzykrotność kredytu. Największe znaczenie przy wyborze kredytu ma wysokość marży.

Money.pl wspólnie z firmą doradczą Open Finance sprawdził, z jakimi kosztami kredytu hipotecznego musi się dzisiaj liczyć klient zamierzający kupić własne mieszkanie.

Założyliśmy, że małżeństwo z jednym dzieckiem zamierza kupić mieszkanie o wartości 300 tysięcy złotych. Oboje małżonkowie pracują, spełniają warunki zdolności kredytowej i nie mają innych zobowiązań. Wpłacają 25 procent wkładu własnego, więc wnioskują o 225 tysięcy złotych kredytu na trzydzieści lat. Co zaproponowały im banki?

Czterdzieści procent różnicy w racie

Jak wynika z analizy Open Finance, najlepsze warunki kredytu złotowego zaproponuje im dzisiaj bank BZ WBK. Przy marży na poziomie 5,55 procent ich miesięczna rata wyniesie 1330 złotych. Inne banki w większości zaproponowały raty na poziomie 1,4-1,6 tysiąca złotych. Najdroższy okazał się bank BPH, który tym samym klientom udzieli kredytu z ratą przekraczającą 1,8 tysiąca złotych przy marży sięgającej 9 procent.

źródło: Money.pl na podstawie wybranych ofert z Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

Jak widać różnica jest spora, zwłaszcza jeżeli przełożymy ją na całkowitą kwotę spłaty. W ciągu trzydziestu lat klienci BZ WBK w sumie spłacą bowiem 478 tysięcy złotych, a klienci BPH aż 674 tysiące złotych. W pierwszym przypadku nadpłacą więc 112 procent ponad kwotę wziętą z banku, a drugim - prawie dwieście procent.

źródło: Money.pl na podstawie danych Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

Tak duże różnice w kosztach kredytów wynikają z wysokości marż stosowanych przez poszczególne banki. To one wspólnie z prowizjami, które najczęściej są kredytowane, mają największy wpływ na wysokość raty. Zwłaszcza w początkowym okresie spłacania zobowiązania. Wtedy klient spłaca przede wszystkim odsetki i inne dodatkowe koszty kredytu, a niewielką część raty stanowi spłata pożyczonego kapitału.

Odsetki też ważą na racie

- Generalnie, można przyjąć, że im wyższe oprocentowanie kredytu, tym udział odsetek w racie także będzie wyższy - podkreśla Marcin Krasoń, analityk z Open Finance.

Różnicę widać zwłaszcza, gdy porównamy składowe rat spłacanych przez klientów. W naszym przykładzie odsetki w pierwszej racie kredytu BZ WBK wyniosą 1077 złotych, a już w BPH 1747 złotych.

źródło: Money.pl na podstawie danych Open Finance.
* nieruchomość warta 300 tys. zł, 225 tys. zł kredytu, 75 tys. zł wkładu własnego, na 30 lat.

W całym okresie spłacania kredytu udział dodatkowych kosztów kredytu w racie będzie spadał na rzecz spłaty kapitału. Oznacza to, że po trzydziestu latach odsetki w ostatniej racie kredytu z BZ WBK wyniosą sześć złotych, a z BPH 14 złotych.

Gigantyczne różnice w zdolności kredytowej

Kryzys spowodował, że w ostatnich dwóch latach banki zmieniły podejście do liczenia zdolności kredytowej. Kilka z nich znacznie zaostrzyło warunki udzielania kredytów. I tak BZ WBK, który jest dziś najtańszym bankiem, będzie jednocześnie stawiał klientom najostrzejsze wymogi. Najbardziej liberalny w zestawieniu Open Finance okazał się BOŚ.

źródło: Money.pl na podstawie wybranych ofert z Open Finance.
* Małżeństwo z jednym dzieckiem, oboje pracują na umowach na czas nieokreślony, dochód łączny 7 tys. zł netto miesięcznie, brak innych zobowiązań.

- Takie różnice mają znaczenie zwłaszcza dla klientów o niższych dochodach. Można bowiem wnioskować, że jeżeli jeden bank nie dał im kredytu, wcale nie oznacza to, że nie mają na niego szans w innym banku - mówi Krasoń.

Biorąc pod uwagę koszty kredytu hipotecznego warto też zwrócić uwagę na oferty wiązane banków. Często bowiem okazuje się, że stali klienci, którzy mają w danym banku konto i zdecydują się na nie przelewać swoją pensję, mogą liczyć na obniżenie marży. Podobnie jeżeli wcześniej korzystali z produktów banków, bądź zdecydują się wziąć dodatkowo np. kartę kredytową.

KOMENTARZ

Łukasz Pałka, Money.pl

Kryzys na rynkach finansowych spowodował, że wiele banków zmieniło podejście do klienta i mocno przykręciło kurek z kredytami. Wiele wskazuje na to, że ten rok przyniesie wreszcie ożywienie na ryku i klienci znów chętniej będą decydować się na zakup mieszkania. Dlatego tak ważne jest, by zwrócili uwagę na koszty kredytów i to, jaką kwotę w rzeczywistości spłacą.
Mało kto na pierwszy rzut oka zdaje sobie bowiem sprawę, że wzięcie kredytu hipotecznego wiąże się najczęściej z koniecznością spłacenia co najmniej dwukrotności otrzymanej sumy. A ten bank, który da kredyt najchętniej, zwłaszcza klientom o niższych dochodach, będzie zapewne tym najdroższym.

 

 

Źródło: money.pl

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?
Kupujemy mieszkanie lub dom na nowym pięknym osiedlu. Wszystko jest idealnie zadbane, każde nawet najmniejsze źdźbło trawy jest perfekcyjnie wypielęgnowane. Czy zawsze tak będzie? Owszem, warunek jest tylko jeden – potrzebny jest solidny zarządca nieruchomości.
Kim właściwie jest zarządca?

Zarządcą nieruchomości może zostać każda osoba posiadająca państwową licencję zawodową, wykonująca obowiązki określone w umowie zawieranej pomiędzy zarządcą a właścicielem nieruchomości, wspólnotą mieszkaniową czy też spółdzielnią mieszkaniową. Odpowiada  za stan techniczny obiektów, bezpieczeństwo mieszkańców, a przede wszystkim za optymalizację kosztów związanych z utrzymaniem danej nieruchomości. Umowa o zarządzanie, którą zawierają pomiędzy sobą właściciel nieruchomości oraz zarządca zawsze jest indywidualna, wynika to z faktu, iż każda nieruchomość jest inna.

- Często ludzie nie są świadomi tego, że do zadań zarządcy należy opieka nad częściami wspólnymi nieruchomości. Wśród tych zadań możemy wymienić obsługę techniczną, utrzymanie czystości, ochronę, rozliczenia – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca.

Warto też podkreślić, iż zarządca nie tylko ma wypełniać powierzone mu zdania, ale też dbać o podnoszenie wartości oddanej mu w opiekę nieruchomości.

Zarządca a nieruchomość

Zarządzanie nieruchomością, złe czy dobre, może wpłynąć na wizerunek samej nieruchomości. Wykwalifikowany zarządca będzie wiedział, że opieka nad każdą wspólnotą czy osiedlem domków jednorodzinnych jest kwestią indywidualna i wymagająco wielu starań.

To zarządca nieruchomości decyduje nie tylko o sprawności całego procesu użytkowania nieruchomości, zapewniając bieżącą jej obsługę, ale również kształtuje poziom jej wartości. Niejako kreuje on wizerunek danej nieruchomości na rynku. Decyduje o podejmowanych remontach, innowacjach, a także dba o codzienne sprawy, takie jak wywóz śmieci, czy wymiana żarówek na klatkach schodowych.

- Na wartość nieruchomości niewątpliwie wpływa praca zarządcy, na którym spoczywa niemała odpowiedzialność. Firmy zajmujące się zarządzaniem i administracją prześcigają się w swoich ofertach, jednak najważniejsze nie jest to co proponują, tylko praca jaką wykonują. Dlatego my postawiliśmy na certyfikat jakości. Zależało nam na tym, aby podnieść jakość wykonywanych usług, więc zdecydowaliśmy, że wszystkie działania będą wykonywane  właśnie zgodnie z normami ISO 9001:2008. Dzięki zdobytemu certyfikatowi i kontrolom jakie z tym się wiążą mieszkańcy wspólnot, którymi się opiekujemy będą mieli gwarancję, że nasze usługi  świadczone są na najwyższym poziomie – mówi krakowski zarządca.

Na wizerunek danej nieruchomości składają się przede wszystkim wrażenia estetyczne. Nie jest powiedziane, że nowsze osiedla będą postrzegane lepiej. Bardziej będą liczyły się te zadbane i skutecznie zarządzane. Czyste i zadbane bramy i klatki schodowe, zieleń, elementy małej architektury, wydzielony i utrzymywany w czystości śmietnik to wrażenia wizualne, o które powinien zadbać zarządca danej nieruchomości. Umiejętne zarządzanie prowadzi do stworzenia nieruchomości, której wartość stale wzrasta, nieruchomości zadbanej i bezpiecznej, a co za tym idzie także do zadowolenia mieszkańców.

- Aktywne zarządzanie, analiza wszystkich czynników, podejmowanie decyzji i szybkie reagowanie są niezmiernie ważne w pracy zarządcy – mówi Tomasz Greń.

Na co zwrócić uwagę przy wyborze zarządcy?

Przy wyborze zarządy należy sprawdzić nie tylko koszty związane z zawiązanie współpracy, ale także sposób działania danej firmy. Cenione tu będą referencje ze strony innych klientów i certyfikaty. Warto zorientować się również jak są realizowane usługi związane ze sprzątaniem i usuwaniem usterek. Przewagę zyskują oczywiście zarządcy posiadający własna ekipę specjalistów technicznych, co umożliwia dużo szybsze naprawianie usterek, części wspólnych nieruchomości. Kolejnym niezmiernie ważnym czynnikiem będzie księgowość. Rozliczenia muszą być jasne i klarowne.

- Doskonale rozumiemy, że nie każdy mieszkaniec zarządzanych przez nas nieruchomości jest specjalistom w dziedzinie księgowości w związku z czym oddaliśmy do użytku naszych klientów system internetowy. System ten umożliwia kontrolowanie wszystkich wydatków i rozliczeń przez Internet. Oczywiście wszystkie dane prezentowane są w bardzo przejrzysty i zrozumiały sposób. Mieszkańcy bardzo to sobie cienią zwłaszcza, że wciąż bardzo niewielu zarządców daje taką możliwość – mówi Tomasz Greń.

Zarządca wraz z mieszkańcami musi dbać o nieruchomość. Gdyż stan nieruchomości odzwierciedla jego pracowitość i sumienność. Jego starania by utrzymać teren w czystości i go zabezpieczyć, stają się przede wszystkim wizytówką miejsca. By móc mieszkać w czystym i schludnym miejscu, nie wystarczy tylko nabyć piękną nieruchomość , trzeba też zadbać o to, by ktoś utrzymał ją w takim stanie. Dlatego wybór zarządcy jest tak ważną decyzją, która winna być podejmowana z rozwagą. Dobry wybór pozwoli cieszyć się pięknym osiedlem przez lata.
  Zarządzanie i Administrowanie
Tomasz Greń


inwestycje.pl

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?
Kupujemy mieszkanie lub dom na nowym pięknym osiedlu. Wszystko jest idealnie zadbane, każde nawet najmniejsze źdźbło trawy jest perfekcyjnie wypielęgnowane. Czy zawsze tak będzie? Owszem, warunek jest tylko jeden – potrzebny jest solidny zarządca nieruchomości.
Kim właściwie jest zarządca?

Zarządcą nieruchomości może zostać każda osoba posiadająca państwową licencję zawodową, wykonująca obowiązki określone w umowie zawieranej pomiędzy zarządcą a właścicielem nieruchomości, wspólnotą mieszkaniową czy też spółdzielnią mieszkaniową. Odpowiada  za stan techniczny obiektów, bezpieczeństwo mieszkańców, a przede wszystkim za optymalizację kosztów związanych z utrzymaniem danej nieruchomości. Umowa o zarządzanie, którą zawierają pomiędzy sobą właściciel nieruchomości oraz zarządca zawsze jest indywidualna, wynika to z faktu, iż każda nieruchomość jest inna.

- Często ludzie nie są świadomi tego, że do zadań zarządcy należy opieka nad częściami wspólnymi nieruchomości. Wśród tych zadań możemy wymienić obsługę techniczną, utrzymanie czystości, ochronę, rozliczenia – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca.

Warto też podkreślić, iż zarządca nie tylko ma wypełniać powierzone mu zdania, ale też dbać o podnoszenie wartości oddanej mu w opiekę nieruchomości.

Zarządca a nieruchomość

Zarządzanie nieruchomością, złe czy dobre, może wpłynąć na wizerunek samej nieruchomości. Wykwalifikowany zarządca będzie wiedział, że opieka nad każdą wspólnotą czy osiedlem domków jednorodzinnych jest kwestią indywidualna i wymagająco wielu starań.

To zarządca nieruchomości decyduje nie tylko o sprawności całego procesu użytkowania nieruchomości, zapewniając bieżącą jej obsługę, ale również kształtuje poziom jej wartości. Niejako kreuje on wizerunek danej nieruchomości na rynku. Decyduje o podejmowanych remontach, innowacjach, a także dba o codzienne sprawy, takie jak wywóz śmieci, czy wymiana żarówek na klatkach schodowych.

- Na wartość nieruchomości niewątpliwie wpływa praca zarządcy, na którym spoczywa niemała odpowiedzialność. Firmy zajmujące się zarządzaniem i administracją prześcigają się w swoich ofertach, jednak najważniejsze nie jest to co proponują, tylko praca jaką wykonują. Dlatego my postawiliśmy na certyfikat jakości. Zależało nam na tym, aby podnieść jakość wykonywanych usług, więc zdecydowaliśmy, że wszystkie działania będą wykonywane  właśnie zgodnie z normami ISO 9001:2008. Dzięki zdobytemu certyfikatowi i kontrolom jakie z tym się wiążą mieszkańcy wspólnot, którymi się opiekujemy będą mieli gwarancję, że nasze usługi  świadczone są na najwyższym poziomie – mówi krakowski zarządca.

Na wizerunek danej nieruchomości składają się przede wszystkim wrażenia estetyczne. Nie jest powiedziane, że nowsze osiedla będą postrzegane lepiej. Bardziej będą liczyły się te zadbane i skutecznie zarządzane. Czyste i zadbane bramy i klatki schodowe, zieleń, elementy małej architektury, wydzielony i utrzymywany w czystości śmietnik to wrażenia wizualne, o które powinien zadbać zarządca danej nieruchomości. Umiejętne zarządzanie prowadzi do stworzenia nieruchomości, której wartość stale wzrasta, nieruchomości zadbanej i bezpiecznej, a co za tym idzie także do zadowolenia mieszkańców.

- Aktywne zarządzanie, analiza wszystkich czynników, podejmowanie decyzji i szybkie reagowanie są niezmiernie ważne w pracy zarządcy – mówi Tomasz Greń.

Na co zwrócić uwagę przy wyborze zarządcy?

Przy wyborze zarządy należy sprawdzić nie tylko koszty związane z zawiązanie współpracy, ale także sposób działania danej firmy. Cenione tu będą referencje ze strony innych klientów i certyfikaty. Warto zorientować się również jak są realizowane usługi związane ze sprzątaniem i usuwaniem usterek. Przewagę zyskują oczywiście zarządcy posiadający własna ekipę specjalistów technicznych, co umożliwia dużo szybsze naprawianie usterek, części wspólnych nieruchomości. Kolejnym niezmiernie ważnym czynnikiem będzie księgowość. Rozliczenia muszą być jasne i klarowne.

- Doskonale rozumiemy, że nie każdy mieszkaniec zarządzanych przez nas nieruchomości jest specjalistom w dziedzinie księgowości w związku z czym oddaliśmy do użytku naszych klientów system internetowy. System ten umożliwia kontrolowanie wszystkich wydatków i rozliczeń przez Internet. Oczywiście wszystkie dane prezentowane są w bardzo przejrzysty i zrozumiały sposób. Mieszkańcy bardzo to sobie cienią zwłaszcza, że wciąż bardzo niewielu zarządców daje taką możliwość – mówi Tomasz Greń.

Zarządca wraz z mieszkańcami musi dbać o nieruchomość. Gdyż stan nieruchomości odzwierciedla jego pracowitość i sumienność. Jego starania by utrzymać teren w czystości i go zabezpieczyć, stają się przede wszystkim wizytówką miejsca. By móc mieszkać w czystym i schludnym miejscu, nie wystarczy tylko nabyć piękną nieruchomość , trzeba też zadbać o to, by ktoś utrzymał ją w takim stanie. Dlatego wybór zarządcy jest tak ważną decyzją, która winna być podejmowana z rozwagą. Dobry wybór pozwoli cieszyć się pięknym osiedlem przez lata.
  Zarządzanie i Administrowanie
Tomasz Greń


inwestycje.pl

Kosmetyczne zmiany cen

Nowy rok przyniósł wyraźne ożywienie na rynku mieszkaniowym. Mimo nieznacznych różnic cen w stosunku do końca ubiegłego roku oraz stabilnego poziomu podaży nowych ofert obserwujemy znaczny wzrost liczby i aktywności klientów popytowych. Wg szacunków serwisu Oferty.net w styczniu br. intensywne poszukiwania własnego M prowadziło ponad 30 proc. więcej klientów aniżeli w tym samym okresie roku ubiegłego.

Kosmetyczne zmiany cen

Jak wynika z analizy cen ofert wystawionych do sprzedaży w styczniu br. w odniesieniu do stawek z grudnia 2009 różnice są niewielkie. Oprócz Sopotu, w którym średnia cena m2 mieszkania w styczniu była wyższa o blisko 200 PLN, w pozostałych miastach zmiany - głównie wzrosty cen - nie przekroczyły 150 PLN na m2.

Dokonując podobnego porównania w ujęciu rok do roku średnie ceny ofertowe na przekór powszechnym oczekiwaniom w większości miast wzrosły. Najwięcej w Opolu - o 304 PLN na m2 (tj. 7,6 proc.), Białymstoku - 238 PLN na m2 (tj. 5,4 proc.) i we Wrocławiu - 232 PLN na m2 (tj. 3,4 proc.). Uwzględniając jednak upusty, których udzielanie przez sprzedających jest normą, można przyjąć, że średnie ceny transakcyjne pozostają zbliżone do ubiegłorocznych, ewentualnie nieznacznie (kilka procent) niższe.

Spośród sześciu miast, w których styczniowe średnie ceny były niższe niż przed rokiem na czele stoją dwa ośrodki trójmiejskie; w Gdyni średnia cena m2 jest obecnie niższa o 499 PLN (tj. 7,1 proc.), a w Sopocie o 519 PLN (tj. 4,9 proc.).


Open Finance

Nowe kredyty - to już roztopy

Ostatnich kilka miesięcy określaliśmy mianem odwilży na rynku kredytów hipotecznych. Jednak to określenie wydaje się być coraz mniej adekwatne wobec zdecydowanej, niekiedy frontalnej walki banków o pozyskanie nowych klientów. Już w pięciu bankach można uzyskać kredyt złotowy z marżą poniżej 2 pkt proc. (w tym w trzech poza promocją polegającą na zakupie innych produktów bankowych), a w siedmiu nie płacąc za niego prowizji (także poza promocjami). W przypadku kredytów walutowych w sześciu bankach można uzyskać marżę poniżej 3 pkt proc., w tym w jednym z nich nawet poniżej 2 pkt proc. (pod warunkiem zakupu innych produktów finansowych).

Poprawia się także sytuacja jeśli chodzi o możliwość skredytowania całości kupowanej nieruchomości, MultiBank i mBank pożyczają nawet na 110 proc. jej wartości (po spełnieniu rygorystycznych ograniczeń), co jednak tylko w pewnym sensie przypomina epokę sprzed pojawienia się kryzysu na rynkach finansowych, ponieważ uzyskanie kredytu na 100 proc. wartości mieszkania czy domu obwarowane jest szeregiem obostrzeń dotyczących kredytobiorcy. Za wcześnie więc by mówić o nadejściu wiosny w segmencie kredytów hipotecznych, ale z pewnością mamy za sobą falę roztopów, która sprawia, że warunki udzielania kredytów hipotecznych są obecnie na poziomie znanym z lat 2004-2005.

Po dodaniu do marż benchmarkowych stóp rynkowych, które wciąż znajdują się na rekordowo niskich poziomach, okazuje się, że możliwym jest dziś uzyskanie kredytu walutowego oprocentowanego poniżej 4 proc. i kredytu złotowego poniżej 6,5 proc.

Kredyty spłacane - raty nieznacznie w dół

W dobrych humorach mogą być także kredytobiorcy, którzy już spłacają swoje kredyty. Od naszego poprzedniego raportu (7 stycznia) kurs euro spadł o ok. 2 proc. (z 4,10 do 4,02 PLN), a kurs franka o ok. 1 proc. (z 2,77 do 2,75 PLN), co - przy niezmienionych stopach procentowych - oznacza, że raty kredytów spadną w takiej właśnie skali (1-2 proc.).

Posiadacze kredytów złotowych również mogą mieć powody do zadowolenia, ponieważ trzymiesięczna stopa WIBOR, o której wysokość opiera się oprocentowanie większości tego typu kredytów spadła przez ostatni miesiąc z 4,25 do 4,18 proc. i ponownie znalazła się w okolicach najniższego poziomu w historii. Raty kredytów spłacanych także należą więc obecnie do najniższych w historii.

Niemniej zadłużeni zarówno w walutach obcych jak i w złotym powinni mieć na uwadze wyjątkowość i tymczasowość obecnej sytuacji. Stopy procentowe nie będą już obniżane, a pod koniec 2010 roku mogą być nawet podnoszone, co odbije się niekorzystnie na wysokości rat kredytów. Dla kredytów walutowych najważniejszym czynnikiem pozostaje zmiana kursu walutowego. Ryzyko silnego osłabienia złotego oceniamy jako niskie w najbliższym czasie.

Struktura cen mieszkań wystawionych do sprzedaży w styczniu


Open Finance

Warszawa

Wśród ofert sprzedaży, jakie pojawiły się na warszawskim rynku wtórnym w styczniu blisko połowę stanowiły mieszkania, których ceny mieściły się w przedziale 7 001 - 9 000 PLN/m2. Cena zaledwie jednego na pięćdziesiąt oferowanych do sprzedaży mieszkań nie przekraczała 6 000 PLN/m2. Zaś w 7 na 100 ofert cena metra kwadratowego była ponad dwukrotnie wyższa, tj. przekraczała 12 000 PLN.


Wrocław

We Wrocławiu w styczniowej puli ofert największy udział (32,3 proc.) miały mieszkania w cenie od 6 001 do 7 000 PLN/m2. Co piąte mieszkanie oferowane było w cenie od 4 001 do 5 000 PLN/m2, a cena co dwudziestego przekraczała 10 000 PLN za m2.




Kraków

Najtańsze mieszkania w Krakowie, tj. takie, których cena nie przekraczała 5 000 PLN/m2 stanowiły zaledwie 4 proc. wszystkich ofert wystawionych w styczniu. Cena co drugiego krakowskiego mieszkania mieściła się w przedziale od 6 001 do 8 000 PLN/m2. Blisko 7 proc. oferowanych mieszkań właściciele wyceniali na kwoty ponad 10 000 PLN/m2.



W Poznaniu

ponad 1/4 ofert w styczniu stanowiły mieszkania w cenie do 5 000 PLN/m2. Najwięcej - prawie 35 proc. ofert wystawionych zostało w cenach od 5 001 do 6 000 PLN/m2. Najdroższe mieszkania, z cenami przekraczającymi 8 000 PLN/m2 stanowiły blisko 6 proc. styczniowej podaży.


Gdańsk

Zaledwie co dziesiąte mieszkanie wystawione do sprzedaży w styczniu w Gdańsku oferowane było w cenie nie przekraczającej 5 000 PLN/m2. Ponad trzykrotnie większe były pule mieszkań z kolejnych dwóch przedziałów cenowych - od 5 001 do 6 000 PLN oraz od 6 001 do 7 000 PLN/m2. Ceny 1/4 mieszkań przekraczały 7 000 PLN/m2.

Stawki za najem spadają

Na rynku najmu wciąż utrzymuje się wysoka podaż nowych ofert. W styczniu br. wystawionych zostało aż o 40 proc. więcej mieszkań niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Biorąc pod uwagę to, że zimą popyt na lokale jest bardzo ograniczony oraz to, że przed wakacjami na rynek dodatkowo trafi wiele lokali obecnie wynajmowanych przez studentów, należy się liczyć z dalszym spadkiem stawek czynszowych i dalszym ograniczeniem dochodowości najmu. Zdaniem Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net zmiany tego trendu można się spodziewać najwcześniej pod koniec sierpnia, kiedy mieszkań ponownie zaczną szukać studenci oraz nie mający już prawa do korzystania z akademików absolwenci studiów. W najbliższych miesiącach pula ofert najmu mieszkań, szczególnie tych droższych - nowych, o większych powierzchniach i o wyższym standardzie, będzie się powiększać.

źródło informacji:

interia.pl

Open Finance

Kosmetyczne zmiany cen

Nowy rok przyniósł wyraźne ożywienie na rynku mieszkaniowym. Mimo nieznacznych różnic cen w stosunku do końca ubiegłego roku oraz stabilnego poziomu podaży nowych ofert obserwujemy znaczny wzrost liczby i aktywności klientów popytowych. Wg szacunków serwisu Oferty.net w styczniu br. intensywne poszukiwania własnego M prowadziło ponad 30 proc. więcej klientów aniżeli w tym samym okresie roku ubiegłego.

Kosmetyczne zmiany cen

Jak wynika z analizy cen ofert wystawionych do sprzedaży w styczniu br. w odniesieniu do stawek z grudnia 2009 różnice są niewielkie. Oprócz Sopotu, w którym średnia cena m2 mieszkania w styczniu była wyższa o blisko 200 PLN, w pozostałych miastach zmiany - głównie wzrosty cen - nie przekroczyły 150 PLN na m2.

Dokonując podobnego porównania w ujęciu rok do roku średnie ceny ofertowe na przekór powszechnym oczekiwaniom w większości miast wzrosły. Najwięcej w Opolu - o 304 PLN na m2 (tj. 7,6 proc.), Białymstoku - 238 PLN na m2 (tj. 5,4 proc.) i we Wrocławiu - 232 PLN na m2 (tj. 3,4 proc.). Uwzględniając jednak upusty, których udzielanie przez sprzedających jest normą, można przyjąć, że średnie ceny transakcyjne pozostają zbliżone do ubiegłorocznych, ewentualnie nieznacznie (kilka procent) niższe.

Spośród sześciu miast, w których styczniowe średnie ceny były niższe niż przed rokiem na czele stoją dwa ośrodki trójmiejskie; w Gdyni średnia cena m2 jest obecnie niższa o 499 PLN (tj. 7,1 proc.), a w Sopocie o 519 PLN (tj. 4,9 proc.).


Open Finance

Nowe kredyty - to już roztopy

Ostatnich kilka miesięcy określaliśmy mianem odwilży na rynku kredytów hipotecznych. Jednak to określenie wydaje się być coraz mniej adekwatne wobec zdecydowanej, niekiedy frontalnej walki banków o pozyskanie nowych klientów. Już w pięciu bankach można uzyskać kredyt złotowy z marżą poniżej 2 pkt proc. (w tym w trzech poza promocją polegającą na zakupie innych produktów bankowych), a w siedmiu nie płacąc za niego prowizji (także poza promocjami). W przypadku kredytów walutowych w sześciu bankach można uzyskać marżę poniżej 3 pkt proc., w tym w jednym z nich nawet poniżej 2 pkt proc. (pod warunkiem zakupu innych produktów finansowych).

Poprawia się także sytuacja jeśli chodzi o możliwość skredytowania całości kupowanej nieruchomości, MultiBank i mBank pożyczają nawet na 110 proc. jej wartości (po spełnieniu rygorystycznych ograniczeń), co jednak tylko w pewnym sensie przypomina epokę sprzed pojawienia się kryzysu na rynkach finansowych, ponieważ uzyskanie kredytu na 100 proc. wartości mieszkania czy domu obwarowane jest szeregiem obostrzeń dotyczących kredytobiorcy. Za wcześnie więc by mówić o nadejściu wiosny w segmencie kredytów hipotecznych, ale z pewnością mamy za sobą falę roztopów, która sprawia, że warunki udzielania kredytów hipotecznych są obecnie na poziomie znanym z lat 2004-2005.

Po dodaniu do marż benchmarkowych stóp rynkowych, które wciąż znajdują się na rekordowo niskich poziomach, okazuje się, że możliwym jest dziś uzyskanie kredytu walutowego oprocentowanego poniżej 4 proc. i kredytu złotowego poniżej 6,5 proc.

Kredyty spłacane - raty nieznacznie w dół

W dobrych humorach mogą być także kredytobiorcy, którzy już spłacają swoje kredyty. Od naszego poprzedniego raportu (7 stycznia) kurs euro spadł o ok. 2 proc. (z 4,10 do 4,02 PLN), a kurs franka o ok. 1 proc. (z 2,77 do 2,75 PLN), co - przy niezmienionych stopach procentowych - oznacza, że raty kredytów spadną w takiej właśnie skali (1-2 proc.).

Posiadacze kredytów złotowych również mogą mieć powody do zadowolenia, ponieważ trzymiesięczna stopa WIBOR, o której wysokość opiera się oprocentowanie większości tego typu kredytów spadła przez ostatni miesiąc z 4,25 do 4,18 proc. i ponownie znalazła się w okolicach najniższego poziomu w historii. Raty kredytów spłacanych także należą więc obecnie do najniższych w historii.

Niemniej zadłużeni zarówno w walutach obcych jak i w złotym powinni mieć na uwadze wyjątkowość i tymczasowość obecnej sytuacji. Stopy procentowe nie będą już obniżane, a pod koniec 2010 roku mogą być nawet podnoszone, co odbije się niekorzystnie na wysokości rat kredytów. Dla kredytów walutowych najważniejszym czynnikiem pozostaje zmiana kursu walutowego. Ryzyko silnego osłabienia złotego oceniamy jako niskie w najbliższym czasie.

Struktura cen mieszkań wystawionych do sprzedaży w styczniu


Open Finance

Warszawa

Wśród ofert sprzedaży, jakie pojawiły się na warszawskim rynku wtórnym w styczniu blisko połowę stanowiły mieszkania, których ceny mieściły się w przedziale 7 001 - 9 000 PLN/m2. Cena zaledwie jednego na pięćdziesiąt oferowanych do sprzedaży mieszkań nie przekraczała 6 000 PLN/m2. Zaś w 7 na 100 ofert cena metra kwadratowego była ponad dwukrotnie wyższa, tj. przekraczała 12 000 PLN.


Wrocław

We Wrocławiu w styczniowej puli ofert największy udział (32,3 proc.) miały mieszkania w cenie od 6 001 do 7 000 PLN/m2. Co piąte mieszkanie oferowane było w cenie od 4 001 do 5 000 PLN/m2, a cena co dwudziestego przekraczała 10 000 PLN za m2.




Kraków

Najtańsze mieszkania w Krakowie, tj. takie, których cena nie przekraczała 5 000 PLN/m2 stanowiły zaledwie 4 proc. wszystkich ofert wystawionych w styczniu. Cena co drugiego krakowskiego mieszkania mieściła się w przedziale od 6 001 do 8 000 PLN/m2. Blisko 7 proc. oferowanych mieszkań właściciele wyceniali na kwoty ponad 10 000 PLN/m2.



W Poznaniu

ponad 1/4 ofert w styczniu stanowiły mieszkania w cenie do 5 000 PLN/m2. Najwięcej - prawie 35 proc. ofert wystawionych zostało w cenach od 5 001 do 6 000 PLN/m2. Najdroższe mieszkania, z cenami przekraczającymi 8 000 PLN/m2 stanowiły blisko 6 proc. styczniowej podaży.


Gdańsk

Zaledwie co dziesiąte mieszkanie wystawione do sprzedaży w styczniu w Gdańsku oferowane było w cenie nie przekraczającej 5 000 PLN/m2. Ponad trzykrotnie większe były pule mieszkań z kolejnych dwóch przedziałów cenowych - od 5 001 do 6 000 PLN oraz od 6 001 do 7 000 PLN/m2. Ceny 1/4 mieszkań przekraczały 7 000 PLN/m2.

Stawki za najem spadają

Na rynku najmu wciąż utrzymuje się wysoka podaż nowych ofert. W styczniu br. wystawionych zostało aż o 40 proc. więcej mieszkań niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Biorąc pod uwagę to, że zimą popyt na lokale jest bardzo ograniczony oraz to, że przed wakacjami na rynek dodatkowo trafi wiele lokali obecnie wynajmowanych przez studentów, należy się liczyć z dalszym spadkiem stawek czynszowych i dalszym ograniczeniem dochodowości najmu. Zdaniem Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net zmiany tego trendu można się spodziewać najwcześniej pod koniec sierpnia, kiedy mieszkań ponownie zaczną szukać studenci oraz nie mający już prawa do korzystania z akademików absolwenci studiów. W najbliższych miesiącach pula ofert najmu mieszkań, szczególnie tych droższych - nowych, o większych powierzchniach i o wyższym standardzie, będzie się powiększać.

źródło informacji:

interia.pl

Open Finance

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?
Inflacja może niedługo zacząć niepokoić Sroga zima ma negatywny wpływ nie tylko na budownictwo w Polsce, ale również odciska niekorzystne piętno na aktywności kredytobiorców w Wielkiej Brytanii. Z danych Banku Anglii wynika, że w styczniu liczba przyznanych kredytów hipotecznych spadła do 49 tys. z 62 tys. w grudniu. Podobnie jednak, jak wczorajsze słabe dane o produkcji budowlano-montażowej w Polsce informacje z rynku kredytowego na Wyspach zostały potraktowane jako efekt jednorazowego zdarzenia, a nie potwierdzenie negatywnych tendencji.
Dziś inwestorzy będą czekać na informacje o styczniowej inflacji w Stanach Zjednoczonych. Co prawda wciąż jeszcze jesteśmy w okresie, kiedy dynamika cen jest niewielka, a obawy przed jej przyspieszeniem ograniczone, ale w ostatnim czasie stopniowo pojawia się coraz więcej czynników mogących zakłócać takie postrzeganie sytuacji.

Podwyższona inflacja utrzymuje się w Wielkiej Brytanii, zaskakujący wzrost PPI (o 1,4% m/m) odnotowaliśmy w Stanach Zjednoczonych, narasta zagrożenie przyspieszeniem dynamiki wzrostu cen na niektórych rynkach wschodzących.

Do tego dochodzi „podejrzliwa” atmosfera wokół rynków obligacji. Jest związana z obawami o nadmierne zadłużanie się państw podczas walki z kryzysem. W takich warunkach wyższa inflacja mogłaby zniechęcać do papierów skarbowych, a spadek ich cen byłby niekorzystną okolicznością z punktu widzenia kondycji banków. Obniżałby wartość aktywów lub bezpośrednio wywierał negatywny wpływ na zyski.

ZWRÓĆ  UWAGĘ:

Jak rynek obligacji będzie reagował na styczniowe dane o amerykańskiej inflacji.
Ciężka zima negatywnie wpłynęła na aktywność kredytobiorców hipotecznych w Wielkiej Brytanii, co ogranicza popyt na nieruchomości.

Cotygodniowe dane o liczbie nowych bezrobotnych w Ameryce po raz kolejny rozczarowały, co podtrzymuje obawy przed negatywnym wpływem sytuacji na rynku pracy na salę i tempo ożywienia gospodarczego.

Rynek dnia-Akcje firm budowlanych

Indeks WIG-Budownictwo może okazać się bardzo przydatny przy ocenie przyszłej koniunktury na całym giełdowym parkiecie. Od wielu miesięcy zachowuje się odmiennie niż reszta rynku akcji. Po nieudanej II połowie 2009 r. w początkach tego roku wpadał bardzo dobrze. Ostatecznie nie udało się jednak definitywnie rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z powrotem zwyżkowej tendencji, jaka dominowała w I połowie 2009 r. i przyniosła pokaźny zysk posiadaczom walorów spółek budowlanych, czy też siła WIG-Budownictwo z przełomu minionego i tego roku była jedynie odreagowaniem wcześniejszego spadku. Przełamanie dołka w okolicach 5 tys. pkt przemawiałoby za tym drugim scenariuszem i byłoby złym znakiem dla całego parkietu.

Słabe dane o styczniowej aktywności w budownictwie, mimo że obarczone wpływem ciężkiej zimy, czyli jednorazowego czynnika, nie sprzyjają optymistycznemu spojrzeniu na walory firm budowlanych.


Katarzyna Siwek
Home Broker

js

inwestycje.pl

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?

WIG-Budownictwo prognostykiem całego rynku?
Inflacja może niedługo zacząć niepokoić Sroga zima ma negatywny wpływ nie tylko na budownictwo w Polsce, ale również odciska niekorzystne piętno na aktywności kredytobiorców w Wielkiej Brytanii. Z danych Banku Anglii wynika, że w styczniu liczba przyznanych kredytów hipotecznych spadła do 49 tys. z 62 tys. w grudniu. Podobnie jednak, jak wczorajsze słabe dane o produkcji budowlano-montażowej w Polsce informacje z rynku kredytowego na Wyspach zostały potraktowane jako efekt jednorazowego zdarzenia, a nie potwierdzenie negatywnych tendencji.
Dziś inwestorzy będą czekać na informacje o styczniowej inflacji w Stanach Zjednoczonych. Co prawda wciąż jeszcze jesteśmy w okresie, kiedy dynamika cen jest niewielka, a obawy przed jej przyspieszeniem ograniczone, ale w ostatnim czasie stopniowo pojawia się coraz więcej czynników mogących zakłócać takie postrzeganie sytuacji.

Podwyższona inflacja utrzymuje się w Wielkiej Brytanii, zaskakujący wzrost PPI (o 1,4% m/m) odnotowaliśmy w Stanach Zjednoczonych, narasta zagrożenie przyspieszeniem dynamiki wzrostu cen na niektórych rynkach wschodzących.

Do tego dochodzi „podejrzliwa” atmosfera wokół rynków obligacji. Jest związana z obawami o nadmierne zadłużanie się państw podczas walki z kryzysem. W takich warunkach wyższa inflacja mogłaby zniechęcać do papierów skarbowych, a spadek ich cen byłby niekorzystną okolicznością z punktu widzenia kondycji banków. Obniżałby wartość aktywów lub bezpośrednio wywierał negatywny wpływ na zyski.

ZWRÓĆ  UWAGĘ:

Jak rynek obligacji będzie reagował na styczniowe dane o amerykańskiej inflacji.
Ciężka zima negatywnie wpłynęła na aktywność kredytobiorców hipotecznych w Wielkiej Brytanii, co ogranicza popyt na nieruchomości.

Cotygodniowe dane o liczbie nowych bezrobotnych w Ameryce po raz kolejny rozczarowały, co podtrzymuje obawy przed negatywnym wpływem sytuacji na rynku pracy na salę i tempo ożywienia gospodarczego.

Rynek dnia-Akcje firm budowlanych

Indeks WIG-Budownictwo może okazać się bardzo przydatny przy ocenie przyszłej koniunktury na całym giełdowym parkiecie. Od wielu miesięcy zachowuje się odmiennie niż reszta rynku akcji. Po nieudanej II połowie 2009 r. w początkach tego roku wpadał bardzo dobrze. Ostatecznie nie udało się jednak definitywnie rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z powrotem zwyżkowej tendencji, jaka dominowała w I połowie 2009 r. i przyniosła pokaźny zysk posiadaczom walorów spółek budowlanych, czy też siła WIG-Budownictwo z przełomu minionego i tego roku była jedynie odreagowaniem wcześniejszego spadku. Przełamanie dołka w okolicach 5 tys. pkt przemawiałoby za tym drugim scenariuszem i byłoby złym znakiem dla całego parkietu.

Słabe dane o styczniowej aktywności w budownictwie, mimo że obarczone wpływem ciężkiej zimy, czyli jednorazowego czynnika, nie sprzyjają optymistycznemu spojrzeniu na walory firm budowlanych.


Katarzyna Siwek
Home Broker

js

inwestycje.pl

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?

Kupujemy mieszkanie lub dom na nowym pięknym osiedlu. Wszystko jest idealnie zadbane, każde nawet najmniejsze źdźbło trawy jest perfekcyjnie wypielęgnowane. Czy zawsze tak będzie? Owszem, warunek jest tylko jeden – potrzebny jest solidny zarządca nieruchomości.
Kim właściwie jest zarządca?

Zarządcą nieruchomości może zostać każda osoba posiadająca państwową licencję zawodową, wykonująca obowiązki określone w umowie zawieranej pomiędzy zarządcą a właścicielem nieruchomości, wspólnotą mieszkaniową czy też spółdzielnią mieszkaniową. Odpowiada  za stan techniczny obiektów, bezpieczeństwo mieszkańców, a przede wszystkim za optymalizację kosztów związanych z utrzymaniem danej nieruchomości. Umowa o zarządzanie, którą zawierają pomiędzy sobą właściciel nieruchomości oraz zarządca zawsze jest indywidualna, wynika to z faktu, iż każda nieruchomość jest inna.

- Często ludzie nie są świadomi tego, że do zadań zarządcy należy opieka nad częściami wspólnymi nieruchomości. Wśród tych zadań możemy wymienić obsługę techniczną, utrzymanie czystości, ochronę, rozliczenia – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca.

Warto też podkreślić, iż zarządca nie tylko ma wypełniać powierzone mu zdania, ale też dbać o podnoszenie wartości oddanej mu w opiekę nieruchomości.

Zarządca a nieruchomość

Zarządzanie nieruchomością, złe czy dobre, może wpłynąć na wizerunek samej nieruchomości. Wykwalifikowany zarządca będzie wiedział, że opieka nad każdą wspólnotą czy osiedlem domków jednorodzinnych jest kwestią indywidualna i wymagająco wielu starań.

To zarządca nieruchomości decyduje nie tylko o sprawności całego procesu użytkowania nieruchomości, zapewniając bieżącą jej obsługę, ale również kształtuje poziom jej wartości. Niejako kreuje on wizerunek danej nieruchomości na rynku. Decyduje o podejmowanych remontach, innowacjach, a także dba o codzienne sprawy, takie jak wywóz śmieci, czy wymiana żarówek na klatkach schodowych.

- Na wartość nieruchomości niewątpliwie wpływa praca zarządcy, na którym spoczywa niemała odpowiedzialność. Firmy zajmujące się zarządzaniem i administracją prześcigają się w swoich ofertach, jednak najważniejsze nie jest to co proponują, tylko praca jaką wykonują. Dlatego my postawiliśmy na certyfikat jakości. Zależało nam na tym, aby podnieść jakość wykonywanych usług, więc zdecydowaliśmy, że wszystkie działania będą wykonywane  właśnie zgodnie z normami ISO 9001:2008. Dzięki zdobytemu certyfikatowi i kontrolom jakie z tym się wiążą mieszkańcy wspólnot, którymi się opiekujemy będą mieli gwarancję, że nasze usługi  świadczone są na najwyższym poziomie – mówi krakowski zarządca.

Na wizerunek danej nieruchomości składają się przede wszystkim wrażenia estetyczne. Nie jest powiedziane, że nowsze osiedla będą postrzegane lepiej. Bardziej będą liczyły się te zadbane i skutecznie zarządzane. Czyste i zadbane bramy i klatki schodowe, zieleń, elementy małej architektury, wydzielony i utrzymywany w czystości śmietnik to wrażenia wizualne, o które powinien zadbać zarządca danej nieruchomości. Umiejętne zarządzanie prowadzi do stworzenia nieruchomości, której wartość stale wzrasta, nieruchomości zadbanej i bezpiecznej, a co za tym idzie także do zadowolenia mieszkańców.

- Aktywne zarządzanie, analiza wszystkich czynników, podejmowanie decyzji i szybkie reagowanie są niezmiernie ważne w pracy zarządcy – mówi Tomasz Greń.

Na co zwrócić uwagę przy wyborze zarządcy?

Przy wyborze zarządy należy sprawdzić nie tylko koszty związane z zawiązanie współpracy, ale także sposób działania danej firmy. Cenione tu będą referencje ze strony innych klientów i certyfikaty. Warto zorientować się również jak są realizowane usługi związane ze sprzątaniem i usuwaniem usterek. Przewagę zyskują oczywiście zarządcy posiadający własna ekipę specjalistów technicznych, co umożliwia dużo szybsze naprawianie usterek, części wspólnych nieruchomości. Kolejnym niezmiernie ważnym czynnikiem będzie księgowość. Rozliczenia muszą być jasne i klarowne.

- Doskonale rozumiemy, że nie każdy mieszkaniec zarządzanych przez nas nieruchomości jest specjalistom w dziedzinie księgowości w związku z czym oddaliśmy do użytku naszych klientów system internetowy. System ten umożliwia kontrolowanie wszystkich wydatków i rozliczeń przez Internet. Oczywiście wszystkie dane prezentowane są w bardzo przejrzysty i zrozumiały sposób. Mieszkańcy bardzo to sobie cienią zwłaszcza, że wciąż bardzo niewielu zarządców daje taką możliwość – mówi Tomasz Greń.

Zarządca wraz z mieszkańcami musi dbać o nieruchomość. Gdyż stan nieruchomości odzwierciedla jego pracowitość i sumienność. Jego starania by utrzymać teren w czystości i go zabezpieczyć, stają się przede wszystkim wizytówką miejsca. By móc mieszkać w czystym i schludnym miejscu, nie wystarczy tylko nabyć piękną nieruchomość , trzeba też zadbać o to, by ktoś utrzymał ją w takim stanie. Dlatego wybór zarządcy jest tak ważną decyzją, która winna być podejmowana z rozwagą. Dobry wybór pozwoli cieszyć się pięknym osiedlem przez lata.

  Zarządzanie i Administrowanie
Tomasz Greń

inwestycje.pl

Czy potrzebny nam zarządca nieruchomości?

Kupujemy mieszkanie lub dom na nowym pięknym osiedlu. Wszystko jest idealnie zadbane, każde nawet najmniejsze źdźbło trawy jest perfekcyjnie wypielęgnowane. Czy zawsze tak będzie? Owszem, warunek jest tylko jeden – potrzebny jest solidny zarządca nieruchomości.
Kim właściwie jest zarządca?

Zarządcą nieruchomości może zostać każda osoba posiadająca państwową licencję zawodową, wykonująca obowiązki określone w umowie zawieranej pomiędzy zarządcą a właścicielem nieruchomości, wspólnotą mieszkaniową czy też spółdzielnią mieszkaniową. Odpowiada  za stan techniczny obiektów, bezpieczeństwo mieszkańców, a przede wszystkim za optymalizację kosztów związanych z utrzymaniem danej nieruchomości. Umowa o zarządzanie, którą zawierają pomiędzy sobą właściciel nieruchomości oraz zarządca zawsze jest indywidualna, wynika to z faktu, iż każda nieruchomość jest inna.

- Często ludzie nie są świadomi tego, że do zadań zarządcy należy opieka nad częściami wspólnymi nieruchomości. Wśród tych zadań możemy wymienić obsługę techniczną, utrzymanie czystości, ochronę, rozliczenia – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca.

Warto też podkreślić, iż zarządca nie tylko ma wypełniać powierzone mu zdania, ale też dbać o podnoszenie wartości oddanej mu w opiekę nieruchomości.

Zarządca a nieruchomość

Zarządzanie nieruchomością, złe czy dobre, może wpłynąć na wizerunek samej nieruchomości. Wykwalifikowany zarządca będzie wiedział, że opieka nad każdą wspólnotą czy osiedlem domków jednorodzinnych jest kwestią indywidualna i wymagająco wielu starań.

To zarządca nieruchomości decyduje nie tylko o sprawności całego procesu użytkowania nieruchomości, zapewniając bieżącą jej obsługę, ale również kształtuje poziom jej wartości. Niejako kreuje on wizerunek danej nieruchomości na rynku. Decyduje o podejmowanych remontach, innowacjach, a także dba o codzienne sprawy, takie jak wywóz śmieci, czy wymiana żarówek na klatkach schodowych.

- Na wartość nieruchomości niewątpliwie wpływa praca zarządcy, na którym spoczywa niemała odpowiedzialność. Firmy zajmujące się zarządzaniem i administracją prześcigają się w swoich ofertach, jednak najważniejsze nie jest to co proponują, tylko praca jaką wykonują. Dlatego my postawiliśmy na certyfikat jakości. Zależało nam na tym, aby podnieść jakość wykonywanych usług, więc zdecydowaliśmy, że wszystkie działania będą wykonywane  właśnie zgodnie z normami ISO 9001:2008. Dzięki zdobytemu certyfikatowi i kontrolom jakie z tym się wiążą mieszkańcy wspólnot, którymi się opiekujemy będą mieli gwarancję, że nasze usługi  świadczone są na najwyższym poziomie – mówi krakowski zarządca.

Na wizerunek danej nieruchomości składają się przede wszystkim wrażenia estetyczne. Nie jest powiedziane, że nowsze osiedla będą postrzegane lepiej. Bardziej będą liczyły się te zadbane i skutecznie zarządzane. Czyste i zadbane bramy i klatki schodowe, zieleń, elementy małej architektury, wydzielony i utrzymywany w czystości śmietnik to wrażenia wizualne, o które powinien zadbać zarządca danej nieruchomości. Umiejętne zarządzanie prowadzi do stworzenia nieruchomości, której wartość stale wzrasta, nieruchomości zadbanej i bezpiecznej, a co za tym idzie także do zadowolenia mieszkańców.

- Aktywne zarządzanie, analiza wszystkich czynników, podejmowanie decyzji i szybkie reagowanie są niezmiernie ważne w pracy zarządcy – mówi Tomasz Greń.

Na co zwrócić uwagę przy wyborze zarządcy?

Przy wyborze zarządy należy sprawdzić nie tylko koszty związane z zawiązanie współpracy, ale także sposób działania danej firmy. Cenione tu będą referencje ze strony innych klientów i certyfikaty. Warto zorientować się również jak są realizowane usługi związane ze sprzątaniem i usuwaniem usterek. Przewagę zyskują oczywiście zarządcy posiadający własna ekipę specjalistów technicznych, co umożliwia dużo szybsze naprawianie usterek, części wspólnych nieruchomości. Kolejnym niezmiernie ważnym czynnikiem będzie księgowość. Rozliczenia muszą być jasne i klarowne.

- Doskonale rozumiemy, że nie każdy mieszkaniec zarządzanych przez nas nieruchomości jest specjalistom w dziedzinie księgowości w związku z czym oddaliśmy do użytku naszych klientów system internetowy. System ten umożliwia kontrolowanie wszystkich wydatków i rozliczeń przez Internet. Oczywiście wszystkie dane prezentowane są w bardzo przejrzysty i zrozumiały sposób. Mieszkańcy bardzo to sobie cienią zwłaszcza, że wciąż bardzo niewielu zarządców daje taką możliwość – mówi Tomasz Greń.

Zarządca wraz z mieszkańcami musi dbać o nieruchomość. Gdyż stan nieruchomości odzwierciedla jego pracowitość i sumienność. Jego starania by utrzymać teren w czystości i go zabezpieczyć, stają się przede wszystkim wizytówką miejsca. By móc mieszkać w czystym i schludnym miejscu, nie wystarczy tylko nabyć piękną nieruchomość , trzeba też zadbać o to, by ktoś utrzymał ją w takim stanie. Dlatego wybór zarządcy jest tak ważną decyzją, która winna być podejmowana z rozwagą. Dobry wybór pozwoli cieszyć się pięknym osiedlem przez lata.

  Zarządzanie i Administrowanie
Tomasz Greń

inwestycje.pl

Problemy amerykańskiego budownictwa

Na amerykańskim rynku budownictwa nastąpiła niewielka poprawa – po czterech miesiącach spadków lutowy indeks nastrojów w tym sektorze, obliczany i publikowany przez stowarzyszenie zrzeszające amerykańskich deweloperów (National Association of Home Builders, „NAHB”), wzrósł o 1 pkt.
Daleko jednak temu wskaźnikowi do poziomu 50 pkt., który oznacza wyjście z recesji. Indeks NAHB spadł poniżej tej granicy blisko cztery lata temu, już wtedy sygnalizował kryzys. Na rynkach finansowych panowała wówczas euforia i nie wielu chciało słyszeć o problemach. Pomimo pewnego odreagowania indeksu NAHB w ciągu ostatnich kilku miesięcy, sytuacja w amerykańskim budownictwie w dalszym ciągu jest bardzo trudna - tak źle w tym sektorze nie było, odkąd badane i kwantyfikowane są nastroje w postaci indeksu NAHB, tj. od około 25 lat.

W styczniu o 2,8 proc., w porównaniu z grudniem, wzrosła w Stanach Zjednoczonych liczba rozpoczętych budów prywatnych domów.

To dobra wiadomość, lecz daleko jest od sytuacji sprzed kilku lat. Nawet podczas kryzysów, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 50 lat liczba rozpoczętych budów domów w USA bywała niemal dwukrotnie wyższa, niż podczas obecnego.

Złym zwiastunem na kolejne miesiące jest spadek w ubiegłym miesiącu liczby pozwoleń na budowy domów. Wydano ich 621 tys., dla porównania w grudniu - 653 tys. Również w tym zakresie sytuacja jest najtrudniejsza od pół wieku.

Koniunktura w budownictwie jest ważnym barometrem kondycji gospodarki a także determinuje jej rozwój. Stąd, biorąc pod uwagę powyższe dane, trudno tworzyć dobre prognozy dla Stanów Zjednoczonych. Uważam, że jeszcze przez kilka lat sytuacja za Oceanem nie ulegnie radykalnej poprawie. Jedne wskaźniki będą się poprawiać, inne pogarszać, i na odwrót. Ubiegłoroczne odreagowanie w gospodarce amerykańskiej było efektem interwencji państwa, naruszającej reguły wolnego rynku, lecz jest to droga do nikąd. Teraz będzie trudniej, bowiem skończyły się pieniądze oraz pomysły. 


   
Jan Mazurek
Główny Analityk
Investors Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych SA
  inwestycje.pl

Problemy amerykańskiego budownictwa

Na amerykańskim rynku budownictwa nastąpiła niewielka poprawa – po czterech miesiącach spadków lutowy indeks nastrojów w tym sektorze, obliczany i publikowany przez stowarzyszenie zrzeszające amerykańskich deweloperów (National Association of Home Builders, „NAHB”), wzrósł o 1 pkt.
Daleko jednak temu wskaźnikowi do poziomu 50 pkt., który oznacza wyjście z recesji. Indeks NAHB spadł poniżej tej granicy blisko cztery lata temu, już wtedy sygnalizował kryzys. Na rynkach finansowych panowała wówczas euforia i nie wielu chciało słyszeć o problemach. Pomimo pewnego odreagowania indeksu NAHB w ciągu ostatnich kilku miesięcy, sytuacja w amerykańskim budownictwie w dalszym ciągu jest bardzo trudna - tak źle w tym sektorze nie było, odkąd badane i kwantyfikowane są nastroje w postaci indeksu NAHB, tj. od około 25 lat.

W styczniu o 2,8 proc., w porównaniu z grudniem, wzrosła w Stanach Zjednoczonych liczba rozpoczętych budów prywatnych domów.

To dobra wiadomość, lecz daleko jest od sytuacji sprzed kilku lat. Nawet podczas kryzysów, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 50 lat liczba rozpoczętych budów domów w USA bywała niemal dwukrotnie wyższa, niż podczas obecnego.

Złym zwiastunem na kolejne miesiące jest spadek w ubiegłym miesiącu liczby pozwoleń na budowy domów. Wydano ich 621 tys., dla porównania w grudniu - 653 tys. Również w tym zakresie sytuacja jest najtrudniejsza od pół wieku.

Koniunktura w budownictwie jest ważnym barometrem kondycji gospodarki a także determinuje jej rozwój. Stąd, biorąc pod uwagę powyższe dane, trudno tworzyć dobre prognozy dla Stanów Zjednoczonych. Uważam, że jeszcze przez kilka lat sytuacja za Oceanem nie ulegnie radykalnej poprawie. Jedne wskaźniki będą się poprawiać, inne pogarszać, i na odwrót. Ubiegłoroczne odreagowanie w gospodarce amerykańskiej było efektem interwencji państwa, naruszającej reguły wolnego rynku, lecz jest to droga do nikąd. Teraz będzie trudniej, bowiem skończyły się pieniądze oraz pomysły. 


   
Jan Mazurek
Główny Analityk
Investors Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych SA
  inwestycje.pl

Hotele straciły 50 procent

Jak pokazują najnowsze badania Cushman & Wakefield Hospitality poziom inwestycji w nieruchomości hotelowe w rejonie Europy, Bliskiego Wschodu oraz Afryki (EMEA) w 2009 r. spadł o 50 proc. Łączna wartość inwestycji w 2009 r. wyniosła 3,2 mld euro (w porównaniu z 6,4 mld euro w 2008 r.), przy czym 50 proc. transakcji stanowiły tzw. sprzedaże wymuszone (distressed sales). Łączny wolumen w roku 2009 był mniejszy o 85 proc. w stosunku do rekordowego wyniku z roku 2007, który wyniósł 19,8 mld euro.

Chociaż rynek w Wielkiej Brytanii odnotował największy spadek w ciągu ostatnich trzech lat, pozostał on najbardziej aktywnym rynkiem w rejonie EMEA. Pomimo 50 proc. spadku w samym tylko roku 2009, wartość inwestycji w tym kraju osiągnęła poziom 935 milionów euro, co stanowi 29 proc. łącznego wolumenu. Na kolejnych miejscach znajdują się Francja i Niemcy, których udział zainwestowanego kapitału w całkowitym wolumenie inwestycji wyniósł odpowiednio 16 proc. oraz 9 proc. (520 milionów oraz 300 milionów euro).

Największą transakcją przeprowadzoną w Europie w 2009 r. był zakup hotelu Radisson Blu Hotel w Hamburgu (560 pokoi hotelowych) przez fundusz Invesco Real Estate od spółki Azure Group za 155 milionów euro. Kolejną transakcją było nabycie kompleksu hotelowo-wypoczynkowego Aviemore Highland Resort w Szkocji przez grupę hotelową MacDonald Hotels od spółki PricewaterhouseCoopers, bedącej syndykiem masy upadłościowej, za kwotę 153 milionów euro. Pod koniec roku została przeprowadzona transakcja nabycia projektu hotelowego przy ul. Strand w Londynie za sumę 125 milionów euro przez spółkę zależną banku BBVA.

Rok 2009 charakteryzował się spadkiem liczby zagranicznych nabywców na rzecz inwestorów krajowych. Udział inwestorów z USA zmniejszył się o 68 proc. (790 milionów euro) do poziom 252 milionów euro (93-proc. spadek od 2007 r.). Liczba inwestorów z Bliskiego Wschodu nieco zmalała ich udział w łącznej liczbie w roku 2009 wyniósł 14 proc. Jednak oczekuje się, że rosnące tempo wzrostu gospodarczego przyczyni się w roku 2010 do zwiększenia aktywności inwestorów z tego rejonu podobnie jak nabywców z Dalekiego Wschodu.

Transakcje wymuszone stanowiły 50 proc. łącznej wartości wolumenu inwestycji, przy czym część dotyczyła sprzedaży dokonywanych w postępowaniu upadłościowym, z wyraźnym nasileniem się tej tendencji pod koniec roku. Biorąc pod uwagę fakt, że na rynek trafią duże portfele nabyte w 2005 r., których dług uprzywilejowany staje się wymagalny, możemy się spodziewać dalszego wzrostu liczby transakcji wymuszonych.

Nick Pattie, dyrektor zarządzający firmy Cushman & Wakefield Hospitality, powiedział: "Potrzeba refinansowania pożyczek zaciągniętych w okresie hossy na realizację projektów hotelowych może spowodować ponowny wzrost liczby transakcji w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Na rynku jest wielu inwestorów dysponujących dużym kapitałem, którzy niecierpliwie czekają na takie okazje".

Philip Camble, dyrektor firmy Cushman & Wakefield Hospitality, powiedział: "Profil inwestorów pod względem narodowości, którzy dokonywali zakupów w Europie w ostatnich pięciu latach zmienił się znacząco. Udział nabywców z USA wyraźnie zmalał na korzyść nabywców z Europy. Nabywcy z Wlk. Brytanii także skorzystali z okazji i zwiększyli swoją obecność na rynku, i chociaż aktywność graczy z Bliskiego Wschodu nieco spadła, oczekujemy jej wzrostu zarówno w tym roku, jak i w przyszłości".

źródło informacji: Informacja prasowa

Hotele straciły 50 procent

Jak pokazują najnowsze badania Cushman & Wakefield Hospitality poziom inwestycji w nieruchomości hotelowe w rejonie Europy, Bliskiego Wschodu oraz Afryki (EMEA) w 2009 r. spadł o 50 proc. Łączna wartość inwestycji w 2009 r. wyniosła 3,2 mld euro (w porównaniu z 6,4 mld euro w 2008 r.), przy czym 50 proc. transakcji stanowiły tzw. sprzedaże wymuszone (distressed sales). Łączny wolumen w roku 2009 był mniejszy o 85 proc. w stosunku do rekordowego wyniku z roku 2007, który wyniósł 19,8 mld euro.

Chociaż rynek w Wielkiej Brytanii odnotował największy spadek w ciągu ostatnich trzech lat, pozostał on najbardziej aktywnym rynkiem w rejonie EMEA. Pomimo 50 proc. spadku w samym tylko roku 2009, wartość inwestycji w tym kraju osiągnęła poziom 935 milionów euro, co stanowi 29 proc. łącznego wolumenu. Na kolejnych miejscach znajdują się Francja i Niemcy, których udział zainwestowanego kapitału w całkowitym wolumenie inwestycji wyniósł odpowiednio 16 proc. oraz 9 proc. (520 milionów oraz 300 milionów euro).

Największą transakcją przeprowadzoną w Europie w 2009 r. był zakup hotelu Radisson Blu Hotel w Hamburgu (560 pokoi hotelowych) przez fundusz Invesco Real Estate od spółki Azure Group za 155 milionów euro. Kolejną transakcją było nabycie kompleksu hotelowo-wypoczynkowego Aviemore Highland Resort w Szkocji przez grupę hotelową MacDonald Hotels od spółki PricewaterhouseCoopers, bedącej syndykiem masy upadłościowej, za kwotę 153 milionów euro. Pod koniec roku została przeprowadzona transakcja nabycia projektu hotelowego przy ul. Strand w Londynie za sumę 125 milionów euro przez spółkę zależną banku BBVA.

Rok 2009 charakteryzował się spadkiem liczby zagranicznych nabywców na rzecz inwestorów krajowych. Udział inwestorów z USA zmniejszył się o 68 proc. (790 milionów euro) do poziom 252 milionów euro (93-proc. spadek od 2007 r.). Liczba inwestorów z Bliskiego Wschodu nieco zmalała ich udział w łącznej liczbie w roku 2009 wyniósł 14 proc. Jednak oczekuje się, że rosnące tempo wzrostu gospodarczego przyczyni się w roku 2010 do zwiększenia aktywności inwestorów z tego rejonu podobnie jak nabywców z Dalekiego Wschodu.

Transakcje wymuszone stanowiły 50 proc. łącznej wartości wolumenu inwestycji, przy czym część dotyczyła sprzedaży dokonywanych w postępowaniu upadłościowym, z wyraźnym nasileniem się tej tendencji pod koniec roku. Biorąc pod uwagę fakt, że na rynek trafią duże portfele nabyte w 2005 r., których dług uprzywilejowany staje się wymagalny, możemy się spodziewać dalszego wzrostu liczby transakcji wymuszonych.

Nick Pattie, dyrektor zarządzający firmy Cushman & Wakefield Hospitality, powiedział: "Potrzeba refinansowania pożyczek zaciągniętych w okresie hossy na realizację projektów hotelowych może spowodować ponowny wzrost liczby transakcji w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Na rynku jest wielu inwestorów dysponujących dużym kapitałem, którzy niecierpliwie czekają na takie okazje".

Philip Camble, dyrektor firmy Cushman & Wakefield Hospitality, powiedział: "Profil inwestorów pod względem narodowości, którzy dokonywali zakupów w Europie w ostatnich pięciu latach zmienił się znacząco. Udział nabywców z USA wyraźnie zmalał na korzyść nabywców z Europy. Nabywcy z Wlk. Brytanii także skorzystali z okazji i zwiększyli swoją obecność na rynku, i chociaż aktywność graczy z Bliskiego Wschodu nieco spadła, oczekujemy jej wzrostu zarówno w tym roku, jak i w przyszłości".

źródło informacji: Informacja prasowa

Odzyskasz 75 proc. ciepła

Odzyskasz 75 proc. ciepła
Jak projektować i eksploatować budynki, by zużywać jak najmniej energii elektrycznej - na to pytanie w ciągu najbliższych trzech lat mają odpowiedzieć naukowcy ze Śląska i Małopolski. Efektem ich badań ma być modelowa instalacja energetyczna oraz poradnik dla budowlańców.

Badania, dotyczące optymalizacji zużycia energii elektrycznej w różnego typu obiektach, są częścią ogólnopolskiego projektu badawczego służącego zwiększeniu efektywności energetycznej budynków. Konkurs w tej dziedzinie rozstrzygnęło niedawno Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Badania przeprowadzą naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Politechniki Śląskiej w Gliwicach oraz eksperci z Parku Naukowo-Technologicznego Euro-Centrum w Katowicach. Liderem projektu jest Wydział Elektrotechniki, Automatyki, Informatyki i Elektroniki AGH, pod kierunkiem prof. Mariana Nogi.

"Prace konsorcjum rozpoczną się od diagnozy czynników zużycia energii w polskich budynkach i zdefiniowania dostępnych nowych technologii, które poprawiają efektywność obiektów. Na tej podstawie powstanie modelowa instalacja, która będzie testowana w budynkach Euro-Centrum oraz AGH" - wyjaśnił Dawid Szarański z parku Euro-Centrum.

Analiza pracy tej instalacji będzie podstawą ostatniego elementu projektu - stworzenia wytycznych, które znajdą się poradnikach dla projektantów i zarządców budynków.

To nie jedyny projekt badawczy w dziedzinie energetyki, w którym uczestniczy katowicki Park Naukowo-Technologiczny. Jego eksperci badają także, jakimi metodami, gdzie i jakim kosztem można budować domy, kompleksy mieszkalne i biurowce, zasilane przede wszystkim energią ze słońca, wiatru, wody i powietrza.

Wart 6 mln zł projekt pod nazwą "Zwiększenie wykorzystania energii z odnawialnych źródeł energii w budownictwie" realizuje konsorcjum naukowo-przemysłowe Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Śląskiego, Głównego Instytutu Górnictwa, Instytutu Technik Innowacyjnych Emag oraz Parku Euro-Centrum.

Nieprzypadkowo, oprócz placówek naukowych, członkiem konsorcjów jest Park Naukowo-Technologiczny Euro-Centrum w Katowicach. Wiosną ubiegłego roku na jego terenie otwarto Innowacyjny Budynek Energooszczędny, zużywający do ogrzewania i chłodzenia ok. jedną trzecią energii w porównaniu ze standardowymi biurowcami.

To jeden z pierwszych obiektów o takich właściwościach w Polsce. Roczne zużycie energii do jego ogrzania w przeliczeniu na metr kwadratowy wynosi ok. 32 kilowatogodziny, przy zużyciu ok. 120 kWh w tradycyjnym budynku. Jednak spełnienie kryterium tzw. budynku pasywnego wymaga zejścia poniżej granicy 15 kWh - taki obiekt ma powstać w Parku w przyszłości.

Energooszczędność katowickiego budynku osiągnięto m.in. dzięki specjalnemu systemowi grzania i chłodzenia. Zainstalowano tam bowiem pompę ciepła korzystającą z geotermii z czterech 18-metrowych studni. Pompa wydobywa ciepłą wodę z ziemi i dodatkowo ją dogrzewa. W budynku nie ma ani grzejników, ani klimatyzacji. Ogrzewają go i chłodzą instalacje w grubych stropach z 30-centymerowych płyt żelbetowych. Latem przez stropy przepływa chłodna woda z ziemi - o temperaturze ok. + 12-15 stopni. Zimą woda ma ok. + 30 stopni - działa to podobnie jak ogrzewanie podłogowe.

W konstrukcji zastosowano tradycyjne materiały budowlane - beton, stal, cegłę i płytę gipsowo-kartonową. Zamontowano w nim jednak także m.in. szczelną, mechaniczną wentylację z tzw. rekuperatorem. To wymiennik ciepła, który odzyskuje 75 proc. ciepła z wypychanego na zewnątrz zużytego powietrza i przekazuje je świeżemu.

W budynku nie ma instalacji gazowej, a energia elektryczna służy tylko do oświetlenia oraz zasilania urządzeń biurowych i pompy ciepła. Obiektem zarządza system elektroniczny, kontrolujący temperaturę na poszczególnych piętrach i decydujący o ewentualnym dodatkowym chłodzeniu lub grzaniu. Został on zintegrowany z żaluzjami. Sprawia, że opustoszały budynek przechodzi w stan uśpienia - system zamyka w weekendy wentylację dla zaoszczędzenia zgromadzonego wewnątrz ciepła. Koszt takiego budynku był wyższy od tradycyjnego o ok. 10 proc.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies